Współczesna opowieść o Kopciuszku - wersja dla wytrwałych

 

Każdy z nas miał swoją ulubioną bajkę w dzieciństwie, do której powracał nie rzadko już jako dorosły, delektował się fabułą, rozkoszował zakończeniem i miał ochotę pojawić się w niej chociaż na chwilę, a niekiedy pozostać na dłużej.

Dlaczego tak bardzo uwielbialiśmy bajki? W dużej mierze, dlatego że zawsze wiedzieliśmy, iż czeka na nas szczęśliwe zakończenie, zło zostanie ukarane, dobro zwycięży, a bohaterowie będą żyli długo i szczęśliwie.

Mówi się, że nie wszystkie bajki są pedagogiczne, niektóre z nich nie wnoszą nic mądrego do życia, pozostawiają złudzenie i nie mają żadnego przełożenia na rzeczywistość.

Weźmy dziś na warsztat moją ulubiona bajkę z dziecięcych lat, zapewne nie tylko moją, ale większości małych dziewczynek: „Kopciuszek” - i wszyscy wiedzą o co chodzi. Która z nas nie rozkoszowała się opowieścią o pewnej, zwykłej dziewczynie, która po wielu życiowych perypetiach i zawirowaniach odnalazła szczęście i miłość przy boku tego jedynego?

Jak to bywa w bajkach, aby był happy end, najpierw musi być ciężko, mówiąc kolokwialnie - pod górkę.

I ta ciężka droga nie ominęła także tytułowego kopciuszka. Główną bohaterkę poznajemy w chwili, gdy jej matka umiera, ojciec żeni się z wredną kobietą, której córki od razu dają się poznać z nie najlepszej strony i to właśnie one nadają dziewczynie, to okropne przezwisko – Kopciuszek. Ojciec w życiu bohaterki jest jakby nieobecny, nie jest wstanie uchronić tej skromnej osóbki przed złym traktowaniem. Jakbyśmy dziś powiedzieli, używając psychologicznego języka, mężczyzna sprawia wrażenie nieobecnego emocjonalnie, obojętnego na potrzeby własnego dziecka. A przecież to ojciec jest pierwszym ważnym mężczyzną w życiu każdej z nas i to od niego każda czerpie poczucie, że jest ważna, wyjątkowa, co za tym idzie zyskuje przeświadczenie, że zasługuje na wszystko, co najlepsze, a nikt i nic nie powinno podważyć dobrze ugruntowanego poczucia własnej wartości.

Tu jest niestety inaczej. Dziewczyna pozostaje zdana na własne siły, nie potrafi przeciwstawić się złemu traktowaniu, jakbyśmy to dziś powiedzieli, daleko jej do asertywności, a jej życiowe motto brzmiałoby: „przepraszam, że żyję”. Idzie według strategii: dopasuj się albo zgiń. Ale przecież nie do końca sami odpowiadamy za to, jakimi się stajemy, stoi za tym wielu ludzi, przekonań, a także masa doświadczeń, w tym przypadku, jak widać nie najlepszych i w rezultacie powodujących trwanie w niespierających nawykach i przeświadczeniach. Śmierć matki w życiu bardzo młodej dziewczyny odcisnęła piętno na psychice bohaterki. Pomimo, że nic w zasadzie nie wiemy o jej mamie, to możemy przypuszczać, że była dobrą kobietą, w końcu Kopciuszek wyrósł na wartościową osobę, musiał, więc mieć wsparcie kogoś bliskiego. Być może ojciec też nie zawsze był takim, jakim go poznajemy, może to właśnie śmierć żony, tak bardzo go zmieniła i spowodowała zniechęcenie. Niewykluczone, że to właśnie nowa sytuacja i nowa rodzina pogrążyła Kopciuszka, zmieniła, pozbawiła motywacji, aby iść po swoje. Macocha i jej córki wykorzystują nieporadność dziewczyny, robiąc z niej służącą, nie oferują nic w zamian. Bez skrupułów wykorzystują ją do wszelakich prac domowych, do spełniania zachcianek. Wykorzystują jej słabość do maksimum, nie mając przy tym najmniejszych wyrzutów sumienia, a ich postawy są coraz bardziej roszczeniowe. Czy możemy, jednak powiedzieć, że są to postaci, które mają dobrze ugruntowany obraz własnej osoby? Co prawda są pewne słuszności swojego postępowania, ale jest ono podszyte poczuciem własnej niedoskonałości i ułomności, nie darzą uczuciem kopciuszka, bo tak naprawdę nie lubią siebie samych. W kopciuszku przeglądają się jak w lustrze, pozornie dostrzegają ułomności dziewczyny, które to tak naprawdę są częścią ich osobowości.

Całe szczęście, z pomocą przychodzą magiczne moce, siły nadprzyrodzone, a przede wszystkim wróżka i matka chrzestna w jednej postaci. To właśnie ona jest wybawieniem w tej całej patowej sytuacji, wyczarowuje dla dziewczyny, piękną suknie, pantofelki, karoce, aby ta, tak jak jej przybrane siostry, mogła pojawić się na balu, który to zresztą był dla niej marzeniem. Marzeniem, które na tamten moment nie przystawało do rzeczywistości, bowiem brak zgody rodziny, brak odpowiedniego stroju uniemożliwiały pojawienie się na zamku królewskim. Często przecież i w naszym życiu zdarzają się nieoczekiwane zwroty akcji, pojawiają się osoby, które dają początek czemuś nowemu, czasami wystarczy, by ktoś tylko w nas uwierzył i dał odpowiednią motywację do działania, tak zwany moment zapalny. I to jest ten zwrot akcji, coś co tygryski lubią najbardziej, początek czegoś innego, lepszego, szansa na odmianę losu i na odrobinę słońca w jej szarym, zwykłym życiu.

Jak to w bajkowym świecie bywa, to jeszcze nie koniec przykrych niespodzianek w życiu Kopciuszka. O ile marzenie zostaje spełnione, to dziewczyna wie, że przyjdzie jej wrócić do tego bezbarwnego życia, nie wierzy, że ktoś taki, jak książę zechce się w niej zakochać, nie mówiąc już o tym, że chciałby się z nią ożenić, o tym Kopciuszek nawet nie odważy się marzyć. Nie oczekuje zbyt wiele, wystarczy, że jedynie zobaczy, jak to jest pojawić się w pięknym pałacu, wśród kryształowych luster, wyrafinowanych wnętrz i wartościowych ludzi. Kopciuszek cieszy się tym, co zostaje mu dane, docenia i nie oczekuje za wiele. Taka postawa daje gwarancję, że się nie rozczaruje, po prostu cieszy się chwilą, nie ważne ile ona potrwa, liczy się tylko - tu i teraz. I właśnie ta magiczne zasada i umiejętność cieszenia się tym, co trwa, nie oglądanie się za siebie i nie lękanie o przyszłość, otwiera bohaterce wiele możliwości. Dziewczyna wie i zresztą taka jest umowa zawarta między nią, a jej wybawicielką, że o północy czary przestaną działać i nie będzie już tą pięknością, która oczarowała księcia. Znów stanie się „szarą myszką, w poszarpanej starej sukience, znoszonych trzewikach, niedbałą fryzurą, przytłoczoną obowiązkami, które umniejszają jej godności. Wie, że pilnując upływającego czasu, uniknie odkrycia prawdy przez księcia, tym samym zaoszczędzi mu rozczarowania, bo w jej mniemaniu, ten nie zwróciłby na nią uwagi poznając prawdę o jej pochodzeniu. Nie przewiduje tego, że niepozorny przedmiot, w tym wypadku pantofelek, będzie tą rzeczą, dzięki której jej życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni.

Wbrew pozorom zgubiony pantofelek nie staje się przekleństwem, a korzystnym zbiegiem okoliczności, dzięki któremu, zakochany książę odnajdzie wybrankę swojego serca. Pantofelek jest symbolem tego, że czasem to, co wydaje się być przypadkiem, a nawet zrzędzeniem losu, przyczynia się do zmiany, o której w innych okolicznościach moglibyśmy zapomnieć. Pozwolę sobie na małą dygresję, sama ucieczka z balu jest w pewnym stopniu nawiązaniem do ucieczki przed miłością lub chociażby ucieczką przed szansa na uczucie. Dzisiejsze zdeklarowane singielki śmią twierdzić, że jest dobrze, tak jak jest, jednak często to lęk przed rozczarowaniem i zranieniem popycha je w ramiona samotności. Wracając do bucika, zdesperowany młody książę postanawia zadać sobie wiele trudu, aby odnaleźć ukochaną, pojawia się w każdym domu, aby każda z panien mogła przymierzyć nietypowy bucik. Tylko w ten sposób może ponownie spotkać dziewczynę, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia i prawdopodobnie ze wzajemnością. Bo skoro żyli długo i szczęśliwie, to musiała być to miłość przecież odwzajemniona, przynajmniej tego byśmy oczekiwali. Jak było naprawdę, jak mogło być?

Gdyby temu wszystkiemu się bliżej przyjrzeć i chcieć zagłębić, to możemy stwierdzić, że nic tu nie jest takie oczywiste, a zachowanie i osobowość Kopciuszka oraz innych bohaterów, może nam posłużyć do wyjaśnienia wielu aspektów psychologicznej natury człowieka, analizie osobowości, czy rozwiązaniu zagadki powielania schematów w realnym świecie, a także pozwoli zrozumieć, jaki wpływ mają niepotrzebnie wpojone przekonania i wydarzenia na psychikę człowieka.

Od najmłodszych lat faszerujemy dzieci fantastycznymi opowieściami, które wydają się być dobrą metodą na spędzanie wspólnego czasu. Jednak jak się okazuje nie zawsze są to bajki kojąco – rozwijające. Jedynie czego uczą, To powielania pewnych zachowań, które nie zawsze są warte powielania i życia według przedstawionych zasad.

W bajkach zawsze znajduje się coś magicznego i tak też wielu z nas postrzega rzeczywistość. Wierzymy w przedmioty gwarantujące szczęście: amulety, talizmany, w czarne koty przynoszące pecha, piątki trzynastego, a nawet w magiczne myślenie, że jak teraz pocierpię, to kiedyś wszechświat mi to zrekompensuje albo, że jak będzie za dobrze, to trzeba będzie za szczęście zapłacić, więc najlepiej zachować stoicki spokój.

Bezpodstawnie wierzymy, że dobro zawsze zwycięży, a przecież wiele razy się przekonaliśmy, że coś takiego, jak sprawiedliwość nie istnieje. Chcemy wierzyć, że wszystko ma sens, nawet to zło co nas spotyka, bo przecież tak łatwiej i choć, na jakiś czas mamy poczucie sprawowania kontroli nad tym, czego kontrolować nie możemy.

Ile razy już powiedzieliśmy: „widocznie, tak musiało być” - tak przynajmniej łatwiej zaakceptować, to, co rozumowo nie jest do zaakceptowania. Oczywiście, to pomaga i powinniśmy zmieniać rzeczy, na które mamy wpływ i zmieniać swoje podejście, to tego, co nie zależne od nas.

Tu Kopciuszek nie miał zupełnie wpływu na to, czy pojawi się w pałacu, czy nie, ale miał już wpływ na to, co zrobi z propozycją wróżki. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że dziewczyna wybiera drogę ofiary, a bunt ustępuje miejsca stłumieniu emocji. Z jednej strony jest zdana na okoliczności, jakie temu wszystkiemu towarzyszą, a z drugiej, gdy tylko pojawia się szansa, ona nie waha się z niej skorzystać, co jest najlepszym dowodem na to, że w tej z pozoru skromnej i nie rzucającej się w oczy dziewczynie, drzemie ukryta siła, którą gdzieś przez laty w sobie nagromadziła, być może stało się to za sprawą wspierającej ją matki.

W każdym z nas tak naprawdę jest wiele z Kopciuszka. Która z młodych dziewczyn nie marzyła, czy marzy, o pojawieniu się tego jedynego, idealnego, który odmieni monotonne życie i wyrwie z ramion samotności, uczyni życie barwniejszym, lepszym i będzie trwać przy nas, dopóki śmierć nie rozłączy? Tylko ta pułapka tkwi w tym „idealnym”, bo ideałów nie ma, bezskutecznie poszukujemy takiego, który wpasuje się w wybrane przez nas ramy, a nawet jeśli przez chwile mamy wrażenie, że sprostał naszym wymaganiom, to szybciej czy później następuje zderzenie z rzeczywistością, różowe okulary pękają i pozostaje rutyna, obowiązki i oczekiwania.

Bajki uczą, że ma być tak idealnie, sielsko - anielsko, wyrastamy na tym wszystkim czym nas żywią, a potem rozczarowujemy się bezpowrotnie, bo życie to nie bajka, a nasz książę nie jest tym księciem tylko iluzją, którą za wszelką cenę chcieliśmy podtrzymać, opadają emocje, a serce ustępuje miejsca rozsądkowi, który zostaje dopuszczony do głosu. Czasami tak wyidealizowany obraz tego jedynego wręcz uniemożliwia dostrzeżenie w drugim człowieku tego odpowiedniego kandydata, z którym moglibyśmy stworzyć bliską relacje. Wynika to poniekąd z deficytów dzieciństwa. Brak obecności idealnego rodzica chcemy zastąpić idealnym partnerem, który to ma nam te barki wynagrodzić. Często rodzice wymagają od dzieci bycia nieskazitelnymi, bez wad, co w przyszłości przekłada się na nasze oczekiwania wobec innych ludzi, przy czym niekoniecznie wymagamy od siebie. Tak już jest, że w związkach musimy przepracować, to czego zabrakło w domu rodzinnym, a nieświadomi własnych zachowań krzywdzimy nie tylko innych, ale i siebie. Oczekujemy, że partner wynagrodzi nam zmarnowane i trudne lata dzieciństwa, niekiedy podświadomie wybieramy trudnych partnerów, by móc na nowo przerobić nie najłatwiejsze emocje, aby uporać się z nimi, zrozumieć, wybaczyć. Często, gdy powielane schematy nam nie służą i niszczą, to czujemy się w nich bezpiecznie, bo to co znajome jawi się poniekąd, jako dobre.

Czyż nasze wyście za mąż nie jest takim pójściem na bal? Przecież każda, no może prawie każda, bo wyjątki są odstępstwami od reguły, marzy, aby w tym dniu poczuć się jak księżniczka u boku królewicza, który jest w stanie zrobić dla nas wszystko, poczuć się bezpiecznie z nadzieją, że ta sielanka będzie trwać do grobowej deski. Co prawda żadna z nas pantofelka nie przymierzała i przymierzać nie będzie, ale w chwili, gdy na jej palcu zaczyna błyszczeć pierścionek, właśnie tak się czuje, wybraną spośród wielu. Nic nie ma znaczenie, bo przecież jak jest miłość, to musi być dobrze, jednak wielu nie omijają kryzysy, a nawet rozwody. I po bajce. No cóż rozwody są dla ludzi, a niekiedy jedynym słusznym rozwiązaniem, by uratować się spod pieczy oprawcy. Coraz częściej mówi się, że sama miłość nie wystarczy, potrzeba wielu, innych wspierających związek aspektów, ale znów jeśli ich nie ma, czy, to jest prawdziwa miłość?

W naszej bajce bohaterka, której nawet nie znamy imienia, jest niczym nie wyróżniającą się osobą. Dziś tak jak już wspomniałam nazwalibyśmy ją „szara myszką”, z niskim poczuciem własnej wartości, dająca się poniewierać i przestawiać z kata w kąt. Dziewczyna godzi się na wszystko, nie umie powiedzieć dość, czuje się nikim. Czy ktoś trwający w takiej beznadziei nie utwierdza się w przekonaniu, że nie zasługuje na nic dobrego, tym bardziej na miłość? Wyrastanie w rodzinie, w której na prowadzenie wysuwa się brak akceptacji, poniżanie i wytykanie błędów, wygórowane oczekiwania, gwarantuje tylko i wyłącznie wyrośnięcia na osobę z kompleksami, nie wierząca, że ktokolwiek dostrzeże w niej coś pozytywnego.

Czy przypadkiem nie jest tak, że ta bajka upewnia nas w fałszywym przekonaniu, iż dzięki ciężkiej pracy, godzeniu się na wszystko, co nas spotyka, nie odważeniu się na tupnięcie nogą, otrzymamy kiedyś nagrodę za niesprawiedliwe traktowanie i rekompensatę za cale zło tego świata?

Doskonale wiemy, że w realnym świecie możemy pomarzyć o takich rewelacjach. Wielokrotnie stajemy się świadkami sytuacji bądź doświadczamy na własnej skórze, że bycie na każde gwizdnięcie i nadgorliwość jest świetnym pretekstem do wykorzystywania nas przez pracodawców, zleceniodawców. Co za tym idzie - dasz palec, wezmą całą rękę.

Podobieństw możemy szukać również w życiu kobiet pozostających w domu, zmęczonych codziennością i rutyną. Trwają na straży ogniska domowego po cichu pragnąc, że ktoś zauważy ich wysiłek, doceni, powie zwyczajnie – dziękuję. Same przyzwyczajają partnerów do upewniania ich w przekonaniu, że zawsze dadzą radę. Snują swoje iluzje o lepszym życiu i o tym, że trud zostanie wynagrodzony, a ich życie zmieni się niczym życie kopciuszka. Niestety często te oczekiwania są bezskuteczne i pozostaje wybór między akceptacja, a wprowadzeniem nowego porządku. Często kobiety żartują, że mają obiecane życie jak w bajce, z tym, że żadna z nich nie sądziła, że będzie odtwarzała rolę kopciuszka. Wszystką jest kwestią wyboru, dogadania się między ludźmi, wzajemnego wsparcia, a przede wszystkim znalezienia odpowiedzi na pytanie czego pragnę i czego oczekuję.

Pytań i niewyjaśnionych spraw w tej opowieści jest tak wiele. Czy metamorfoza, którą przeszła macocha i jej córki była tak naprawdę możliwa? Czy nie jest to intryga w wyniku, której rodzinka mogła liczyć na korzyści płynące z naprawy relacji. Czy od tak można się zmienić, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki? No, chyba że w tym przedsięwzięciu maczała paluszki, dobrze nam znana wróżka.

No i zasadnicze pytanie, dlaczego ojciec kopciuszka nie potrafił uchronić córki przed nagannym, niedorzecznym traktowaniem? Jak sądzę dziś zyskałby miano pantoflarza i kogoś, kto dał się zdominować kobiecie. Nie wiele wiemy o tej postaci, poza tym, że jest trochę, jak pszczółka Maja z bajki o tym samym tytule – jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzie. Może ojciec, podobnie jak jego córka należy do osób nie potrafiących postawić się innym, może ma depresje, a może interesują go tylko, jakieś własne sprawy i nie chce widzieć tego, co dzieje się w jego własnym domu, tak dla świętego spokoju? Kopciuszek miał powód, by znienawidzić ojca, jednak wybacza mu jego pasywność, a dobre serce zwycięża po raz kolejny.

I tu pozwolę sobie kolejny raz na przeniesienie tej postawy do świata psychologii. Dzieci często idealizują obraz swoich rodziców, nawet wtedy, gdy są krzywdzenia psychicznie, czy fizycznie. Za wszelka cenę pragną zachować w swojej pamięci wizję kochających rodziców, tym samym całą złość przerzucają na siebie, wolą w sobie upatrywać niedoskonałości, aniżeli znienawidzić rodziców i żywić do nich urazę. To zresztą jedyna opcja pozwalająca na przetrwanie. Oczywiście nikt z nas nie potrzebuje nieskazitelnych rodziców, tak jak rodzice nie powinni oczekiwać tej nieskazitelności od dzieci, a dawać sobie prawo do błędów, nikt nie jest chodzącym ideałem, a bycie perfekcjonistą też ma zgubne skutki. Perfekcjonista nigdy nie będzie zadowolony, bo przecież zawsze można lepiej, więcej, bardziej, a sukces także nie zagwarantuje zadowolenia, boi się ciągle zawieść innych i siebie, dąży do ideału w obawie przed porażką, która to pozbawiłaby go kontroli i poczucia panowania nad sytuacją. Na końcu tej niekończącej drogi do celu i tak będzie pytanie, czy aby zasługuję, na to wszystko, może jednak mi się nie należy? Nikt z nas nie miał i nie będzie miał rodziców idealnych i całe szczęście, bo to jedyna droga, aby pójść własną, w przeciwnym razie obraz wspaniałych, idealnych rodziców mógłby nam to uniemożliwić. Konsekwencją wspomnianego braku kochających rodziców jest oczywiście poczucie niedowartościowania, brak wiary we własne możliwości, poczucie, że jest się gorszym, nie zasługującym na nic dobrego, o miłości nie wspominając.

Postać z dzisiejszej bajki jest najlepszym przykładem na to, jak brak wiary w siebie może stać na drodze do własnego szczęścia. Nasz Kopciuszek nie wierzył ani w siebie, ani w to, że ktoś mogły pokochać ją tak po prostu, cały czas musiała zasłużyć na uwagę, tak jak wszystkie dzieci, które muszą zasłużyć na miłość rodziców, robią wszystko, nie rzadko wyrzekną się własnych potrzeb, dopasowując się do wymagań, by tylko być kochanymi. Takie jednak dysfunkcje niosą ze sobą nieodwracalne rany po latach ujawniające się w nerwicach czy depresjach.

Czy nasza bohaterka pokochała księcia tak po prostu, może jedynie czuła wdzięczność i to ją tylko pchnęło w jego ramiona, a może była to dla niej szansa na odmianę losu, nie mająca nic wspólnego z miłością, tego się już nie dowiemy. Wiemy, że miłość to skomplikowana materia, pomimo upływającego czasu w tej kwestii nic się nie zmieniło.

Kiedy słyszymy, że jedne dziewczyny szukają tego idealnego, bo wierzą, że zasługują na to, co najlepsze, to gdzieś indziej spotykamy, te które podświadomie tkwią w przekonaniu, że nie zasługują na miłość, wyrosły w przeświadczeniu, że nikt ich nie jest w stanie pokochać. Często taką wizję siebie samych wpojono im w domu rodzinnym. Dlatego, tyle dziś się mówi o akceptacji, zdrowej relacji między rodzicami, a dziećmi, odpowiadaniu na jego potrzeby i budowaniu poczucia własnej wartości, nie tego nadętego, ale takiego, które pozwoli być z kimś nie w obawie przed samotnością, albo z kimś nieodpowiednim z poczuciem, że nic lepszego nie może nas spotkać. „Najlepszym sposobem, by być szczęśliwym u boku drugiego człowieka jest nauczyć się być szczęśliwym w pojedynkę. Wtedy towarzystwo jest kwestią wyboru, a nie potrzeby”.

Nie wystarczające poczucie własnej wartości, brak akceptacji własnej osoby, popycha ludzie w nieodpowiednie relacje, upewnia w przekonaniu, że tyle nam musi wystarczyć. Bycie z kimś nie powinno być odpowiedzią na lęk przed samotnością, ale świadomym wyborem.

Dobrze wiemy, że do czasu, gdy nie polubimy, czy pokochamy siebie samych, nie będziemy umieli tą miłością obdarzyć innych. Niedowartościowanie we własnych oczach jest często motywem wielu rozstać, kobiety porzucają swoich mężczyzn z lęku przed ich odejściem lub szukają takich, którzy po prostu nie istnieją z prostej przyczyny, by ich nie spotkać i uniknąć ewentualnego zranienia albo rozstania. Wolą zrobić to pierwsze, przynajmniej, tak jest im łatwiej się rozstać, unikają zaskoczenia i jako pierwsze wyłożą karty na stół. Ciekawostką było też dla mnie przeczytać w jednej z książek o tematyce psychologicznej dlaczego dziewczyny wybierają tzw. „średniaków”, czyli takich w ich ocenie dalekich od ideału. Robią to oczywiście nieświadomie z podobnych powodów, a mianowicie swojego niedostatecznego poczucia własnej wartości, boja się być pozostawione, wiedzą, że w razie czego będzie im łatwiej znieść rozstanie, niż w przypadku, gdyby musiały być rzucone przez ten swój „ideał”. Można by tu użyć powiedzenia - „lepszy rydz, niż nic”. Ciekawe nie sądzicie? Kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu, iż psychika ludzka nie zna granic, a wszystko co istotne ukrywa się skutecznie w naszej podświadomości, aby w pewnym momencie móc ujrzeć światło dzienne.

Kopciuszek skrywa w sobie wiele prawd o człowieku i jego skomplikowanym wnętrzu, jest odzwierciedleniem kobiecych zachowań w każdym calu. Chociażby taka sprawa jak wygląd zewnętrzny, przecież dziś żyjemy w dominującym kulcie piękna. Wiadomo wizerunek zewnętrzny jest bardzo ważny, chcemy się podobać nie tylko sobie, ale też zależy nad, abyśmy były postrzegane, jako atrakcyjne kobiety. I to jest zrozumiałe. Problem pojawia się wówczas, gdy ten wygląd staje się najważniejszy i przysłania wszystko inne. Dlaczego postać z bajki, której dziś się przyglądamy, tak bardzo bała się momentu, w którym książę mógłby odkryć prawdę o niej? Dlaczego lęk przed północą był taki paraliżujący? Czyżby Kopciuszek był przekonany, że poza swoim pięknym wizerunkiem nie jest w stanie nic zaoferować? Może w przekonaniu dziewczyny, to nie jej osobowość zawróciła w głowie temu jedynemu, ale uroda, dzięki której poczuła się choć raz wartościowa i zauważona? Czy ten wykwintny strój nie jest w pewnym stopniu nawiązaniem do dzisiejszych masek, przecież to z lęku przed odrzuceniem zakładamy maskę i udajemy kogoś, kim zupełnie nie jesteśmy. Z góry zakładamy, że, jeśli prawda o nas wyjdzie na jaw, nikt nas nie zaakceptuje. Całą kwintesencją, czym jest bezwarunkowa akceptacja siebie, stała się dla mnie wypowiedź Meryl Streep, a mianowicie znana aktorka powiedziała, że kiedyś wchodząc do pokoju pełnego ludzi zastanawiała się, czy oni ją polubią, wchodząc dziś do takiego pokoju zastanawia się, czy ona ich polubi. Nic dodać nic ująć.

A co jeśli ten nas kopciuszek bał się bardziej porażki przed odrzuceniem niż trwania w samotności? Kolejny raz poczuć rozczarowanie byłoby dla niej większą karą niż życie na starych zasadach.

Czy z nami nie jest podobnie? Ile razy rezygnujemy, z czegoś na czym nam bardzo zależy, zaczynamy nie kończąc, dzieje się to tylko i wyłącznie za sprawą potencjalnej porażki, która to wydaje się być bardziej bolesna niż tkwienie w tym nie najlepszym, czego obecnie doświadczamy. A przecież tylko próbując może zmienić życie na lepsze, nawet za cenę tego, że się nie uda. Jeśli nie będziemy próbowali, to już z góry jesteśmy skazani na przegraną.

Kto walczy może przegrać, kto nie podejmuje walki już przegrał”.

Życie Kopciuszka to walka o lepszą przyszłość. Z jednej strony mamy nieodparte wrażenie, że nie zrobiła nic, pozostawiła życie jego własnemu biegowi. Najpierw pomogła jej wróżka, potem książę dołożył wszelkich starań, aby ją odnaleźć, jednak nie odrzuciła miłości, czytając bajkę chcemy wierzyć, że była to miłość odwzajemniona, spełniona.

Pomimo swojej pasywności skromna dziewczyna nie bała się marzyć, nawet o wielkich, na tamten moment, nierealnych rzeczach, pomimo obaw poszła na bal, znalazła w sobie odwagę, by przezwyciężyć swój strach, wstyd, niepewność, lęk przed rozpoznaniem, mówiąc dzisiejszym, modnym językiem, wyszła ze swojej strefy komfortu. Pragnęła poczuć się kimś wyjątkowym, pomimo zła jakie ją spotkało nie straciła wiary w ludzi, w lepszy świat i w to, że zasługuje na coś wyjątkowego. Miała jeszcze jedną bardzo ważną cechę - potrafiła wybaczyć ojcu, macosze i swoim przybranym siostrom. Dlaczego? Zapewne dlatego, że również umiała wybaczyć sobie, swoje niedoskonałości, potknięcia, bycie uległą i pozwalającą się poniewierać. Gdyby dziewczyna tego nie zrobiła, nie mogłaby wybaczyć tym, którzy skrzywdzili ją najbardziej, być może nawet szukałaby zemsty wykorzystując swoja pozycję.

No i w końcu, to słynne: „żyli długo i szczęśliwie być może dzięki tym trudnym doświadczeniom dzielna bohaterka potrafiła odpowiednio zarządzić swoim życiem, wyciągnąć wnioski, by nie popełniać znanych błędów. Może miłość, którą ofiarował jej książę sprawiła, że stała się pewną siebie kobietą, przepracowała to, co traumatyczne, nauczyła wyznaczać granice zamiast pozwalać sobie wchodzić na głowę, nie bała się realizować pragnień, a przede wszystkim potrafiła docenić nowe życie, które to nie zawsze potrafi być kolorowe. Może to był właśnie ich przepis na dobre życie, umiejętność doceniania i poczucie wdzięczności.

To marzenia zaprowadziły ją do miejsca, w którym miały szansę się ziścić i dać początek czemuś nowemu. Wszystko co złe przestało mieć znaczenie, bo rekompensata okazała się być wystarczająca, aby odzyskać wiarę, że jednak dobro wraca, a w każdy jest tyle zła ile sami dostrzegamy.

A czy Twoje życie w jakimś stopniu przypomina bajkę o Kopciuszku? Może odgrywasz w nim rolę z tej opowieści. Z którą z tych postaci się utożsamiasz? Z ojcem? Nieobecnym, stosującym uniki, udającym, że nie ma problemu, próbującym wtopić w tło, stosującym mechanizmy obronne, by nie cierpieć lub cierpieć mniej. Może widzisz siebie w roli macochy i jej córek, choć do tego na pewno trudno się przyznać przed samym sobą? Jesteś apodyktyczny, chcesz, aby wszyscy chodzili pod Twoje dyktando, niekiedy wykorzystujesz innych do swoich celów, uważasz, że wszystko Ci się należy, a w rzeczywistości prowadzisz wojnę z własnymi demonami, idziesz po trupach do celu, a w rezultacie okazuje się, że nie masz zbyt wiele do zaoferowania. A może jest w Tobie coś z głównej bohaterki? Ciągle czekasz na moment, by wyjść z ukrycia, czekasz na bodziec, by w końcu iść po swoje, czujesz, że chcesz coś zmienić, tylko nie wiesz, jak zacząć? Zastanawiasz się czy wypada, czy się nie ośmieszysz, ale wiesz, że nie zmieniając nic, zatracisz się jeszcze bardziej, bezpowrotnie? A co jeśli jest w Tobie dobra wróżka, niosąca pomoc, spełniająca marzenia, odmieniająca los innych ludzi na lepszy dająca promyk nadziei? To wspaniała rola, nie zapomnij, jednak w tym wszystkim o sobie. No i przecież jest jeszcze książę, pełen desperacji, przekonany o słuszności swojego wyboru, nie poddający się i uparcie dążący do celu, by uszczęśliwić siebie, ale i wybrankę swojego serca - może to jest o Tobie? Każdy w tych postaciach z tej bajki odnajdzie cząstkę siebie, jesteśmy przecież tak samo podobni i tak samo różni.

Jak widzisz nasze życie, to składowa wielu elementów: naszych decyzji, ludzi, których spotykamy, przypadków, nieoczekiwanych zwrotów akcji, a może czegoś więcej, ingerencji sil wyższych, opatrzności, sprzyjających gwiazd. To już kwestia tego, w co wierzysz i tego, czy jesteś zwolennikiem szkiełka, czy oka.

Zostawiam Cię z rozważeniami, być może dziś przyjdzie Ci wyciągnąć wnioski, poddać swoje życie głębszej analizie. Dziś pozwoliłam sobie na własną interpretację, a nawet powiedziałabym nadinterpretację. Rozłożyłam znaną bajkę na czynniki pierwsze, wzięłam pod lupę, a zaryzykowałabym powiedzieć, że w tym wypadku, nawet pod mikroskop. Bajka stawia przed nami tyle pytań pozostawionych bez odpowiedzi. Niczego nie możemy być pewni w stu procentach, to wszystko jest tylko domniemaną prawdą. Czy w ogóle możemy wiedzieć o innych więcej niż oni sami wiedza o sobie? My sami często żyjemy przekonaniami na swój temat, które zostały nam zaprogramowane, gdzieś na początku własnej drogi, przez co nie mamy realnej oceny własnej osoby, gdzieś głęboko są w nas ukryte prawdziwe pragnienia i to jest w tym wszystkim najpiękniejsze – ta tajemnica jeszcze dla nikogo nieodkryta, nawet przez nas samych. Czasami nasze własne życie jest wymyślone przez nas samych i innych, jak ta bajka. Gramy w nim jakąś rolę, często daleką od naszego prawdziwego zamierzenia i predyspozycji. Najważniejsze jest jednak to, by podążać drogą, którą naprawdę ma się ochotę kroczyć, odkrywając swoje powołanie.



Komentarze

  1. Pani Marto wpis cudowny, pouczający, życiowy. Tyle mądrości w bajce, którą tak doskonale znamy. Jestem pod ogromnym wrażeniem i ciągle powtarzam, że niezależnie od wieku jaki osiągamy nadal uczymy się czegoś nowego. Pozdrawiam🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, mam nadzieję, że dotrwała pani do końca. To oczywiście moja interpretacja, a każdy może mieć swoją. Wiele z bajek, które znamy, moim zdaniem, ma ukryty sens i można je rozumieć w różny sposób. Pozdrawiam serdecznie i zechecan do lektury kolejnych moich wpisów.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty