Puste słowa - część 2

 

                    Najważniejsze jest piękno wewnętrzne

Jasne wszyscy to znamy: nie szata zdobi człowieka, nie ocenia się książki po okładce, najpiękniejsze jest to niewidoczne dla oczu. Niby tak, wszystko się zgadza i fajnie byłoby, gdyby to była rzeczywiście prawda, ale niestety tak nie jest i nie oszukujmy się, że w ogóle jest inaczej. Wiek dwudziesty pierwszy został całkowicie zdominowany kultem piękna i choć ostatnio oglądamy gwiazdy i celebrytki chętnie pokazujące się bez makijażu, a niektóre z nich nawet twierdzą, że nastała „moda na brzydotę”, (wszak mamy wolność słowa) to jest to jakiś chwilowy trend, o którym za chwile nikt nie będzie pamiętał. Każdy chce wyglądać pięknie i robi wszystko co może, aby czuć się jak najlepiej we własnej skórze, jednak to, co dzieje się ostatnimi czasy, można nazwać fanaberią na punkcie własnego wyglądu, nieskazitelności i perfekcjonizmu w każdy calu. Chęć ukrycia mijającego czasu jest tak wielka, że już nie przeraża operacja, ból i ryzyko wpisane w zabieg. Nic nie jest ważne, tylko to, by wyglądać idealnie, i to nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla innych. Dzisiejsze czasy oscylują w granicach sztucznych paznokci, sztucznych rzęs, sztucznych ust, sztucznego biustu i makijażu permanentnego, a czasami także sztucznego uśmiechu, choć jak twierdzą psycholodzy osoby upatrujące udawania w obnoszeniu się szczęściem innych, sami są głęboko nieszczęśliwi, dlatego o to samo posądzają innych, ale to już odrębny temat.

Zawsze w celu poprawienia wyglądu można też dodać filtr do zdjęcia, skuteczny retusz i efekt gotowy. Tylko pytanie kogo chcemy oszukać? Siebie czy innych? Żadna operacja plastyczna, żaden fotograficzny filtr nie odejmą nam lat i nie sprawią, że cofniemy się lub zatrzymamy w czasie. Nie oznacza to, że mamy o siebie nie dbać, chodzić zaniedbane i nieogarnięte i wyznawać zasadę: „jaką mnie Panie Boże stworzyłeś, taką mnie masz”. Nie w tym rzecz, sama uwielbiam kupować nowe rzeczy, praktycznie nie wychodzę z domu bez makijażu, oczywiście mam na myśli tego codziennego, moje paznokcie zazwyczaj też są umalowane. Czy warto jednak poddawać się zabiegom upiększającym, cierpieć, by tylko zrobić wrażenie? Zastanówmy się nad tym, a później piszmy rzeczy typu, że najważniejsze jest piękno wewnętrzne, bo dziś to jest najmniej ważne, a największe widoczne efekty robią pięknie obrobione zdjęcia, na których osoby nie są podobne do siebie samych. W naszym społeczeństwie również starość jest tematem tabu, w niektórych przypadkach prawdziwy wiek jest owiany tajemnicą, tak jakby zależał od nas i był skutkiem wynalezionego eliksiru młodości, będącego zresztą miksturą skonfigurowaną na nasze potrzeby i przez to powodem do dumy. Myślę, że każdy etap jest piękny ten zwieńczający życie też, jeśli oczywiście umie się żyć, bo Ci, którzy narzekają na starość, zwykle nie umieli być młodzi, gdy był na to czas. Zatem to nie wygląd świadczy o naszym wieku, a to co w środku. Mało kto, uważam, potrafi docenić starość i docenić jej walory, to że dzieci są odchowane, że jest zasłużona emerytura, że nie trzeba już się spieszyć i nikomu nic udowadniać, że można odpuścić i z ufnością czekać na to, co przyniesie kolejny dzień, zająć się tym, o czym zawsze się marzyło, a nie było dotąd czasu. A najczęściej pojawiającymi się stwierdzenia są: „Nie udała się Panu Bogu ta starość”. Być może to nam nie udaje się o niej myśleć w pozytywnych kategoriach, a to już indywidualny wybór każdego człowieka.

Tak czy inaczej możemy oszukiwać innych, niekiedy przekonywać na siłę siebie samych, ale prawda wcześniej czy później i tak wyjdzie na jaw. Wybór jest zawsze i możesz mi dziś napisać pod tym postem, że każdy może dbać o siebie na swój sposób i korzystać nawet z dobrodziejstw medycyny estetycznej. Masz rację, może oczywiście, że tak. Tylko, gdzie ta samoakceptacja i miłość do siebie, o której dziś tak się krzyczy, gdzie to nagłośnione bycie sobą i nikim innym, gdzie ta wolność skoro nie ma przyzwolenia dla własnych niedoskonałości. Czy to wszystko nie zaczyna się od miłości i akceptacji takiego, jakim się jest, nawet takim niedoskonałym, czasem zmęczonym, starzejącym się. Prawdziwa akceptacja siebie nie każe nam się ścigać z kimkolwiek czy komukolwiek coś udowadniać. Prawdziwa akceptacja to zgoda na mijający czas: na te zmarszczki pod oczami, które tak dużo widziały, na te obolałe nogi, które nas niosły przez te wszystkie długie lata, na te pomarszczone ręce, które tak dużo pracowały, na te znaczące blizny przypominające o ważnych momentach, albo będące pamiątką po czymś z czego udało się wyjść obronną ręką, na te przygarbione barki, które niosły trudy życia, na to wszystko, co jest znakiem tego, ile nam dane było zobaczyć.




Komentarze

Popularne posty