Wyścig szczurów

Reading | The Craft Chop
    
Wyścig szczurów. Z czym Wam się kojarzy to określeni? Większość z Was zapewne odpowiedziałaby, że odnosi się ono do rywalizacji. Szczególnie w pracy, kojarzy się ze wspinaniem na kolejne szczeble kariery, dążeniem do bycia jeszcze bardziej doskonałym niż się jest, podnoszeniem kwalifikacji, ciągłym niedosytem, chęcią bycia coraz lepszym wręcz idealnym, nie rzadko za cenę wyrzeczenie się życia prywatnego. Pozornie wydawać by się mogło, że wspomniany wyścig jest dobrze znany w dużych korporacjach, firmach itp.   

Wbrew temu co może się wydawać powiedziałabym, że dziś wyścig szczurów zaczyna się o wiele, wiele wcześniej niż w pacy, o wiele wcześniej niż na studiach i o wiele wcześniej niż w podstawówce. Zaryzykowałabym powiedzieć, że zaczyna się już w kołysce, już wtedy, gdy malutkie dziecko nie ma świadomości z czym przyjdzie mu się zmierzyć w dzisiejszym świecie. Mentorami i sprawcami tego całego zamieszania stają się jego rodzice, którzy od razu po pojawieniu się malca pragną wziąć udział w wydarzeniu: „Szybciej, więcej, bardziej”. W wydarzeniu, które da złudne poczucie szczęścia i na pewno nie ułatwi drogi ich dorastającemu dziecku.

Takie czasy dziś wszyscy chcą inwestować w swoje dzieci, chcą zapewnić im jak najlepszy start w przyszłość, dać możliwości rozwoju, szereg sposobów na zdobywanie wiedzy. I nie ma nic w tym złego, bo przecież każdy rodzic chce jak najlepiej dla swoich pociech, chce dać to czego często sam nie miał, to czego nie mogli mu dać jego rodzice. Przekłada własne pragnienia i marzenia na życie dziecka, niekiedy niestety uszczęśliwia je na siłę. Niedosyt jakiego doznał we własnym życiu i brak dostępu do wielu rzeczy, sprawia, że dziś, gdy tylko ma możliwość i pieniądze, od razu chciałby zaoferować tak wiele, że czasami można odnieść wrażenie, że aż za dużo.

Dziś mamy o wiele więcej możliwości, dostęp do nowych technologii, możliwości uczestniczenia w zajęciach rozwijających nasze talenty. Dzisiejszy świat jest nam w stanie zaoferować szereg możliwości, o których przed laty można było tylko sobie pomarzyć.
Ten przesyt wszystkiego sprawił, że ludzie chcieliby wykorzystać wszystko jednym tchem, spróbować nowości, zasmakować każdej dostępnej przyjemności, zarazić tą chęcią swoje pociechy, podarować coś z czego sami nie mogli skorzystać będąc młodymi ludźmi.

Przed laty głównym jak nie jedynym zajęciem dziecka, czy dorastającego człowieka była szkoła. To jej poświęcano najwięcej uwagi, tego wymagali rodzice, nauczyciele, ówczesne realia. Dziś oprócz tradycyjnej edukacji większość dzieci bierze udział w innych aktywnościach, kółkach zainteresować, warsztatach. I jestem jak najbardziej za, warto mieć odskocznię od tego całego kieratu, szczególnie wtedy, gdy to co robimy po szkole staje się sposobem na odreagowania tego całego stresu, sposobem dowartościowania się, poczucia, że jest się w czymś naprawdę dobrym. Być może okaże się, że to czym interesuje się dziecko będzie sposobem na jego życia, bo szkoła, pomimo że jest bardzo ważna, nie zawsze jest nam w stanie zaoferować, to czemu poświęcimy swoją uwagę w przyszłości.

Pragnę tylko powiedzieć, że to wszystko w czym nasze dzieci biorą udział o tyle ma sens, o ile wynika z ich własnych potrzeb i zainteresowań. Sama będąc dzieckiem uczestniczyłam w takich zajęciach, dziś moja córka również ma swoje zainteresowania, które realizuje po szkole. Szkoła jak wiemy z naszego własnego doświadczenie, nie zawsze spełnia nasze oczekiwania, zapewnia to czego akurat potrzebujemy, ale jak wiadomo jest obowiązkowa i dotyczy każdego bez wyjątku, o tyle wszelkie aktywności poza nią są dobrowolną formą rozrywki i powinny wynikać jedynie z chęci samego zainteresowanego, tudzież dziecka biorącego w nich udział.

W większości wypadków to rodzice są mentorami całego tego galimatiasu, bo przecież jak zawsze nie można odstawać od innych, skoro dziecko znajomego może, to moje też nie będzie gorsze. No i będzie można pochwalić się tym, że córeczka, czy synuś odnosi sukcesy i jest taki zdolny. Wszystko super, doceniajmy dzieci, chwalmy je, jak wiadomo nabyte poczucie własnej wartości będzie owocowało przez długie lata. Tylko miejmy świadomość, że robienie czegoś na siłę jest zupełnie bez sensu i nie przyniesie spełnienia naszemu dziecku, może spowodować odwrotny efekt. Jedynie co przyniesie, to poczucie, że trzeba zaspakajając ambicje rodziców własnym kosztem, nie dbając o własne potrzeby, a w skrajnych przypadkach da poczucie warunkowej miłości, czyli takiej, że rodzice kochają za coś, a nie pomimo czegoś. Co oczywiście nie musi dotyczyć tylko tych rzeczy poza szkołą, ale także efektów w nauce. Poczucia, że oceny określają wartość dziecka, a wszelkie wzloty i upadki, sukcesy i porażki decydują o tym, czy jest wartościowym człowiekiem, czy też nie.                        

Każdy posiada te mocne i słabe strony, nikt nie jest chodzącym ideałem bez wad, a porażki są wpisane w życie każdego człowieka i to zapewne trzeba wpajać dzieciom od początku. Nie na próżno mówi się, że człowiek najlepiej się na błędach, że to wzbogaca go o nowe doświadczenia, dzięki nim staje się mocniejszy i bardziej świadomy, co więcej niekiedy dzięki temu może wiele zyskać, mogą otworzyć nam oczy na nowe horyzonty, tracąc coś możemy zyskać nowe, lepsze możliwości. Czasami zamykają się jedne drzwi by mogły otworzyć się inne – większe. Drzwi za którymi jest coś stworzonego specjalnie dla nas.
O tym wszystkim wspominałam w artykule: „Doceniaj swoje dziecko mimo wszystko” (https://dziennikarskieinspiracje.blogspot.com/2019/07/doceniaj-swoje-dziecko-mimo-wszystko.html).

Jednak dziś chciałabym również zwrócić uwagę na to wszystko, co dzieję się zanim dziecko pójdzie do szkoły. Dziś od najmłodszych lat wpajamy, że być znaczy mieć, że nowa bluza z markowym znaczkiem jest lepsza, że taka, a nie inna zabawka ze znajomej firmy jest lepsza, nie mówiąc już o sprzętach elektronicznych, które pochłonęły najmłodszych bez reszty. To wszystko błędnie utwierdza w przekonaniu, że zasób materialnych rzeczy decyduje o wartości człowieka, czyni go lepszym od innych, bardziej godnym uwagi, ciekawszym i bardziej interesującym.

Wyścig, o którym piszę wkradł się niemal do wszystkich płaszczyzn naszego życia. Spójrzcie jak kiedyś chociażby organizowano urodziny: dziecka, tort, prezenty najbliższa rodzina, zdjęcia ze zwykłego aparatu. Dziś urodziny przypominają bale, w wynajętych salach zabaw, najlepiej z przeszkolonym w tym kierunku animatorem, no i profesjonalnym fotografem. Nie wspomnę już o komuniach świętych o których też już pisałam,(https://dziennikarskieinspiracje.blogspot.com/2019/05/komunijne-szalenstwo.html), no i wreszcie osiemnastki na kilkadziesiąt osób, z muzyką na żywo, pełnym kateringiem, bo dziś też tak wszyscy robią, nie można odstawać od reszty, nie wspomnę już o weselach, którym to poświęcę oddzielny tekst. Jednym słowem możnaby rzec „zastaw się, a postaw się”, albo po prostu dziś ludziom się lepiej powodzi.                        

Tak czy inaczej „wyścig szczurów” trwa w najlepsze, bez względu na finansowe zasoby, dziś nie wypada nie mieć, nie korzystać i nie używać życia. Dziś wyznacznikiem dorosłości dla wielu staje się posiadanie prawa jazdy i własnego ekskluzywnego, czy jak kto woli wypasionego auta. I tak zaraz po osiągnięciu pełnoletności spieszy prosto na kurs, co często odbywa się kosztem szkoły, no ale mieć osiemnaście lat i nie posiadać zacnego dokumentu – naprawdę nie przystoi. Znów pytam, czy odbywa się to z własnej nieprzymuszonej woli i sprawienia sobie frajdy, czy bardziej chęci zaimponowania i pokazania innym - „wszyscy mają mam i Ja”. Zresztą wszystko to dzieje się za zgodą rodziców. Jak dla mnie było to jedno z bardziej stresujących wydarzeń w życiu i nie mam tu na myśli kursu, a cały ten egzaminacyjny hardcore. Dlatego nie wyobrażam sobie dlaczego ludzie fundują sobie takie doznania chodząc jeszcze do szkoły. Zrobiłam prawo jazdy w wieku 31, ciesze się, że to za mną, przydaje mi się, nie żałuję, choć jestem bardziej niedzielnym kierowcą. Specyficzna atmosfera egzaminów, oschłych egzaminatorów na długo zostanie w mojej pamięci. Warto jeszcze nadmienić, że posiadanie tego dokumentu, nie zawsze świadczy o posiadanych umiejętnościach i byciu dobrym kierowcą, w tym przypadku doświadczenie to podstawa. A cierpliwość i wytrwałość i żelazne nerwy naprawdę się opłacają w takich doświadczeniach.

I tak już od kołyski trwa maraton, który zdaje się nie mieć końca, z roku na rok nowe wyzwania jakie proponuje świat, nowe wymagania ze strony innych, a także niekiedy nas samych, nie wypada być innym, nie mieć tego co maja inni, nie dążyć do rzeczy, które zostały przez kogoś osiągnięte.

Wy też już to zauważyliście, że to skupienie na dzieciach, by zwrócić na nich uwagę innych osób jest teraz tak bardzo na topie? Od urodzenia rodzice licytują się czyje dziecko piękniejsze, mądrzejsze, fajniejsze, bystrzejsze. Te licytacje odbywają się podczas spotkać rodzinnych, koleżeńskich, czy popularnych dziś portalach społecznościowych. Typowe pytania: w jakim wieku wasze dziecko zaczęło chodzić, kiedy zaczęło mówić? Następnie, kiedy zaczęło płynnie czytać, czy liczyć w pamięci. Każdy już chyba powinien wiedzieć, że każdy rozwija się w swoim tempie, posiada własny rytm. Czy to, że dziecko zaczyna chodzić mając już skończony rok, a nie np. dziewięć miesięcy świadczy o tym, że jest gorsze mniej zdolne? To, że czyta w wieku 5 lat też jest ok., tylko szkoda, że często odbywa się to kosztem zabawy i pod wpływem ambitnych rodziców, pragnących mieć geniusza, a nie szczęśliwego, beztroskiego brzdąca, chcącego cieszyć się dzieciństwem i zabawą.    

Najśmieszniejsze są te „licytacje”, na które człowiek (dziecko) nie ma najmniejszego wpływu np. jak te dzieci „szybko rosną”. Rozbawił mnie jeden z takich artykułów w sieci, gdzie znana blogerka, pyta mamy, jaki numer obuwia noszą ich dzieci. Morze komentarzy pod postem, wypowiedzi na miarę - „kto da więcej”. Zupełnie tak jak rozmiar stopy miałby decydować o inteligencji dziecka. Czytając to wszystko miałam ubaw, no i pomyślałam sobie to moje dzieci są poza wszelkimi schematami, no cóż małe stópki po mamusi jak również filigranowe figury. Tylko później nie ma co się dziwić, że w przedszkolach dzieci kłócą się o pierdoły, skoro dorośli maja tak chore podejście do pewnych spraw.                                    

Dla każdego rodzica, to jego dziecko zawsze będzie najpiękniejsze, najzdolniejsze, najmądrzejsze i niepowtarzalne. Porównywanie z innymi też nie przyniesie dobrych rezultatów, a wspomniany „wyścig szczurów” w każdej dziedzinie staje się bezsensowny, chęć dorównywania innym, poświęcenia, które na celu ma jedynie pokazać, że też tak mogę, nie jest dobrą drogą, bo nigdy nie przyniesie nam satysfakcji.

Najwłaściwszy wyścig to ten, który pozwoli nam dogonić siebie samych, stawać się lepszymi, osiągać nowe cele, robić wszystko dla własnej przyjemności, na miarę własnych potrzeb. Tylko taki wyścig jest w stanie zadowolić nas w stu procentach, tylko taki sprawi, że poczujemy się spełnieni.


Komentarze

Popularne posty