Szkoła online - w odpowiedzi na pewien list

Tíz dolog, amitől okosabb lesz a gyereked – mit állít a Times Magazin?


Zdalne nauczanie dało się we znaki uczniom, nauczycielom i rodzicom. Przyszło nam zdać egzamin z wytrwałości, pokory, cierpliwości i z czego jeszcze to każdy może sobie dopowiedzieć według własnego uznania i według tego czego doświadczał podczas tej kwarantanny oraz prób wdrażania w nowe metody nauczania. Taki to był trochę przymusowy chellenge, z tym że beztroskiej zabawy dla fanu nie przypominał, a raczej dla wielu oznaczał przykry obowiązku i odhaczenie wykonanego zadanie na odczepnego. 

Nikt nie był gotowy na szkołę online, bo jak można było się przygotować do tego, co zostało nam zafundowane. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że naprzeciw wychodzą nowe technologie, które są szansą na choć odrobinę normalności w tym nienormalnym świecie. Wiadomo każdy lubi ponarzekać na nauczycieli, system nauczania, Ministerstwo Edukacji, ale gdyby nie ta nauka na odległość, kto wie, czy dzieci i młodzież nie musiałyby powtarzać całego roku szkolnego?

Na temat zdalnego nauczania wypowiedziałam się w artykule o tymże tytule (https://dziennikarskieinspiracje.blogspot.com/2020/05/Zdalnenauczanie.HTML). Zachęcam do zapoznania się z nim, bowiem bez sensu będzie powtarzanie przeze mnie tych samych myśli, wszak nie chcę być jak zacięta płyta.

Do napisania tego tekstu zainteresował mnie list, jaki napisała matka jednego z uczniów szkoły podstawowej do ministra Piontkowskiego, domagając się bezwzględnie rozliczenia się z nią, jak innymi rodzicami i zapłacenia określonej kwoty, w tym wypadku mówimy o 1750 zł, za nauczanie własnego, powtarzam własnego dziecka w czasie kwarantanny.
Umówmy się, łatwo nie było, każdy radził sobie najlepiej jak potrafił, uczył się nie tylko jak być nauczycielem, ale także jak pogodzić wiele innych obowiązków, opanować aplikacje i odsyłanie prac domowych itp., ale na Boga, to są nasze dzieci, NASZE. Nie wpadłabym na pomysł, by domagać się pieniędzy od kogokolwiek z takiego tytułu, że moje dziecko mogło na mnie liczyć, w tak specyficznym, również dla niego, czasie. Jak widać podejście do tej kwestii może być różne i ktoś to widzi zupełnie inaczej. Podobnie jak różnie widzi się w tym wszystkim rolę nauczyciela w kwestii jego nicnierobienia, bowiem większość obstaje przy swoich racjach, próbuje wmawiać innym, że teraz nauczyciel tylko siedzi w domu, a kaska i tak leci. Większość nie ma pojęcia o pracy nauczyciela podczas kwarantanny, ale też o pracy nauczyciela w ogóle. No to ja już nie mam więcej pytań do takich osób. Na tematy, które człowiek nie ma pojęcia, powinien się nie wypowiadać, a tym bardziej wychylać do odpowiedzi, bo w takim przypadku kompromitacja staje się nieunikniona. 

O ile nie byłam zwolennikiem ubiegłorocznego strajku nauczycieli i nie przyklaskiwałam im, gdy pozamykano szkoły, pozbawiając podstawowego prawa do nauki, tak teraz nie podpisuję się pod stwierdzeniami typu, że nauczyciele leżą i odpoczywają, a całą robotę odwalają rodzice, czy to, że uczniowie zostają pozostawieni sami sobie. Być może tacy migający się od obowiązków są, ale nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka, tak jak w przypadku świadczeń, że Ci zwolennicy to nieroby, mający dodatkową kasę na picie. Mówienie o ludziach wszyscy, albo nikt, jest już bardzo krzywdzące i skreślające człowieka na starcie, pozbawiające go samodzielnego wypowiedzenia się we własnej kwestii.

Nie ulega wątpliwości, że rodzice mieli dodatkowe zajęcie, bez żadnego przygotowania zostali pedagogami od tak z dnia na dzień. Ale czy w normalnych warunkach tych obowiązków było mniej? Zaprowadzić, przyprowadzić ze szkoły, odrobić lekcje, wyszykować na kolejny dzień. Ok. zaraz ktoś powie, ale rodzice pracują i nie mają z kim zostawić dziecka. Zawsze znajdzie się ten, kto ma gorzej od nas jak i ten, kto ma od nas lepiej. A dziś ten, kto ma gorzej jak wiadomo wygrywa, licytacja na różnych forach trwa w najlepsze, a ludzie jedni drugim tłumaczą się tak głupio jak nieprzygotowany uczeń przed nauczycielem, dlaczego dziś np. nie odrobił pracy domowej. Pani X ma nieciekawą sytuację, bo pracuje i nie ma czasu na odrabianie lekcji, pani Y, nie dość, że ma pracę, to jeszcze dwoje innych dzieci, które ma trudno ogarnąć, a pani Z, nie dość, że posiada, pracę i czwórkę dzieci, to jeszcze męża w delegacji, który siłą rzeczy jest nieobecny, w związku z czym nie pomoże, jak to się ma jednak do pani XYZ, która w ogóle nie ma męża, jest samotna matką trójki dzieci zdaną na siebie i własne siły, pomocy znikąd nie widać i jeszcze to zdalne. I tak w kółko, a ja to, a ja tamto, a jak to może tak być, że tej szkoły nie ma. Prawdopodobnie licytując się z powyższymi osobami przegrałabym na starcie, bo póki co zawodowo nie pracuje, pisze sobie jakiegoś tam bloga, czy może i bloczka, mam męża, no jedyne co mogłoby przemawiać na moją korzyść, w celu lepiej zakończonej licytacji, to to, że mam bardzo rozwydrzonego brzdąca, rwącego się do kompa, jak tylko zasiadamy ze starszą córką do lekcji. No, ale to nic w porównaniu z tym, co mają inni przecież. Dlatego tu licytować się nie będę, no i nie będę kłamać, jakoś bardzo we znaki zdalne mi się nie dało, w mojej ocenie aż tak dużo tego nie było, bez przesady. Wiadomo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A w kwestii zdalnego dla mnie było lekko, łatwo i nawet przyjemnie.
Trochę zachowujemy się tak jakby za całą propagandę koronawirusa odpowiedzialni byli nauczyciele, czy MEN, a teorie spiskowe były ich dziełem, żeby „odpocząć”.

Oczywiście, że nic nie zastąpi tradycyjnej edukacji, kontaktu z rówieśnikami, a najlepsze aplikacje nie zastąpią lekcji w realu i sprawdzonych metod przekazywania wiedzy, ale nie powinno uderzać to w tych, którzy nie mają nic wspólnego z czasami, które nastały. Nikt nie wie do końca, kto za to wszystko odpowiada. Wiadomo, że szukając winnych człowiek daje upust własnym emocjom no i ma wrażenie, że jest w stanie kontrolować sytuację. I tak jak większość, również nie widzę sensu siedzenia dzieci w domu, kiedy wszystko inne funkcjonuje i przypomina stan rzeczy sprzed tych wszystkich zawirowań. Niemniej jednak trzeba się dostosować, a obwinianie nauczycieli jest zupełnie bezpodstawne, nie mające żadnego przełożenia na rzeczywistość.         

Dlatego też domaganie się zapłaty za wykonaną pracę, jak również wstrzymania pensji nauczycielom jest już, moim zdaniem, przesadą i to nie małą. Oczywiście, że jest to wysiłek i trud, i nie ma z tym co dyskutować. Wysiłek i nauczycieli, i rodziców. Jestem przekonana, że nasza praca na marne nie pójdzie. Dokonujemy inwestycji we własne dziecko, co zaowocuje w przyszłości bez wątpienia. Domaganie się wynagrodzenia za wkład włożony w edukację naszych pociech jest takim samym nietaktem, jak domaganie się wynagrodzenia za wykonywanie obowiązków domowych przez kobiety. Nie ulega wątpliwościom, że praca kobiet w domu jest ważna i stanowi cześć życia bez względu na ich aktywność zawodową, czy jej brak, ale wykonujemy ją dla swoich bliskich i poniekąd dla siebie. Nikt na razie jak dotąd nie wpadł na ten genialny pomysł, aby domagać się zapłaty.

Wiecie co powiedziałbym tej pani o listu? Miałabym dla niej pewną propozycję, mogłabym odrabiać lekcje z jej dzieckiem, oczywiście odpłatnie, bo to w końcu jej dziecko nie moje i chętnie z tego tytułu i z jej kieszeni przytuliłabym to 1750 zł. Ciekawe tylko, czy wtedy tak chętnie by mi je przekazała i zrezygnowała z nauki własnego dziecka? Skoro sama wyliczyła adekwatnie czas spędzony dzieckiem na edukacji do tej kwoty, to chyba nie powinna ją dziwić ta propozycja. 

Drodzy czytelnicy nie chciałabym was straszyć, ale jest taka opcja, że we wrześniu będzie powtórka z rozrywki i nadal możecie pozostać nieodpłatnymi nauczycielami dla swoich dzieci, więc trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość, a nadchodzące wakacje wykorzystać na ładowanie akumulatorów do maksimum.
Dla mnie ta kwarantanna i brak tradycyjnej szkoły, to był odpoczynek od codziennego „latania”, co prawda mniejszy ruch sprawił, że przybyło tu i ówdzie, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Serio to mam nadzieję, że ten cyrk niedługo się skończy, a uczniowie od września zasiądą w szkolnych ławkach i w końcu usłyszą dźwięk dzwonka. Zamiast ekranów będą się wpatrywać w realne twarze nauczycieli i rówieśników, słuchać ich niczym nie zakłócanego głosu. Jest szansa, że niedługo wszyscy odetchną z ulgą i docenią to co do tej pory było tak bardzo oczywiste.


Komentarze

Popularne posty