To, co musimy utracić - recenzja część 3

 

Autorka w trzeciej części swoich rozważań przygląda się kolejnym stratom, jakich w swoim życiu musi doświadczyć człowiek, by pójść dalej. Kolejna strata to marzenia, które często wzbudzają nasz wstyd, poczucie winy, lęk.

Uznanie istnienia naszego prymitywnego „ja” nie oznacza stania się naszym prymitywnym „ja”, gdyż fantazje najczęściej wyrażają to, co w życiu rzeczywistym zostało ucywilizowane, ujęte w karby, przekształcone i poskromione”. Choć fantazje nie mają przełożenia na rzeczywistość, to nie ulega wątpliwości, że czasem trzeba im się przyjrzeć i się w nich zagłębić. Pozbycie się wstydu i poczucia winy, konfrontacja z nimi pozwoliłaby na doznanie ulgi i wiele wyjaśniła w życiu realnym. Utrata tych fantazji i świadomość tego, co tak naprawdę oznaczają, pozwoliłaby spojrzeć na życia z innej perspektywy. O ile fantazje i marzenia da się kontrolować, o tyle sny są zupełnie poza naszą kontrolą. Ujawniają pragnienie i to co nieuświadomione. Freud, do którego często odwołuje się autorka dzieli sen na „treść jawną” - to co pamiętamy po przebudzeniu, co stanowi spójną formę i na „treść utajoną” - znaczenia snu. Do zinterpretowania snu potrzeba więc, skojarzenia osoby, która śni, skojarzenia te prowadzą do nieświadomych myśli, które są źródłem naszych marzeń sennych. Jak twierdził Freud w każdym śnie są nasze pragnienia, choć często treść snu jest przygnębiająca. Nie rzadko łączy się z zakazami i nierealnymi tęsknotami z okresu dzieciństwa. Tak, jak sen może w pewien sposób zaspokoić pragnienie i powstrzymać przed przebudzeniem,(gdy śnimy, że pijemy wodę w chwili, gdy rzeczywiście odczuwamy pragnienie) tak fantazje na jawie i śnie w mniejszym stopniu mogą zaspokoić dozwolone pożądania i zredukować ich presję.

Wraz z naszym dorastaniem zaczynamy zdawać sobie sprawę, że pragnienie niczego nie załatwią, jesteśmy w stanie oceniać, czy coś istnieje w naszej głowie, czy jest rzeczywistością. Poczucie tej rzeczywistości pozwala na ocenę siebie i świata, oznacza pogodzenie się z ograniczeniami i ułomnościami świata, w ten sposób znikają dziecięce marzenia.

Jako zdrowi ludzie wiemy już, że świat nie jest w stanie zapewnić nam absolutnego bezpieczeństwa, bezwarunkowej miłości, specjalnego traktowania, kontroli wszystkiego. Uczymy się również, że świat nie zrekompensuje nam rozczarowań i cierpień i tego, że każda relacja ma ograniczony charakter ludzkiej więzi. Biorąc pod uwagę określenia, jako składają się na definicję zdrowego człowieka nasuwa się pytania – kto z nas jest w pełni zdrowym człowiekiem?

I tak sabotujemy nasze cele, bo pragnienia z dzieciństwa, które dostrzegamy w snach i fantazjach działają poza naszą świadomością. To wszystko sprawia, że życie to – marzenia kontrolowane.

Dorosłość, to nie tylko rezygnacja z nierealnych fantazji, ale także świadomość, że nie istnieją przyjaźnie idealne, a więzi te możemy określić, jako „więzi niedoskonałe”. Dlaczego? Bo kochamy, ale i zazdrościmy, kochamy, ale rywalizujemy. Jak twierdzi autorka, a co może wydać się kontrowersyjne, przyjaźń to kompromis z biseksualnymi skłonnościami, a przyjaźń osób tej samej płci, to radzenie sobie z heteroseksualną żądzą. Słynne powiedzenia, że przyjaciół poznajemy w biedzie moglibyśmy zmienić na „prawdziwych przyjaciół poznajemy w sukcesie”. I pomimo, że naszym przyjaciołom nie życzymy źle, to wcale nie jest nam przykro, gdy nie wszystko idzie po ich myśli, a nasze oczekiwania, co do tego, żeby było po równo, biorą górę i to sprawia, że doznajemy uczucia sprawiedliwości. Przyjaźnie, o których mowa, dają to, czego nie zawsze może dać małżeństwo np. zrozumienia w pewnych kwestiach. Przyjaźnie między mężczyznami a kobietami różnią się zażyłością, otwartością na drugiego człowieka. Zażyłość u kobiet i skłonność do okazywania emocji nie jest kojarzona, tak jak u mężczyzn, ze skłonnościami homoseksualnymi, stad również powściągliwość w okazywaniu: słabości, lęku, bezradności.

Autorka nawiązuje do teorii pewnego psychoanalityka, według, którego nawet, jeśli uda się stworzyć przyjaźń damsko – męsko, to relacja może wyglądać następująco:

  • będzie przypominać związek tej samej płci:

  • będzie przypominać relację rodzinna brat – siostra;

  • związek zacznie się, jako przyjaźń platoniczna, a skończy się, jako zamaskowana, choć nie do końca, miłość seksualna;

Przyjaźń, podobnie jak cywilizacja, możliwa jest jedynie za cenę ograniczenia naszego życia seksualnego. Przyjaźń może stanowić okazję do osiągnięcia przyjemności i możliwości osobistego wzrostu, których nie zapewni trudna do okiełznania miłości”. Dla wielu zażyłość w przyjaźni jest przerażająca, odbierana, jako zagrożenia i obawę przed odrzuceniem. Przyjaźń to wyzbycie się oczekiwań, co do idealnego charakteru tej relacji. Podobieństwa między przyjaciółmi występują w sferze: wieku, płci, stanu cywilnego, religii, zainteresowań, inteligencji, podejścia do życia, nie uchronią jej przed tym, że przyjaźnie przypominają – „przyjaźnie w kratkę”, bo skoro my sami nie jesteśmy nieskazitelnymi i chcemy, by nam wybaczano, musimy się zachowywać w ten sam sposób. Mimo występowania tych ambiwalencji, istnieją przyjaźnie na całe życie.

Tracąc ten obraz idealnej przyjaźni, zyskujemy poczucie, że choć nie zawsze jest idealnie, może być dobrze i na zawsze. Podobnie, jak w przypadku małżeństwa, gdzie małżeństwo przedstawione jest, jako niebo i piekło, którego możemy doświadczyć podczas naszego życia. Relacja ta też nie jest wolna od ambiwalencji uczuć, gdzie miłość przeplata się z nienawiścią. Nienawiść ta wynika z upadku naszej romantycznej wizji miłości, a kontrast między związkiem, jakiego pragnęliśmy, a jakie przypada nam w udziale, to coś więcej niż rozczarowanie. Małżeńska wrogość to efekt niezaspokojonych oczekiwań. Oczekiwania te kształtują się na bazie pierwszych miłości. Wnosimy nieświadome tęsknoty, niedokończone wątki z dzieciństwa, stąd te wymagania. To nic innego, jak chęć odnalezienia osób z przeszłości, nieosiągalnego rodzica, bezwarunkowo kochającej matki i w końcu chęć dobrze nam znanej symbiozy, a niemożność sprostania tym oczekiwaniom rodzi nienawiść. Dopóki nie nauczymy się odróżniać świadomego od nieświadomego, problem będzie nierozstrzygnięty.

Ciekawie prezentuje autorka typy związków i ich specyficzny charakter. I tak, z pozoru związek, który wygląda na pomyłkę i nie rokuje dobrze na przyszłość, tak naprawdę przynosi korzyści obu stronom. Tyran – potulna żona, idol – jego czciciel, bezradny/bezradna – myślący/myśląca za dwoje, relacja dziecko – mamusia, to uzupełnienia o charakterze neurotycznym. Mimo, że rodzi to konflikty, partnerzy świetnie się uzupełniają i czerpią wzajemne korzyści, a każde odejście od roli, jaką odgrywa partner, prowadzi do konfliktu.

Ciekawym zjawiskiem jest również projekcja przez identyfikację, polega ona na wykorzystaniu partnera, by zawrzeć i doświadczyć w nim części siebie np. kobieta, która martwi się o swoje dziecko projektuje swój lęk na partnera, może to być też poszukiwanie swoich ukrytych potrzeb np. kobieta ze stłumionymi potrzebami ambicji i współzawodnictwa wybierze na partnera mężczyznę, który wyrazi te pragnienie za nią. Jeśli będzie jej się trudno przyznać do bezradności i słabości, to wybierze kogoś, kto to wszystko wyrazi za nią. Kobiety wybiorą małżonka z cechami, które pragnęłyby mieć u siebie, by zaprzeczyć ich istnieniu w sobie, albo te, które chciałyby zamanifestować, ale nie mogą. Identyfikacja przez projekcję może zostać zakłócona. „Ilekroć podstawowe potrzeby obu stron przestają się zazębiać, robi się niebezpiecznie. Co ciekawe, może być tak, że dwoje partnerów uwięzionych w patologicznym małżeństwie tkwi w nim z objawami nerwicy już do końca, zaś pary zdrowsze, gdzie partnerzy zdolni są do zmiany i wzrostu, niszczą spajające ich więzy”.

Wojna płci, która wydarza się między dwojgiem ludzi wynika ze spotkania się dwóch przeciwległych biegunów z niezaspokojonymi potrzebami. Kobieta, której z góry narzuca się bycie opiekunem, kontrolerem, kogoś, kto nie pozwala być mężczyźnie do końca, tym, kim chciałby się stać. Według autorki nienawiść między partnerami pozostanie tak długo, jak długo partnerzy nie będą wspólnie wychowywać dzieci. Na barkach kobiety nie tylko spoczywają obowiązki, ale i masa trudnych do spełnienia oczekiwań. „Zła nowina to ta, że nie ma takich dwojga dorosłych ludzi, którzy mogliby sobie wyrządzić więcej szkody niż mąż i żona”. Gdy mężczyźni dążą do autonomii, kobiety stawiają na więzy. Jak wynika z badań o wiele więcej kobiet niż mężczyzn jest niezadowolonych z małżeństwa, rozczarowanych i sfrustrowanych, o wiele więcej z nich żałuje małżeństwa w ogóle. Jednak częściej to kobiety mają zwyczaj dopasowywać się do mężczyzn niż mężczyźni do nich. Biorąc pod uwagę kondycję psychiczną jego jest lepsza, co więcej nerwice i depresje są po stronie pań. Wniosek: oczekiwania, presja, dostrajanie się nie służy paniom, w przeciwieństwie do panów, gdzie na dobre wychodzi im dążenie do autonomii, bycie dalekim od poświęceń, a co za tym idzie, od narzekania. „A małżeństwo wciąż będzie - wewnętrznie tragiczną relacją - tragiczną w tym sensie, że zawiera w sobie nierozwiązany konflikt między rozbieżnościami ludzkimi pragnieniami”.

Nienawiść, która jest naszym udziałem może być: skrywana, przelotna, świadoma, nieświadoma i jest normalnym następstwem po etapie zauroczenia i idealizowaniu miłości. Po zrzuceniu różowych okularów następuje etap „trzeźwego spojrzenia” na drugą osobę. I niezbędnym, by to wszystko przerodziło się w dojrzałą miłość, jest porzucenie iluzji, w której żyliśmy. Jest tu również miejsce na wdzięczność, że choć po części możemy odnaleźć osoby z przeszłości, że jest ktoś, kto nas rozumie i jest nam w stanie dać to, czego kiedyś zabrakło, jednak porzucając iluzje idealnych miłości, staniemy w obliczu prawdy, że inni partnerzy również mogliby nam to zapewnić. Dzięki zawiedzionym nadziejom, rozczarowaniom, mamy szansę zyskać miłość dojrzałą – prawdziwą. Wszystkie ludzkie więzi mają kres i świadomość tego faktu może pogłębić miłość.

Nie tylko miłość dojrzała, wymaga od nas zrozumienia i utraty czegoś, do czego byliśmy przywiązani i z czym łączyliśmy nadzieje. Wyzwanie stanowi miłość rodzicielska szczególnie w chwili, gdy należy wypuścić dzieci z przysłowiowego gniazda. I jak się okazuje nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Ze strony rodzica wiąże się to z ograniczeniem władzy i kontroli, z poczuciem, że rodzic staje się mniej ważny i mniej potrzebny. Nadgorliwość rodzica niekiedy stanowi zagrożenie dla „ja” dziecka. Nadgorliwość, o której mówimy jest nadmierną bliskością, gdy dziecko traci rozeznanie, czy jego uczucia są rzeczywiście jego uczuciami. W takich sytuacjach rodzice nie rozumieją, że oni to oni, a dziecko to odrębna istota. Stąd to częste używanie przez rodziców formy „My” - jako jedności ze swoim dzieckiem, która jak się nie trzeba domyślać wpływa na niego destrukcyjnie. Zgoda na odrębne życie, to pozbycie się w rodzicu oczekiwać względem swoich dzieci. Niestety czasem rodzic, traktuje swoje dziecko, jako przedłużenie siebie, często też pojawiają się domysły - co ludzie powiedzą o nas, bo przecież dziecko to My. Wynika to poniekąd z tego, iż rodzice czują się lepszą wersją swoich własnych, co za tym idzie, pojawia się nadzieja, że dzieci będą lepszą wersją ich samych. Zgoda na odejście dzieci, to właśnie zgoda na porzucenie oczekiwać i marzeń, jakie żywiliśmy względem nich. To również musimy utracić. Musimy też zauważyć, że popełniamy te same błędy, które popełniali nasi rodzice: „Istnieje w nas przymus, by powtarzać znaczące relacje z przeszłości, łącznie z tymi, które nas upokarzały i raniły, łącznie z zagrzebaną głęboko niechęcią i agresją, której doświadczyliśmy, gdy byliśmy dziećmi (…). Tendencja do odtwarzania dawnych lęków i konfliktów, przy wykorzystaniu nowych postaci”. Ambiwalentność uczuć, którą rodzice odczuwają względem dzieci często jest przerażająca, ale porzucenie przeświadczenie o doskonałości tych relacji i zaakceptowanie omylności, to kolejna rzecz, którą musimy utracić. Rzeczą, którą musimy sobie uświadomić jest fakt, że bycie najlepszym rodzicem, nie zagwarantuje tego, że nasze dzieci będą sobie świetnie radzić, a powtarzanie, że dziecko przychodząc na świat jest czystą kartką - jest mitem. Mit ten wskazuje na swego rodzaju ograniczoną rodzicielską moc. Dzieciństwo niewątpliwie wpływa na całe życie, tak jak wpływają na nie doświadczenia, ale kluczowym jest to, co dzieje się we wnętrzu dziecka i sposób reagowania na to, co je spotyka. Dlatego też miłość rodzicielska nie uchroni dziecka przed poczuciem niedopasowania lub osamotnienia. Spokojne dzieciństwo nie jest pewnikiem udanego życia, tak jak nieudane dzieciństwo nie jest pewnikiem na nieudaną przyszłość.

Dom rodzinny nas ukształtował i zawsze będziemy dziećmi naszych rodziców, więzi te są silne, ale wiele musimy utracić i z wielu rzeczy zrezygnować, by stać się panią i panem swojego życia. Szkodliwym, jak się okazuje, jest tzw. mit rodziny, czyli coś, co ją określa, tak jak dziecko określają role, które przypisują im rodzice np. rola dziecka takiego, jakim chcieliby widzieć go rodzice. Nie trzeba wspominać, że skutki tego są przykre, bo często pojawia się niemoc sprostania im albo zaprzeczenie temu, kim dziecko jest w rzeczywistości. Pomimo, że nie są to słowa wypowiedziane wprost dziecko je wyczuwa, czuje presję zostania kimś, kim nie jest. Zdrowy rodzic, to taki, przy którym dziecko może być sobą i nie musi udawać, natomiast dorosłość, to patrzenie na świat swoimi oczami, a nie swoich opiekunów. To wszystko nie jest jednak wolne od lęku, lęku przed odrzuceniem, na wypadek, gdy pójdziemy własna droga. Nie chodzi o to, aby robić wszystko na odwrót i z pozycji buntu, bo to oznaczałoby niekiedy sprzeciwieniem się samemu sobie. Na pewnym etapie orientujemy się, że są w nas obecne formy tożsame z naszymi rodzicami. Dzięki temu możemy zrozumieć postawy naszych bliskich z czasów, gdy byliśmy mali, pomocne może to być w momencie, gdy sami mamy już dzieci. Ciekawostka jest dlaczego dziadkowie znajdują tyle radości w relacjach z wnukami, bowiem jest to relacja daleka od oczekiwań i stresów. Wiek średni, to ten moment, gdy już wiemy, że wiele nadziei się nie spełni, że nie otrzymamy od rodziców, tego, co chcieliśmy otrzymać, pozostanie tylko fakt, aby to zaakceptować.

Koniec części 3

Komentarze

Popularne posty