Wrzesień - miesiąc nowych wyzwań (Lęk przed porażką)

 


Wrzesień to miesiąc nowych wyzwań, to taki trochę drugi styczeń, gdzie jesteśmy doładowani energetycznie po lecie, po wakacjach. Chcemy coś zmienić, zweryfikować i wpisać do kalendarza nowe cele.

Dla jednych to początek nowego roku szkolnego, dla innych nowy rok akademicki za pasem, nierzadko nowa praca. Jak wiemy, to co nowe budzi lęk, czujemy się bezpiecznie w tym, co znane.

Można powiedzieć, że naturalnym dla nowej sytuacji jest odczuwanie dyskomfortu, a konkretniej mówiąc - lęku przed porażką. To trochę tak, jak w piosence - „chciałabym, a boję się”. Aby oswoić ten lęk trzeba się niejako z nim zaprzyjaźnić, oswoić, zrozumieć, a w konsekwencji zaakceptować, bo walka z emocjami tylko zwiększa poziom ich odczuwania. Musisz wiedzieć, że można działać pomimo lęku, a czym większe wyzwanie, tym większa satysfakcja.

Lęk przed porażką wpisany jest w naturę człowieka i pewnie nie będzie dużym zaskoczeniem, gdy powiem, że jego źródła leżą we wczesnym dzieciństwie, a są i tacy, którzy uważają, że jest to lęk pokoleniowy, zapisany w naszych komórkach. Bo przecież lęk przed porażką, to lęk przed odrzuceniem, co za tym idzie, lęk przed śmiercią. Dla małego dziecka odrzucenie równa się śmierć, co ponoć jest zapisane na głębokim podświadomym poziomie. W dawnych czasach wykluczenie ze społeczeństwa jakiegoś środowiska równało się skazaniem go na śmierć.

Jak to pracuje w naszym życiu? Poniosę porażkę, ludzie mnie odrzucą, trochę to brzmi abstrakcyjnie, jednak porażka jest dla nas utratą autorytetu w oczach innych. Poniosę porażkę, popełnię błędy ludzie zobaczą, jak sobie nie radzę, nie będą mnie chcieli, a ja sam dla siebie będę bezwartościowy, nic nie warty.

Od dziecka jesteśmy oceniani i karani. W szkole nie ma miejsca na błędy, są nagrody i kary, dobre i złe oceny, pochwały i nagany, dyplomy i uwagi w dzienniku. W dzieciństwie karzącymi byli rodzice, nauczyciele, opiekunowie później robimy to sobie sami, stąd towarzyszący temu wstyd i poczucie winy, bezsilność. Wewnętrzny krytyk czuwa, nie pozwala odetchnąć i wymaga więcej, szepcze do ucha o tym, jakimi jesteśmy beznadziejnymi ludźmi, nienadającymi się do niczego, spada nasze poczucie wartości, zamiast wyciągać lekcje i iść dalej, karzemy siebie za błędy, a przecież nie próbując niczego się nie nauczymy.

Często idzie za tym rezygnacja, w obawie przed porażką, a czasem zupełny brak działania i nie podejmowanie jakichkolwiek wyzwań, sabotowanie działań. Identyfikujemy się z porażką, a przecież nią nie jesteśmy, porażka nie definiuje nas jako ludzi.

Czy nie większą porażka jest nic nie robić, aniżeli robić, próbować i w ten sposób się uczyć? Czy odwaga nie znaczy więcej niż sukces? Bez odwagi nie zajedziemy za daleko, a metoda prób i błędów może nas zaprowadzić w upragnione miejsce.

Połową sukcesu jest uświadomienie sobie, czego się boisz i wiedza, jak przełamać barierę. Ludzie nie chcą skonfrontować się z lękiem, nie chcą go odczuwać, akceptacja emocji to już sukces, odczuwany lęk nie zabija, a próbując zwiększasz zaufanie do siebie, rośnie Twoja pewność siebie.

Gdy rezygnujesz z czegoś, czując lęk, to tak, jak gdyby on był większy, a to tylko twoje myśli, którymi nie jesteś, jak to mówią - nie taki diabeł straszny.

Częstym mechanizmem staje się proklastynacja, czyli odkładanie na później, tak długo, jak się da, jednak, nie da się odkładać wciąż wszystkiego na potem, a jeśli, coś jest dla nas ważne, to pomimo lęku, który próbuje nas ograniczyć, pomimo szepczącego umysłu, dla którego celem jest przekonanie Cię, że jest dobrze tak jak jest, powinniśmy zrozumieć, że nasza odwaga jest po drugiej stronie strachu. BÓJ SIĘ I RÓB!

Nie bez znaczenia w tym wszystkim jest opinia innych na nasz temat, jeżeli mówisz wszystkim wokół o swoich planach i spotykasz się z aprobatą oraz wsparciem to fajnie, jednak, jeśli napotkasz krytykę, to mając niezbyt wysokie poczucie własnej wartości po prostu zrezygnujesz i przyznasz wszystkim rację. Z drugiej strony mówiąc o swoich planach i deklarując swoje zaangażowanie jest Ci trudniej zrezygnować, bo nie chcesz wyjść na kogoś, kto rzuca słowa na wiatr i będziesz tkwić w czymś niewygodnym, a przecież rezygnacja ze świadomością, że coś nie jest dla nas to żaden wstyd. Przede wszystkim decyzja musi należeć do Ciebie, co i komu opowiadasz, a także wiedzieć, że nikt oprócz Ciebie nie wie, co jest Ci do szczęścia potrzebne.

Jeśli będzie coś dla Ciebie naprawdę ważne, to nie będą miały znaczenie ani opinię ludzi, ani poświęcenie, jakie należy włożyć, aby osiągnąć cel.

Priorytetem byłoby zadać sobie pytanie, jaki jest Twój motyw i czy przypadkiem nie skupiasz się na bardzo na samym celu, nie czerpiąc radości z całej drogi, która do niego prowadzi?

Przykład: Załóżmy, że moim celem jest napisać książkę, jeśli nie czerpie przyjemności z jej pisania, a tylko pragnę mieć już ją w ręku, to czy to jest moje? I nawiązujące pytanie, po co ją pisać, jeśli to pisanie nie dostarcza mi radości? Może moim celem jest tylko chęć rozgłosu i sukcesu, jeśli tak, nie koniecznie to dostanę, bo przecież nie mam wpływu na innych i na to, czy moje dzieło zachwyci innych.

W dobie Internetu musimy być jacyś, z pasją, z radością życia, wielkimi podróżnikami łaknącymi przygód, wyznaczającymi nowe cele, pytanie tylko - czy to jest moje? Czy nie ulegam presji i modzie, bo tak trzeba, bo dziś nie wypada mieć inaczej, tylko czy nie lepiej być po prostu zadowolonym z życia z pasją czy bez, z nowym celem, czy bez niego, ale zadowolonym.

Reasumując, jeśli masz nowe cele super, nie zrażaj się i idź po swoje, nieustanie pytaj siebie, czy to jest aby Twoje.


Ostatnio mniej mnie na blogu, ja również wyznaczyłam sobie nowy cel i wrzesień jest dla mnie początkiem czegoś nowego, czegoś, co potrwa kilkanaście miesięcy, a w sumie to dwa lata. Ale wszystko w swoim czasie, kiedyś napisze Wam, jak postanowiłam zrealizować coś, o czym myślałam lata temu.

A Wy macie, jakieś wrześniowe cele?

Komentarze

Popularne posty