Doceniaj swoje dziecko, mimo wszystko

Rok
szkolny dobiegł końca, opadły emocje związane z zakończeniem
roku, wakacje w pełni. Jednak Ja chciałabym na chwilę, na potrzeby
tego artykułu, powrócić do dnia uroczystego zakończenia roku
2018/2019.
Nie
dało się nie zauważyć najczęściej publikowanych postów na
portalach społecznościowych. Mowa oczywiście o zdjęciach
świadectw z czerwonym paskiem, a raczej jak prawidłowo powinno się
mówić z paskiem biało – czerwonym.
W komentarzach pod takimi publikacjami nie brakowało gratulacji, zachwytów itp. Nie ma nic w tym złego, że chcemy pochwalić się znajomym naszymi zdolnymi, pracowitymi dziećmi. Nie ma nic w tym złego, że cieszymy się i chcemy tą radość demonstrować. Portale dają nam tę możliwość, czasami człowiek w chwilach radości chciałby wykrzyczeć całemu światu jak bardzo jest szczęśliwy. Okazji do tego nie brakuje: ślub, narodziny dziecka, wymarzona podróż, ukończenie studiów itd. Nic dziwnego, że rodzice wstawiają także zdjęcia świadectw szkolnych. Jednak chciałabym zapytać co z pozostałymi dziećmi, które nie zostały wyróżnione, nie dostały świadectwa z paskiem? Czy rodzice takich dzieci nie powinni pochwalić się, że są z nich też dumni? Uczniowie, którzy nie dostali nagród i wyróżnień być może pracowali intensywniej niż Ci, którzy je dostali, starali się tak samo lub nawet bardziej. Nie wszystkim przyswajanie wiedzy przychodzi łatwo i nie jest zależne od zaangażowania w naukę, są ludzie zdolni, mniej zdolni i tzw. prymusy.
Może
nie dla wszystkich to był udany rok, coś po prostu nie poszło, nie
był to ich rok, ale czy to znaczy, że nie zasługują na uznanie,
na to, żeby im pogratulować, uścisnąć dłoń, zmotywować do
dalszej pracy. Osoby, które zabłysnęły swoimi osiągnięciami
niekiedy musiały wiele poświęcić, z wielu rzeczy zrezygnować.
Zdobyły
w prawdzie co chciały, ale kosztem wolnego czasu, zabawy,
dzieciństwa, bo pojawiła się presja - trzeba dostać najlepsze
świadectwo w klasie, nie zawieść rodziców, udowodnić światu, że
też się dało radę, tak jak kolega, koleżanka, tylko za jaka
cenę. Niestety dziś wyścig szczurów zaczyna się już w
przedszkolu, zdesperowani rodzice zapisują swoje malutkie dzieci na
szereg zajęć poza przedszkolem, bo przecież nie może dziecko być
gorsze niż dziecko sąsiada. Najpierw może najlepiej byłoby
zapytać samego zainteresowanego, czy ma na to ochotę. Często takie
rzeczy dzieją się z powodu niespełnionych ambicji rodziców,
którym nie udało się osiągnąć czegoś, o czym tak bardzo
marzyli. Następnie w szkole wymaga się, aby dziecko było dobre we
wszystkim, mocne z przedmiotów ścisłych, humanistycznych, no i
osiągało najlepsze wyniki na lekcjach w-f. A tak się nie da. Mało
jest uczniów, którzy uzdolnieni są w każdym kierunku. Niekiedy
dziecko zamiast uczyć się dla samej wiedzy, samego siebie, uczy się
dla rodziców, którzy chwalą za osiągnięcia i krytykują za
niepowodzenia. Wtedy to nie porażka w formie złej oceny staje się
najgorszą karą, a złość i gniew rozczarowanych rodziców.
Dziecko ma poczucie, że musi zasłużyć na miłość dobrymi
ocenami, a przecież wszyscy wiemy miłość rodzicielska powinna być
bezwarunkowa. Młody człowiek powinien mieć poczucie, że może
liczyć na wsparcie także w gorszych momentach swojego życia.
Nauczyciel podobnie jak rodzić wymaga nie wiele mniej, chce żeby
jego przedmiot był tym ulubionym, chce żeby dziecko miało same
piątki i szóstki zarówno z matematyki jak i historii, czy języka
polskiego. Rzadko, który nauczyciel powie, że nie trzeba być
prymusem ze wszystkiego, to samo dotyczy rodziców. I wcale nie
chodzi w wielu przypadkach o wiedzę, o poszerzanie horyzontów,
zdobywanie doświadczeń, ale o oceny, nagrody, lepsze świadectwa, a
czy w szkole nie powinno chodzić przede wszystkim o wiedzę? Wiadomo
nagroda za starania musi być, ale nie zawsze jest to nagroda
sprawiedliwa i adekwatna do zaangażowania ucznia. Może najbardziej
powinny być doceniane starania, a nie same wyniki.
Powiedzmy sobie szczerze, w szkołach kładziony jest nacisk na wszystkie przedmioty, program bywa przeciążony, często rodzice zapisują dzieci na korepetycje, by te nadążały na innymi. Ile z tej wykutej wiedzy pamiętają? Wykują na pamięć, dostana ocenę i dalej byle do przodu. Kiedyś na uczelniach wśród studentów obowiązywała wśród tzw. zasada: „3 Z”, czyli: zakuć, zaliczyć, zapomnieć. Co nam po tej chwilowej wiedzy? W szkole, na studiach pojawia się presja, że trzeba dać radę, stać się najlepszym. Często nie ma czasu na pasję i zainteresowania, spotkania z rodziną, przyjaciółmi. Odpoczynek też jest niezbędny, aby mieć siłę na kolejne szkolne zmagania.
Może
ktoś ma talent malarski i na nic mu przedmioty w szkole, może ktoś
pragnie zostać piosenkarzem, tancerzem. I to właśnie te pasje
pomogą mu znaleźć pracę, utrzymać rodzinę, pozwolą robić to
co lubi, a nie musi. Podobno nie ma większego szczęścia dla
człowieka, jak robienie tego co przynosi satysfakcję, radość i
jeszcze możliwość zarobienia pieniędzy. Dziś uczeń przykłada
nadmiernie wagę do szkolnych przedmiotów, zarywa noce na nauce, a
i tak na próżno, bo jak później się okazuje nie wiele z tej
szkolnej wiedzy się przydaje. Wykształcenie też nam niczego nie
gwarantuje, te dobre świadectwa też nie. Zapewne znamy wielu ludzi
bez wykształcenia, którzy radzą sobie lepiej niż Ci, którzy
ukończyli studia, oczywiście to nie jest regułą. A często w
znalezieniu pracy liczą się znajomości i układy. Nie twierdzę,
że nie warto się uczyć, odpuszczać dzieciom, tylko chcę
powiedzieć, że nie ma co przeginać, wymagać za wiele, wiele
więcej niż nasze dzieci mogą od siebie dać.
Lepiej mieć szczęśliwe dziecko bez świadectwa z czerwonym paskiem niż dziecko z pięknym świadectwem, ale zestresowane, zmęczone bez radości życia. Powinniśmy motywować dzieci, ale nie za wszelką cenę dożyć, aby byli tymi najlepszymi i jednocześnie zaspakajały nasze oczekiwania. Powinniśmy im pomagać szczególnie na początku ich edukacyjnej drogi, najważniejsza jest systematyczność, wzbudzenie ciekawości do nauki, wypracowanie poczucia obowiązku. Nie dajmy się jednak zwariować, nasze dziecko nie musi być drugi Eisteinem, albo przyszłym noblistą wystarczy, że będzie szczęśliwym dzieckiem, nastolatkiem, z własnymi zainteresowaniami. Rozwijanie pasji jest bardzo ważne, przecież wiadomym jest nie od dziś, że wzmacnia to poczucie własnej wartości. Szczególnie gdy nasze dziecko nie jest prymusem, mając coś w czym czuje się dobrze, będzie myślało o sobie lepiej, będzie miało w głowie obraz wartościowego, spełnionego człowieka. W szkole poniesie porażkę, ale w czymś innym będzie najlepsze i niezastąpione. Porażki w szkole i niepowodzenia też są potrzebne, uczą nas przetrwać, dają możliwość lepszego poznania siebie, przygotowują do prawdziwego życia. Nikt nie ma życia idealnego, nie ma człowieka, który by nie odniósł w życiu jakieś porażki. Są wzloty i upadki, gorsze i lepsze dni. To właśnie szkolne niepowodzenia są treningiem przed tym jak poradzimy sobie z niepowodzeniem w życiu. Uczą jak można przegrywać z klasą i się nie poddawać. Szkoda, że szkoła nie uczy innych rzeczy takich, które za sto procent się przydadzą się każdemu człowiekowi bez wyjątku. Szkoda, że w szkole nie uczą chociażby tego jak radzić sobie ze stresem, jak być człowiekiem szczerym wyrozumiałym, jak być dobrym rodzicem, jak zachować się w trudnych sytuacjach, jak wierzyć w lepsze jutro itp. W większości przypadków wiadomości przekazane nam w szkole do niczego się nie przydają zapominamy, uczymy się nowych rzeczy. Człowiek utrwala materiał, powtarzając go nieustannie, naturalne, że nawet dobrze przyswojone wiadomości ulatują z pamięci i tym samym są niewykorzystywane. Nie można spamiętać wszystkiego, człowiek nie jest chodząca encyklopedia, a tego się wymaga od dzieci i młodzieży. Każdy ma prawo do bycia w czymś dobrym i przeciętnym. Każdy ma prawo do błędu, do bycia niedoskonałym, popadanie w nadmierny perfekcjonizm może nas zgubić. Dziecko, od którego wymaga się zbyt wiele w przyszłości może czuć ciągły niedosyt i niekończące się niezadowolenie z siebie samego. Obowiązkiem nauczycieli, jak i rodziców powinno być motywowanie do działania, rozbudzanie chęci zdobywania wiedzy, ale także przyzwolenie na bycie nieidealnym, zrozumienie dla ich niepowodzeń i upadków. Rodzice odpowiedzialni za swoje dzieci powinni zapewnić jak najlepszy dostęp do wiedzy, dostęp do możliwości rozwoju z ulubionych dziedzinach swojego dziecka, ale nie na siłę, by zaspokoić swoją wizję idealnego dziecka, a wizję potrzeb samego dziecka. To osiągniecie złotego środka będzie najlepszą receptą na szkolne lata. Wymagać, ale z umiarem tak, aby szkoła nie przysłoniła uczniom całego świata, nie była wyznacznikiem tego, czy przez swoje porażki zatracą poczucie własnej wartości. To właśnie wiara w siebie i odpowiednia motywacja jest dobrą drogą do osiągnięcia sukcesu. Cóż nam po zdolnościach, gdy nie mamy chęci do pracy? Dzięki temu, że uwierzymy w siebie możemy zdobyć dużo więcej. Dlatego też doceniajmy swoje dzieci, gdy odnoszą sukcesy, mobilizujmy do bycia lepszym, ale na i miarę ich możliwości, na tyle ile potrafią. Nie ważne są te świadectwa z czerwonym paskiem, czy jak kto woli z biało - czerwonym paskiem, najważniejszym jest wychować szczęśliwe dziecko, mające w nas oparcie w lepszych i gorszych momentach szkolnej przygody. Za rok w dzień zakończenia roku opublikujmy te wszystkie piękne świadectwa, ale nie zapomnijmy też o tym, aby docenić i zauważyć tych, którym nie poszło tak dobrze, ale włożyli swoje serce w cały rok szkolny.
Komentarze
Prześlij komentarz