Budząca się Szkoła - nowoczesne spojrzenie na edukację
Wszystko ma swój czas
„Budząca się Szkoła” - to inicjatywa, której celem jest propagowanie kultury uczenie się opartej na rozwoju potencjału uczniów, nauczycieli i szkół. To dzięki akcjom przez nich wymyślonym, coraz więcej dobrego dzieje się w polskich szkołach. Profil „Budzącej się Szkoły” odnajdziecie na fb. Znajdziecie tam mnóstwo merytorycznej wiedzy, filmików, a wszystko w oparciu o sprawdzone metody i badania neurobiologów. To nie wiedza wyssana z palca, to szansa dla dzieci i młodzieży, by móc uczyć się w szkole bez presji, ale efektywniej niż dotychczas. To nie mrzonki i fanaberie ludzi oderwanych od rzeczywistości, to nowoczesne spojrzenie na proces uczenia się i cały system nauczania.
Czy ciągnąc za trawa sprawimy, że będzie szybciej rosła? - to jedno z bardziej przemawiających haseł „Budzącej się Szkoły”.
Dlaczego zatem tak samo nie może być z rozwojem dzieci? Czy ciągła presja ze strony dorosłych sprzyja ich rozwojowi? Jedyna informacja zwrotna jest taka, że skoro dorośli, mam na myśli tu nauczycieli i rodziców, napominają do bycia lepszym to znaczy, że - jest ze mną coś nie tak, skoro inni coś już potrafią, a ja nie - to jestem gorszy, jeśli odstaje na tle grupy, to znaczy - że nie daję rady.
Dlaczego dziś dzieci nie mogą rozwijać się w naturalny sposób i w swoim tempie? Dziś mam wrażenie leczymy coś, co kiedyś było normą.
Żyjemy w rzeczywistości, gdzie dominuje podejście – więcej, lepiej, szybciej.
Czy dziecko, które zaczyna chodzić mając 10 miesięcy chodzi w przyszłości lepiej niż to, które zaczęło stawiać pierwsze kroki po roku?
W swoim poprzednim wpisie o spojrzeniu na edukację okiem „Budzącej się szkoły”, odwołałam się do kolejnego hasła – od mierzenia nikt nie urósł, ale większość straciło motywację. Ciągłe testowanie nic nie da, to krok wstecz w edukacji i rozwoju dzieci, zamiast wspierać i uświadomić sobie, że każde dziecko rozwija się w swoim tempie, oczekujemy, że te „słabsze” muszą dorównać tym, które są o kilka kroków dalej.
Podstawa programowa klas 1 – 3 mówi o tym, że dziecko na naukę pisania i czytania ma trzy lata, do tego czasu powinno opanować czytanie, pisanie i liczenie w określonym zakresie. (Stąd ocena opisowa w klasach 1 - 3) Tymczasem dzieci, które kończą zerówkę już potrafią to robić. Co w tym złego? Nic, to nawet dobrze, bo później jest łatwiej, spokojniej. Pozostaje pytanie - co z dziećmi, które tych umiejętności jeszcze nie opanowały i wypadają gorzej na tle grupy? Czy nauka nie powinna być dostosowana do potrzeb wszystkich dzieci indywidualnie, może brzmi to trochę nierealnie, bo przecież materiał jest jeden dla wszystkich i tylko jeden nauczyciel, jednak szkoła jest dla dzieci, nie dzieci dla szkoły i to szkoła ma wykrzesać z nich tyle ile mogą dać z siebie w danym momencie.
Zapytałam jednej z bardziej kompetentnych osób w dziedzinie rozwoju dzieci, jakie są skutki takiej różnicy między dziećmi, otrzymałam odpowiedź, że dzieci, które jeszcze nie nabyły umiejętności, które mają ich rówieśnicy będą miały obniżona samoocenę, bo przecież dzieci porównują się do siebie, to z kolei wpływa na motywację a raczej jej brak, niechęć do szkoły, co w konsekwencji generuje stres. Dlatego też bada się gotowość szkolną „zerówkowiczów”. Dzieci muszą czekać aż dorównają „bardziej rozwiniętym rówieśnikom”, by rozpocząć edukacje w szkole podstawowej. (Oczywiście ostateczna decyzja należy do rodziców). Jak to wszystko ma się do założeń nowoczesnego podejścia do edukacji, gdzie słyszymy hasła, że każdy rozwija się w swoim tempie, a szkoła podąża za uczniem? Czy na starcie dziecko nie dostaje informacji – jestem niewystarczający, do niczego się nie nadaje, zamiast wspierać, każemy czekać w kolejce, zamiast budować poczucie wartości, tłamsimy, wywieramy presję, by ogarniali tak, jak to robią ci „lepsi”.
Czy zadaniem szkoły nie powinno być wspieranie rozwoju dziecka na tyle, na ile jest ono w stanie z siebie dać, zadbanie, by nie czuło się gorsze i w końcu uświadomienie dzieci, że ich kolega lub koleżanka, którzy mają problemy, nie są nikim gorszym.
To od dorosłych zależeć będzie jak i czy w ogóle to porównywanie dzieci między sobą nastąpi, bo przecież najbardziej liczy się reakcja na sytuacje a nie sama sytuacja.
Czy modne dziś slogany empatia, współodczuwanie, przypadkiem nie powinny być wpajane od najmłodszych lat? Może wtedy hejt i prześladowanie rówieśników nie miałyby miejsca.
Zadanie szkoły to rozpoznawania możliwości i indywidualnych potrzeb ucznia – wiedzieliście o tym?
Czy wiedzieliście o tym, że ręka sześciolatka nie jest dostosowana jeszcze do pisania liter?
Czy wiedzieliście, że ruch to naturalny proces rozwoju dzieci? Tymczasem pierwszoklasiści są zmuszani do siedzenia w ławce przez 45 min.
Czy wiedzieliście, że zmuszanie dzieci to słuchania, nie pozwalanie im na mówienie jest odwrotne do ich naturalnych potrze?
Czy wiedzieliście, że najefektywniejsza nauka jest wtedy, gdy dzieci nie wiedzą, że się uczą np. przez zabawę, przez możliwość własnego sprawdzania.
Już słyszę słynne - ale zawsze tak było, za naszych czasów również. To prawda, ale dziś mamy tę wiedzę, której nie mieliśmy kilka lat temu, dlatego powinniśmy z niej czerpać, by innym żyło się lepiej.
To w dorosłych tkwi problem oczekiwań względem dzieci, a nie w nich samych, to reakcja otoczenia jest bodźcem do zmiany i chęci rozbudzania ciekawości dzieci, a ta jest kluczowa, by chcieć się uczyć i poznawać świat, nie przez bezsensowne wkuwanie regułek a przez doświadczanie i badanie otoczenia.
Nie ma prac domowych – żart roku
Gdy słyszę, że nie ma teraz prac domowych, to nie wiem czy się śmiać, czy wpadać w złość, słysząc te bezsensowne teorie.
Prawdą jest, że nie są zadawana prace pisemne, odrabianie ćwiczeń, robienie zadań z matematyki. Co z tego pytam?
Przecież do sprawdzianów i tak przygotować się trzeba, a jak to robić nie ćwicząc? Mało tego, coraz więcej osób potrzebuje wsparcia z zewnątrz, bo wiedza w szkole nie wystarcza, nie każdy łapie wszystko w lot. Jak wygląda rzeczywistość ucznia, szkoła do godzin popołudniowych, powrót do domu, nauka i jeszcze musi wystarczyć czasu na korepetycje. Gdzie ten czas na samo życie, zainteresowania, pasje? Mało tego nie zawsze to zakuwanie przekłada się na wyniki. Coraz więcej wszystkiego, coraz mniej wiedzy. Coraz więcej oczekiwać, coraz mniej motywacji. Coraz więcej presji, coraz mniej efektów.
Pozornie podręczniki wypełnione wiedzą po brzegi, wszystko skrupulatnie opisane, tylko cóż po wkuwaniu gotowych treści bez ich zrozumienia, ile tej wiedzy pozostanie z dziećmi na długo i ile z tej wiedzy jest tak naprawdę potrzebne do życia i będzie wykorzystane w przyszłości? Odpowiedzcie sobie sami na to pytanie.
Uczniowie pozostawieni sami sobie
Nie umiesz, to Twój problem, program nie może czekać, idziemy dalej.
Niestety tak to dziś wygląda i można by odnieść wrażenie, że dzisiejsza szkoła jest dla najzdolniejszych uczniów lub tych, których stać na korepetycje. Czy jednak proces nauczania nie powinien odbywać się w szkole?
Zostawiam Wam ten punkt do przemyślenia. Co jest nie tak z obecną szkołą, gdzie dzieci i młodzież nie są w stanie zdobyć tam wiedzy, mimo najszczerszych chęci, nie mam tu na myśli „leniwych uczniów”, choć takich podobno nie ma, są tylko, ci, których trudno zmotywować, ale mam na myśli tych, którzy regularnie uczęszczają do szkoły i nie wynoszą z niej wiedzy.
Zadajcie sobie pytanie czy dzieci są wstanie nauczyć się języka obcego na lekcjach w szkole bez sięgnięcia po wsparcie poza nią?
„Budząca się szkoła” - szkoła dla wszystkich potrzeby wyławiania geniuszy
Nowoczesna nauka i nowoczesne podejście do przekazywania wiedzy propagowane przez „Budząca się Szkołę” zakłada, że szkoła bez stawiania ocen, bez wytykania błędów, bez ciągłego testowania ma sens i wcale nie sprawi, że dzieci i młodzież nie będą się chcieli uczyć, wręcz przeciwnie potwierdza, że nauka jest bardziej efektywna i chęć uczniów do nauki nie musi opierać się na metodach kar i nagród, by ci byli wystarczająco zmotywowani.
To nowoczesne podejście minimalizuje stres i lęk przed niepowodzeniem, proponuje brak ocen i przyswajanie wiedzy w swoim tempie, zamiast jedynek, zwrot – jeszcze nie teraz.
Szkoła to nie rywalizacja
Szkoła to nie zawody, nie rywalizacja, nie konkurs, kto da bardziej radę. Dlatego „Budząca się Szkoła” nie przewiduje nagród za najlepsze wyniki na koniec roku, to święto wszystkich uczniów, bo każdy dał radę w sposób adekwatny do swoich możliwości. Dzień zakończenia roku szkolnego to święto wszystkich uczniów, bo wszyscy zasługują na uznanie i poczucie bycia wystarczająco dobrym.
Do konkursu czy zawodów sportowych uczniowie zgłaszają się dobrowolnie, jeśli chodzi o szkołę to obowiązek każdego, dlatego wyłanianie najlepszych nie ma sensu
Stres, który zabija wszystko
A na pewno nie sprzyja przyswajaniu wiedzy. Prowadząca profil „Budzącej się szkoły”, zadaje niejednokrotnie pytanie – czy bicie dzieci uodparnia? Nie, ono sprawia, że dzieci są bardziej poobijane. Tak samo jest ze szkolnym stresem, nie sprawi, że będą odporniejsi w przyszłości na stresujące sytuacje, sprawia, że proces uczenia jest zatrzymany, a motywacja wtedy nie istnieje.
Szkoła to nie zawody
Gdyby sportowcy przez cały czas byli na zawodach lub olimpiadach, nie mając czasu na treningi, jakie wtedy osiągnęliby wyniki, czy mogliby w ogóle wejść na podium, zdobyć upragniony medal? Tymczasem szkoła to nieustanne testowanie i mierzenie osiągnięć pod presją czasu, to ciągłe pisanie sprawdzianów i kartkówek, to przerwa w procesie nauczania, to brak pokazywania możliwych rozwiązań i nauki samodzielnego myślenia.
Dobry nauczyciel – czyli jaki?
Budząca się szkoła nie ma wątpliwości, to taki, który przede wszystkim lubi swoją pacę i jest nauczycielem z pasją.
Znacie takich? Najefektywniej uczymy się od osób, do których czujemy sympatię, w przypadku nauczycieli, są to osoby odnajdujące sens w swojej pracy i potrafiący zarazić swoją pasją uczniów. Poczucie sensu motywuje do działania i nauczycieli, i uczniów. Poczucie, że coś się przyda i jest podane w odpowiedni sposób, rozbudza ciekawość, sprawia, że motywacja wzrasta, co za tym idzie, wiedza przyswajana jest bez wysiłku i pozostaje na długo.
Mało tego dobry nauczyciel, to ten, który uczy - jak myśleć, a nie – co myśleć.
Ten, który docenia a nie ocenia. Ten, który wie, że nie ma równych uczniów, a każdy z nich jest inny.
Szkoła na miarę dwudziestego pierwszego wieku
Mówi się, że wszystko się zmienia oprócz szkoły i coś w tym jest. Pomimo, że szkoła, w której uczniowie byli bici linijkami po rękach, wyzywani przez nauczycieli na lekcjach dawno za nami, jednak w całym systemie nauczania, programie, zmieniło się nie wiele, nie na tyle, żebyśmy mogli powiedzieć, że szkoła sprzyja rozwojowi dzieci, wspiera ich mocne strony i potencjał. Tymczasem coraz więcej faktów przemawia za tym, że jest największym wygaszaczem motywacji, nie kształtuje poczucia własnej wartości, jest miejscem, gdzie dzieci nie czują się bezpiecznie, miejscem hejtu, porównywania i wyśmiewania, miejscem, gdzie chodzi się tylko z obowiązku, miejscem, gdzie nie poczucia sensu, a przekazywana wiedza jest czymś często określanym jako nieprzydatne i zaśmiecające pamięć zbędnymi regułkami odtwarzanymi na akord.
Przyszłym pokoleniom życzę szkoły na miarę dzisiejszych czasów, gdzie wiedza o tym, co sprzyja, a co nie, jest naprawdę wykorzystywana, gdzie uczniowie, nie chodzą do szkoły za karę, a z poczuciem sensu, gdzie presja nie ma miejsca i ustępuję poczuciu, że nie muszę być najlepszy, gdzie wiedza jest podawana w sposób zrozumiały, a w podręcznikach mieszczą się niezbędne materiały, które wnoszą coś do życia, gdzie uczniowie mogą liczyć na wsparcie, gdy coś nie idzie w nauce, zamiast się poddawać i tracić pieniądze na korepetycje. Przyszłym pokoleniom życzę szkoły, która wspiera mocne strony dzieci, zamiast koncentrować się na brakach, szkoły, gdzie nie mierzy się wszystkich jedną miarą, szkoły dającej przyzwolenie na błędy, bo bez nich nie ma nauki, szkoły, gdzie niepowodzenia nie zniechęcają, a są zachętą, by próbować dalej bez lęku.
Myśl, jak Einstein
Einstein powiedział, że największym szaleństwem, jest powtarzanie czegoś, co nie działa i oczekiwanie innych rezultatów. Czyż nie jest tak z dzisiejszą szkołą? Dlaczego tak bardzo upieramy się przy starym modelu szkoły, który powiedzmy to głośno - nie sprawdza się. TO JUŻ NIE DZIAŁA, A SZKOŁA POTRZEBUJE ZMIANY. Argumentów na potwierdzenie tego jest mnóstwo. Dzisiejsze dzieci mają coraz więcej problemów psychicznych, hejt w szkole to już codzienność, liczba samobójstw dzieci i młodzieży, samookaleczenia są normą, liczba dzieci z depresją co roku rośnie, podobnie jak uzależnienia od telefonu, gdzie telefon to ucieczka od otaczającej rzeczywistości. Oczywiście pozostaje jeszcze dom rodzinny, który powinien być wspierający, ale nie oszukujmy się to w szkole dzieci spędzają większość czasu, to tak powstają problemy z nauką i presja otoczenia, to tam są relacje rówieśnicze lub ich brak. To tam jest tyle wszystkiego, że po lekcjach nie ma czasu i siły na nic, nawet na to, co tak się kiedyś kochało.
Ile czasu musi jeszcze upłynąć, by dotarło do ludzi, że szkoła bez stresu może istnieć i nie obróci się do przeciwko dzieciom, a będzie im służyło. Tylko w sprzyjających warunkach człowiek ma szansę się rozwinąć, tylko w bezpiecznym miejscu będzie miał ochotę pokazać kim jest naprawdę bez lęku przed oceną, tylko z poczuciem dobrze ukształtowanej własnej wartość, może rozwinąć swój potencjał. Tylko w bezpiecznym miejscu bez presji i stresu może rozwinąć skrzydła, a szkoła powinna mu to zagwarantować. To, co najlepsze i ukryte powinno być na powierzchnię wydobyte. W każdym jest coś pozytywnego, trzeba tylko umieć to odkryć i rozwinąć.
Czasami najważniejsze to po prostu nie przeszkadzać być sobą, stworzyć atmosferę, która buduję siłę w młodym człowieku, daje apetyt na więcej i wiarę, że szkoła służy rozwojowi dając szansę na lepszą przyszłość.
I może nie wszyscy są jednakowo zdolni i mają te same predyspozycje, może ktoś jest pozbawiony wiedzy matematycznej, ale umie rozwiązywać konflikty, może ktoś robi błąd na błędzie, ale jest pomocnym kolegą, może ktoś nie ogarnia tych szkolnych rzeczy, pomimo najszczerszych chęci, ale jest najlepszym sekretarzem klasy, czyż to też nie są zasoby?
Jedno jest pewne szkoła powinna wspierać zawsze, a przynajmniej nie zostawić młodego człowieka z poczuciem bycia gorszym. To najważniejsze zadanie szkoły. Wiara i przekonanie o własnej ważności to zasób, bez którego w życiu nie da się niczego zbudować ani zawodowo, ani prywatnie.
Jeśli dobrnęliście do tego miejsca bez „przeskakiwania" tekstu, to znaczy, że udało mi się stworzyć wartościowy przekaz. Jestem ciekawa, jak wy widzicie współczesną szkołę. Czy waszym zdaniem dzisiejsza edukacja wspiera uczniów? Czy uważacie, że rodzące się problemy młodzieży to wina podejścia szkoły?
Jeśli zainteresował Was ten wpis, odsyłam Was do postu z ubiegłego roku
https://dziennikarskieinspiracje.blogspot.com/2024/06/budzaca-sie-szkoa.html
Komentarze
Prześlij komentarz