To już było
Koniec sierpnia, ta taka niedziela wśród miesięcy. Niby jeszcze wakacje, a czuć zewsząd powiew chłodu przesiąknięty szkolną atmosferą. Oczywiście mam tu na myśli wszystkich tych, dla których wrzesień będzie wiązał się właśnie ze szkołą. Przyznam się, że coraz trudniej zrozumieć mi, pomimo wszystko, stan euforii większości rodziców, czekających na pójście „bąbelków” do placówek. Może i w domu robi się mniej tłoczno, może i nawet o wiele ciszej, może i człowiek w spokoju napije się kawy, to jednak lista obowiązków wiążących się z nadejściem roku szkolnego, jest nieporównywalna do tej wakacyjnej i to bez względu na to, czy mamy pracują zawodowo czy też nie. Przywożenie, odwożenie, odprowadzanie, przyprowadzanie, zajęcia dodatkowe, pomoc w odrabianiu lekcji, jesienne katarki, wirusy itd. itp. (oczywiście wszystko w zależności od wieku dzieci).
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, pamiętam i ja ten moment ekstazy, gdy moja młodsza latorośl poszła do przedszkola, a ja pełną piersią mogłam oddychać przez kilka godzin dziennie i chociaż ten oddech nie towarzyszył nicnierobieniu, to moja głowa odpoczywała od dziecka. Dziś, gdy przede mną perspektywa zaczynania szkoły podstawowej po raz kolejny, nie traktuje tego, jako formy ekscytacji, zaciekawienia, a raczej mogę stwierdzić - „wiem czym to pachnie”, co by nie mówić doświadczenie zdobyłam.
Tak czy inaczej, każdy z was z własnego doświadczenia wie, o czym mówię, a jak nie, to dowie się w odpowiednim czasie.
Zapewne zgodzicie się ze mną w jednym – te wakacje minęły zdecydowanie zbyt szybko, pewnie moje odczucia nie są oryginalne i wcale nie chcę tu przytaczać utartego powiedzenia – wszystko, co dobre szybko się kończy, bo to oznaczałoby, że to, co trwać będzie - jest złe.
Przecież w ciągu tego roku, nie ominą nas weekendy, święta, ferie, dłuższe, krótsze przerwy, no i ostatecznie nie demonizujmy szkoły, przecież z założenia ma służyć rozwojowi człowieka, wykrzesać z niego, to, co najlepsze, przygotować, do przekroczenia kolejnego levelu edukacji.
Myślę, że można już głośno i wyraźnie powiedzieć, że wakacje za nami, przed nami ostatni weekend.
Macie już jakieś plany na te ostatnie dni?
Ja tak i na pewno nie mam zamiaru kierować uwagi swojej i moich dzieci, w stronę wiadomego tematu.
Te wakacje minęły, za chwilę będą przeszłością, wspomnieniem. W pamięci naszych dzieci pojawi się migawka z letnich, leniwych dni, przepełnionych beztroską, niezmąconą obowiązkami, przesiadywaniem w książkach, beztroską wolną od dźwięku budzika bezlitośnie wyrywającego ze snu, daleką od „muszę, „trzeba”, beztroską niekojarzącą się ze stawieniem czoła rzeczom powiązanym ze szkolnym stresem, beztroską daleką od tego, o czym nie mamy pojęcia, że się zdarzyło za murami szkoły. W pamięci naszych dzieci pojawi się slajd wakacyjnych wspomnień: spokojnych poranków, późnego chodzenia spać, robienia tego, na co zabrakło czasu w minionym w roku szkolnym. Slajd wakacyjnych wyjazdów: dłuższych, krótszych, bliższych, dalszych, slajd zwyczajnych dni przepełnionych nudą i tych z entuzjastycznym grafikiem.
Moja migawka wakacyjnych wspomnień przypomina mi cały kalejdoskop letnich wydarzeń: wakacji spędzonych na Mazurach, które już stały się tradycją, kilku grillów w rodzinnym gronie, kilku koncertów, na które czekałam, jednej większej imprezy, na której mogłam się wytańczyć, rajdu rowerowego, który przypomniał mi dawna miłość do roweru, spacerów, które uwielbiam, zwyczajnych wyjść na plac zabaw, świętowania osiemnastej rocznicy ślubu, gromadzenia szkolnej wyprawki, całej masy zwyczajnych domowych obowiązków w towarzystwie dzieci, czytania ciekawych artykułów, mega ilości wysłuchanych webinarów i podcastów, przeczytania niestety tylko jednej książki (za to grubej), rodzenia się w mojej głowie pewnych pomysłów, które mam nadzieję, że zrealizuję, wygrania pewnego konkursu całkiem niespodziewanie, zadawania codziennie stałego pytania – co dziś na obiad, choć to, jak i inne domowe obowiązki dotyczą przecież całego roku i każdego dnia, dotkliwie zresztą przypominając mi o przeżywaniu kolejnego Dnia Świstaka.
Nie przeżyłam niczego spektakularnego, nie wydarzyło się nic z efektem wow, nie miało miejsca coś, co mogłabym określić mianem – wydarzenia życiowego.
To były dobre wakacje, zbliżone do każdych, które było mi dane przeżyć.
Choć rzeczywiście jedna rzecz wysuwa się w tym wszystkim na prowadzenie i mogłabym powiedzieć, że w pewnym sensie te wakacje kończą się „z przytupem”, choć nie wiem czy to trafne określenie do tego, co zaraz obwieszczę. W połowie sierpnia spłynęła wieść o zaręczynach w naszej rodzinie i choć w pewnym sensie od dawna spodziewanych, to zawsze jest to doza zaskoczenia, co za tym idzie, mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będę miała znów okazję się wytańczyć, bo mam wrażenie, że niedosyt tańca rośnie u mnie z wiekiem.
A Ty jak wspominasz minione wakacje?
Ten post miał być, o czymś innym, a to, co napisałam, miało być krótkim wprowadzeniem, rozrosło się jednak do rozmiarów zwyczajnego postu, w związku z tym, istnieje duże prawdopodobieństwo, że kolejny wpis pojawi się już jutro. Co Wy na to?
Komentarze
Prześlij komentarz