Szkoła marzeń

 

Czym jest dziecko?

Czym jest ta połowa ludzkości,

żyjąca razem i obok nas w tragicznym rozdwojeniu?

Nakładamy na nią brzemię obowiązków

jutrzejszego człowieka, nie dając żadnego z praw

człowieka dzisiejszego”.

Janusz Korczak


Myślę, że każdy z nas ma wizję szkoły marzeń, do której chciałby posłać swoje dzieci i która stałaby się normą, a nie luksusem dla przyszłych pokoleń.

Zewsząd docierają do nas informację o negatywnych skutkach nauczania i niesprzyjających metodach, które to zamiast motywować do nauki i sprzyjać rozwojowi dzieci, zniechęcają i wpływają na ich niskie poczucie wartości uczniów.

Pytanie - jak powinna wyglądać ta sprzyjająca szkoła, do której dzieci idą z radością i entuzjazmem, a nie za karę i z poczucia obowiązku?

Pytanie - ile jeszcze lat musi upłynąć, by cokolwiek się zmieniło?

Pytanie - czy w ogóle to, o czym chcę napisać i na co czeka większość, ma szansę być wcielone w życie?

Miałam już okazję wypowiedzieć się w tym temacie we wpisie: https://dziennikarskieinspiracje.blogspot.com/2020/02/tego-w-szkole-sie-nie-dowiesz.html

Celem dzisiejszego wpisu nie jest powielanie myśli ekspertów i autorów tekstu o tej tematyce, ale pokazanie własnych oczekiwać i podzielenia się własnymi myślami. Wielokrotnie spotykam się z treściami mówiącymi o przeładowanym materiale szkolnym, zbędnej wiedzy, która nie przydaje się w życiu, skupianiu na brakach zamiast wydobywaniu z uczniów, tego co w nich najwartościowsze, no i przede wszystkim o tym, jak chęć zdobycia dobrych ocen bierze górę nad chęcią przyswajania wiedzy. I ten właśnie ostatni wspomniany aspekt, a mianowicie oceny, są największą sprawą do przedyskutowania. Bo, jak zachęcić uczniów do zdobywania wiedzy, w jaki sposób sprawdzić, to czego się nauczyli bez wystawiania tak zwanych stopni? Wyobraźmy sobie, że od jutra dzieci nie dostają ocen, a klasówki mają za zadanie sprawdzić wiedzę pomijając, jakąkolwiek ocenę. Myślę, że efekt byłby przewidywalny i nie wiem kogo zmobilizowało do poświęcenia czasu, by przyswoić materiał, co zamiast tego?

Życie, dla szkoły i brak czasu na życie

Choć czasy szkolne już dawno za mną, to jeszcze pamiętam, jak brakowało mi zwykłego, wolnego czasu na odpoczynek, szczególnie w szkole średniej. Sporo godzin lekcyjnych i mnóstwo prac domowych, ciągłe sprawdziany, lektury, referaty, wypracowania itp. Pod tym względem nie wiele się zmieniło i uczniom niezmiennie brakuje czasu na życie. Szkoła, szkoła, szkoła, często z nastawieniem - „po co mi to, przecież to mi się nie przyda”. Oczywiście nie mamy zdolności wybiegania w przyszłość, ale jeśli ktoś jest humanistą, to już wie, że skoro z matematyką mu nie po drodze, nie będzie jej chciał kontynuować w przyszłości i odwrotnie, skoro ktoś jest ścisłym umysłem matematycznym, a sprawia mu trudność napisanie choć kilku zdań z sensem, to raczej nie będzie podążał drogą pisarza czy mówcy. Praktyka czyni mistrza, ale po co ciągle skupiać się na brakach, czy nie lepiej doskonalić umiejętności, które nie dość, że łatwo przychodzą, to jeszcze sprawiają radość i dają satysfakcję. Wychodzenie że strefy komfortu, które stało się popularne ostatnimi czasy, może jest metodą, ale nie zawsze się sprawdza.

Szkoła lubi wszechstronnie uzdolnionych, geniuszy i dobrych ze wszystkiego, ale to tylko nieliczni, których wszechświat obdarzył niezwykłym talentem. Czy przypadkiem nie rodzi się tu zjawisko perfekcjonizmu i chęci udowodnienia, że się podoła, choćby nawet musieć poświecić wiele? A jak wiemy perfekcjonizm nie ma nic wspólnego z radością życia, a jedynie chęcią nieustannego ulepszania, poprawiania, co w konsekwencji nie prowadzi i tak do zadowolenia, a nieustającego niedosytu albo zjawiska prokrastynacji, czyli odkładania na później, nie mającego nic wspólnego z lenistwem, a lękiem przed tym, że nie uda się sprostać zadaniu. https://dziennikarskieinspiracje.blogspot.com/2021/05/w-sidach-perfekcjonizmu.html

Szkoła nie przygotuje Cię do życia i nie nauczy rozwiązywania problemów

Żyjemy w czasach, gdzie treści psychologiczne są dostępne dla każdego. I nie trzeba wcale czytać podręczników akademickich z tej dziedziny, by dowiedzieć się o rzeczach niepodważalnych i otwierających oczy na wiele aspektów codzienności, z którymi trudno się nie zgodzić.

Chociażby wrażliwość, która traktowana była przez lata, jak przekleństwo, dziś jest tym elementem osobowości, z której można wiele wyciągną i przekuć w zaletę, a nie oznakę słabości.

Dziś emocjom nadaje się niezwykłe znaczenie, mówi się, że nie ma złych emocji i nie ma co z nimi walczyć, bo wtedy wracają ze zdwojoną siłą. Jedna z e szczególnych emocji jest złość, o której dziś rozpisują się portale psychologiczne, której to również przeznaczyłam osobny wpis

https://dziennikarskieinspiracje.blogspot.com/2021/06/uwolnij-swoja-zosc.html

Dziś mamy dostęp do tego, jak zarządzać emocjami, aby nam służyły. Modne słowo ostatnich lat empatia, czyli zdolność współodczuwania. I nie chodzi, tylko o współczucie, ale przede wszystkim rozpoznanie emocji u drugiej osoby, a także wiedza, co z nimi zrobić. Przecież kalejdoskop emocji towarzyszy nam przez całe życie, nie da się żyć bez uczuć. Pomimo, że relacje międzyludzkie, są nieodłącznym elementem naszego życia, to wiedza o nich nie jest rolą szkoły. O ile mówi się o tym, że dobre relacje między uczniami, czy między nauczycielami a uczniami są bardzo ważne, to umiejętność ich tworzenia i wiedza, jak je tworzyć nie jest wpisana w obowiązujący materiał szkolny. Jeżeli już jesteśmy przy relacjach, to w szkole nie brakuje przecież relacji pełnych napięć tj. cyber przemoc, konflikty między uczniami. I nie musi to być od razu przemoc fizyczna, ale słowna, która pozostawia równie dotkliwe znaki, jak fizyczna, bo pomimo, że nie ma siniaków, pozostawia trwałe ślady w psychice dziecka, bez względu na częstotliwość występowania sytuacji przemocowych. Niezbędną umiejętnością, by temu się przeciwstawić jest wyznaczanie granic, odwaga mówienie dość lub poproszenia o pomoc w sytuacjach kryzysowych, co nie powinno być powodem do wstydu, a naturalną rzeczą prowadzącą do zadbania o siebie. Wiedza o tym byłaby na wagę złota, dla dzieci potrzebujących pomocy, a wstydzących się o nią poprosić. I nie chodzi tu tylko o przemoc w obrębie szkoły, ale również przemoc w domu rodzinnym, która nie zawsze jest przemocą fizyczną, słowną, seksualną, ale może przybierać formę zaniedbywania dziecka przez rodziców, co więcej popularny termin – parentyfikacja, czyli sytuacja, gdy dziecko staje się opiekunem własnego rodzica, a przytłoczony opieką, mnóstwem obowiązków boryka się z problemami, o których ogół nie ma pojęcia. Taki dramat dziecka rzutuje na jego przyszłość, zaniża samoocenę, prowadzi do zaniedbaniem własnych potrzeb, pojawia się poczuciem winy, że gdybym starał się bardziej rodzic, by to docenił że choć przez chwilę pomyślało się o sobie, a jedynym ratunkiem od tego jest sampoświęcenia i coraz większe przekonania, że nie można przysparzać kłopotów rodzinie. Konsekwencją jest tłumienie złości, wzięcie na siebie odpowiedzialności niż zobaczenia, że rodzic wadliwy, zimny, niedostępny. Pochwały i uznanie skierowane pod adresem dziecka nie służą mu, bo tak naprawdę nie są skierowane do niego, a wobec schematu samopoświęcenia. To wszystko nie będzie bez znaczenia dla jego dorosłego życia, gdy ciągle będzie miało potrzebę ratowania innych. Szukało na partnera kogoś agresywnego, czyli tej stłumionej agresji, którą gromadziło w sobie lub samo stanie się agresywne.

Przemoc i zaniedbanie, o którym wspomniała, to nie jedyne „defekty” nie sprzyjające rozwojowi dzieci, do tych nie bez znaczenia możemy zaliczyć syndrom DDA lub DDD. Dorosłe Dzieci Alkoholików i Dzieci z Rodzin Dysfunkcyjnych. Zarówno jedne jak i drugie wykazują wspólne cechy, o których nie sposób szczegółowo poświęcić uwagę. Jednym i drugim brakuje zaufania do drugiego człowieka, nie tolerują zmian, czy wykazują uczucie ciągłego napięcia. Jedno jest pewne takie dzieci wymagające szczególnego zaopiekowania, a uświadomienie im, że zaistniała sytuacja nie jest ich winą i powodem do wstydu, powinna być priorytetowa, jak również uświadomienie im tego, że w żaden sposób ich to nie stygmatyzuje i nie musi rzutowań na resztę życia. Rodziny dysfunkcyjne, to niekoniecznie rodziny przemocowe i takie, w których pojawiło się uzależnienie, to takie, które nie spełniają swoich funkcji i nie służą prawidłowemu kształtowaniu drugiego człowieka.

Rodzina ma największy wpływ na wychowanie, ale rzetelna wiedza, która mogłaby pojawić się w szkole mogłaby być nieoceniona, w przypadku, gdy rodzina nie daje wsparcia, a zrozumienie trudnej sytuacji i nie wstydzenie proszenia o pomoc, mogłoby pomóc dzieciom w wielu podbramkowych sytuacjach.

Uzależnienie to głośne tematy ostatnich paru lat i o ile najbardziej popularne to alkoholizm, narkomania, to musimy pamiętać, że uzależnieniem może być wszystko, zakupy, internet, druga osoba. Merytoryczna wiedza w tym zakresie mogłaby pomóc wielu ludziom rozpoznać pierwsze symptomy, określić podatność i nauczyć, jak radzić sobie z napięciami, by nie szukać ujścia w sięganiu po używki, bo jak wiadomo nie uzależniamy się od papierosów, alkoholu, zakupów, ale od ulgi, jaką daje kontakt z tym wszystkim, tylko to nie rozwiązuje sedna problemu.

Nie wszyscy uczniowie borykają się z trudną sytuacją rodzinną, ale jedno łączy wielu uczniów, to stres i nie mam tu na myśli fobi społecznej, ale stresu, który pojawia się na co dzień, przed sprawdzianem, przed natłokiem zajęć, przed kolejnym trudniejszym dniem w szkole. Często to lęk przed oceną, poczucie wstydu, bo wiadomo nasze temperamenty są różne. Wstyd to nic innego, jak porównywanie się i uczucie, że jest się gorszym, brzydszym, mniej zdolnym, mniej błyskotliwym, obawa, przed tym, że ktoś nas nie polubi i nie zaakceptuje takim, jakim jesteśmy, co może przerodzić się w chęć izolacji i stać się samospełniającą się przepowiednią. Skoro czuję się małowartościowy, izoluję się, nie mam dostępu do innych, jak ma więc czerpać satysfakcję z relacji? Poczucie wartości to najważniejsza sprawa, odgrywającą piorunującą rolę w życiu, rzutuje na tworzenie związków, znalezienie pracy, życiową zaradność. Jak więc skutecznie mogłaby ją budować szkoła i wzmacniać w każdym uczniu. Tak, jak już wspomniałam na początku, skupienia na brakach i wytykanie błędów, to droga donikąd, droga do jeszcze większego zamknięcia i poczucia niedoskonałości i bycia kimś do „poprawki”. Najlepszą metodą uważam, byłoby wydobycie, tego co określamy mianem dobrych stron, a także pokazanie, że ludzie idealni to mrzonki i bajki. Wszystko, to niewątpliwie wpłynęłoby na zmniejszenie poczucia wstydu, stresu, wszechogarniającej presji sprostania wszystkiemu na sto procent. Sukces i porażka, to pojęcia względne, dla jednego ucznia sukcesem będzie wygranie wszystkich szkolnych olimpiad, a dla drugiego sukcesem będzie odważenie się zabrania głosu na forum klasy, bo w końcu się odważył i na drugi raz będzie mu łatwiej. Podobnie z porażką, często nadużywanym słowie ostatnich czasów. Porażka stanie się porażką tylko wtedy, gdy nadasz jej takie znaczenia. Czy osoba zdobywająca ostatnie miejsce w maratonie musi uznać ten fakt za porażkę? Sam wie, ile musiał poświęcić, by jednak dobiec do mety. Czy rozpad związku musi oznaczać porażkę, gdy żona opuszcza męża oprawcę, ratuje siebie i dzieci, wychodzi spod władzy tyrana, opuszczając rolę ofiary i biorąc sprawy w swoje ręce? Porażką jest niespróbowanie i niewyciągnięcie lekcji. Czasami rezygnacja i odpuszczenie jest większą odwagą niż udowadnianie ogółowi, że dojdzie się po trupach do celu, często wycieńczonym, ale dla wielu dobre wrażenie jest więcej warte niż własny spokój. Chęć udowodnienia, że jest się kimś, ciągła kontrola lęk przed błędem, to droga na manowce. Błędy nie określają wartości człowieka, tak samo, jak oceny ucznia. Każdy jest wartościowy sam w sobie, tak różny i tak idealnie niedoskonały. Jednak dzieci tego nie wiedzą, bezkrytycznie wierzą dorosły, ufają, że starsi wiedzą lepiej i tak jeśli powiesz dziecku, że jest głupie to ono w to uwierzy. Tak też uwierzy w opinię innych, niekiedy niesprawiedliwe i raniące, projektujące na nich własne doznania i prawdy nich samych. Nie budujemy opinii o sobie w oparciu o zdanie innych na nasz temat, a wtedy krytyka nie jest nam w stanie nic wyrządzić. Myśląc o sobie dobrze, masz więcej tolerancji i zrozumienia dla innych, mając stabilne poczucie wartości nie zależysz od zadania innych, w żaden sposób nie wpływa to na twoje decyzje ani na twoje nastroje, nie stajesz się człowiekiem zewnątrz sterownym, a sprawczym niezależącym od nikogo. Takim, który nie staje się narzekającą ofiarą, obwiniającą innych ale osobą, która wie, że nawet, jeśli nie na wszystko ma wpływ, to jest w stanie zdecydować, co z tym zrobi.

To wszystko ma swój początek w naszych programach i przekonaniach, które nie zawsze nam sprzyjają, powodują myśli, te wywołują emocje, które to z kolei popychają nas do odpowiednich działać albo ich braku. Jak widzisz, to skomplikowany proces, nad którym możemy pracować, aby żyło się lepiej, samo uświadomienie sobie, że nie jesteśmy swoimi myślami, a życie postrzegamy przez pryzmat filtrów, mogłoby zmienić naszą perspektywę postrzegania rzeczywistości, innych i siebie.

Można byłoby jeszcze tak długo, a ten punkt mógłby nie mieć końca, ale chciałam chociaż w pewnym stopniu przekonać Cię, jak wiele jest istotnych spraw i metod, by żyło się lżej i lepiej i gdyby nasze dzieci miały do ich dostęp w postaci warsztatów, to dałoby im to o wiele więcej niż ciągłe zaprzątanie głów materiałem, który w żaden sposób nie przyda im się w życiu, a jego zadaniem będzie metoda 3 Z, czyli zakuć, zaliczyć i zapomnieć. Budowa pantofelka, znajomość mórz, gór, pustyń, wyżyn i nizin, na całym świecie, niezrozumiałe regułki z fizyki, czy wykucie biografii poetów nie wiele przyniesie korzyści, to wszystko jest na chwilę, a podnoszenie komfortu, życia, praca nad pewnością siebie, wzmocnienie poczucia własnej wartości, uświadomienie, że inteligencja emocjonalna jest równie ważna jak każda inna zaowocuje w przyszłości, przyniesie więcej korzyści niż znajomość całego materiału szkolnego. Cóż nam po całej tej wiedzy, skoro w przyszłości nasze dzieci nie będą umiały jej wykorzystać lub nawet nie chciały podejmować wyzwań ze względu na nieradzenie sobie z problemami natury psychologicznej, borykaniem się z lękiem przed odrzuceniem, byciem niewystarczającym i niezasługującym, poczuciem, ze po co próbować i tak inni są lepsi i mądrzejsi.

Wszystko co wymyśli Twoje dziecko jest ważne

Dzieci są bardzo kreatywne, a ciągłe powtarzanie, że dziś tylko tablety i komputery jest bardzo krzywdzące. Wiem to po swojej córce, która oczywiście korzysta z udogodnień dzisiejszych technologii, ale potrafi to wykorzystać do własnych pomysłów. Nie mam celu, by w tym wpisie chwalić się, jakie zajęcia potrafi zorganizować sobie moja córka, bo dziś nie o tym, ale chcę powiedzieć, że każde z dzieci ma swoje zainteresowania i mocne strony, które mógłby zaprezentować kolegom albo nawet zarazić swoją pasją innych. A co jeśli w ramach lekcji dzieci mogłyby dzielić się tym na forum klasy. Czy nie byłaby to wspaniała metoda wzmocnienia poczucia swojej wartości i pokazania, ze każdy ma swoje mocne strony, pomimo że nie zawsze, to znajduje odzwierciedlenie w ocenach.

Szkoła to nie samo zło

Ten post nie ma wcale na celu pokazać, że szkoła wyrządza więcej krzywd niż korzyści. I jestem przeciwnikiem podejścia, że: „po co nam tabliczka mnożenia, skoro są kalkulatory” albo:” po co uczyć się ortografii”, skoro komputer podkreśli błędy. Takie podejście mnie załamuje, nie wyobrażam sobie, sytuacji, w której ktoś musi sięgną po kalkulator w banalnej sytuacji, czy zajrzeć do słownika, by dowiedzieć się jak napisać słowo „góra”. Wiele szkolnej wiedzy przydaje się w życiu. Dziś wiem, że gdyby nie moje wymagające polonistki, masa wypracować, które napisałam, czytanie lektur dziś nie pisałabym dla Was tego wpisu lub pisałabym go przez dwa tygodnie zastanawiając się, jakiej formy użyć. Oczywiście, że pisanie wypracowań to zupełnie inna bajka, ale jednak warsztat robi swoje, no i zamiłowanie do tego co się robi.

Zajęcia dodatkowe w ramach lekcji? Czemu nie

Żyjemy w czasach, gdzie zajęć dodatkowych nie brakuje, szczególnie w dużych miastach. Jedyne czego brakuje to czasu na nie i to nie tylko dzieciom przeładowanych materiałem szkolnym, ale także zapracowanym rodzicom, którzy po pracy spieszą do domu ogarnąć kolejne obowiązki, pomóc w lekcjach i przygotować się do dnia następnego. A co, jeśli te zajęcia byłyby w ramach lekcji, gdy każdy miałby dostęp i możliwość realizowania tego, co interesuje go najbardziej. I nie chodzi mi wcale o trzy zajęcia dodatkowe do wyboru: piłka, tańce i śpiew, ale więcej zajęć tematycznych, co sprawiłoby, że szkoła nie kojarzyłaby się tylko z przykrym obowiązkiem, ale miejscem, w którym można zrobić coś, co napędza do działania.

Współpraca i wspólny front

Wiadomym jest, że zmiana idzie z góry i szczerze mówiąc to o czym napisałam, nie ma szans ziścić się tylko za sprawą dobrych chęci nauczycieli, dyrektorów, czy pomocy rodziców. Pytanie - czy kiedykolwiek doczekamy się szkoły, która nie będzie przymusem, przykrym obowiązkiem, przyswajaniem wiadomości z uczuciem bez sensu, marzeniami o końcu roku, zaliczenia kolejnego sprawdzianu, odbębnieniem dnia następnego, obawą przed oceną, poczuciem bycia niewystarczającym?

Na razie to wszystko pozostanie w sferze marzeń i szczerze wątpię, czy kiedykolwiek powstanie szkoła przyjazna uczniom kształtująca ich na świadomych ludzi z poczuciem, że mogą zostać kimkolwiek zapragną, bo każdy z nich zasługuje na wszystko co najlepsze, bez względu na zdolności, bez względu na sytuację rodzinną, bez względu na wszystko.

Mam nadzieję, że ten długi wpis Cię nie znudził, a skłonił do refleksji, nad przyszłością przyszłych pokoleń. A jak Ty wyobrażasz sobie szkołę marzeń? Czy uważasz, że szkoła przyjazna uczniom ma szansę wyjść poza sferę marzeń?














Komentarze

Popularne posty