To nie Ja


Jakiś czas temu znana podróżniczka - Martyna Wojciechowska rozpętała w sieci prawdziwą burzę, publikując swoje zdjęcia. Jedno z nich było mocno z retuszowane, drugie prezentowało Martynę taką, jaką jest naprawdę, naturalną bez filtrów i wszystkich upiększaczy dostępnych na insta czy w przeróżnych aplikacjach. Wszystkie te fotograficzne „zabiegi” mają oczywiście na celu zrobienia wrażenia, przykucia uwagi, pokazania twarzy w idealnych proporcjach i to nie tylko przez celebrytów, ale zwykłych ludzi.

Martyna w swoim poście odniosła się do bardzo istotnej sprawy, jaką jest presja bycia idealną i jej destrukcyjnym wpływie na młode osoby, które dostrzegając w lustrze swoje odbicie, widzą wszystko do poprawki, a wizerunek z przerobionego zdjęcia, staje się niedoścignionym wzorem i powodem wielu kompleksów.

Dziś ja pozwoliłam sobie na taką odsłonę siebie: idealnej, nieskazitelnej z błyskiem z oku, pięknie zarysowanymi ustami, nienaturalnie gładkiej, promiennej skórze.

Tylko czy to jestem Ja? Czy może sztuczna wersja mojej osoby?

Czy to jestem Ja? Czy ktoś zupełnie obcy mnie samej?

Czy to jestem ja? Czy pozornie lepsza wersja mojej twarzy?

Jedno wiem, to na pewno nie Ja. I szczerze mówiąc nie chciałabym tak wyglądać i nie oszukujmy się, nikt z nas tak nie wygląda i wyglądać nie będzie. I wiesz co, wyglądamy dużej lepiej bez tych przeróbek, udoskonaleń i całej też plastikowe otoczki, która moim zdaniem robi z nas kobiet – karykatury, przez duże K, będące pretekstem do odkrywania co rusz to nowych niedociągnięć i szukanie kolejnej części ciała do poprawki.

Na próżno oszukiwać siebie lajkami, budując na nich poczucie swojej wartości, bo to nie Tobie lajkują, ale komuś, kto nie istnieje, może osoba ze zdjęcia, po części przypomina Ciebie, ale to nie jesteś Ty, a cześć Ciebie, która mówi wiele o Tobie. Mówi, że nie jesteś wystarczająca dla siebie samej, pragniesz oszukać siebie, innych, a chwalebne komentarze Twoich znajomych mają Ci w tym pomóc. Cieszysz się, jak dziecko, żyjąc w iluzji nieistniejącego ideału i w cieniu siebie samej. Osoba ze „współczesnego” zdjęcia wręcz krzyczy, pragnąc być taka, jaką widać na fotce, ale w głębi wie, że nigdy taką się nie stanie. Nie potrzebujesz filtra, potrzebujesz zaakceptować siebie taką, jaką jesteś. Doskonałą w swojej niedoskonałości, ale przynajmniej autentyczną, wierną sobie i nie potrzebującą zdobywania setek lajków na fejsie, czy polubień na instagramie, by znać swoją wartość.

Postaw na naturalność i wcale nie chodzi mi o to, że masz się przestać malować, chodzić w worku pokutnym, nie odwiedzać fryzjera czy nie malować paznokci, bo samej byłoby mi trudno, to wszystko porzucić. Nie nawołuję Cię do najgłośniejszego hasła tego sezonu - „mody na brzydotę” i do tego, że masz publikować swoje zdjęcia zaraz po przebudzeniu, bo gwarantuję Ci i musisz mi uwierzyć na słowo, że nie rozpoznałabyś mnie, a to co przez noc potrafi zadziać się z moimi włosami jest moją tajemnicą, którą mogą zaobserwować tylko moi domownicy.

Jak zawsze ostateczna decyzja należy do siebie, Twoje profile, Twoje media społecznościowe, Twój wybór, Twoje życie, a to tylko moje skromne zdanie, z którym nie musisz się oczywiście zgadzać.

Post Martyny Wojciechowskiej, w swoim przesłaniu trochę przypomina mi bajkę - „Nowe szaty cesarza”. Dlaczego? Bo niby wszyscy widzą fałsz, ale przytakują i powielają ogólnie przyjęte trendy, bo tak trzeba, bo tak się od nas oczekuje, bo trochę głupio robić inaczej. Pozdrawiam M.W.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty