40
Wielkimi krokami zbliża się wiekopomna chwila, a mianowicie moje 40 urodziny. Chciałam napisać z tej okazji, jakiś wyjątkowy post. Czy taki uda mi się stworzyć? Zobaczymy i sami ocenicie. Pisanie sloganów typu: „40 lat minęło, jak jeden dzień” czy „życie zaczyna się po czterdziestce”, jest nie w moim stylu, tym bardziej, że akurat z tymi popularnymi sloganami w ogóle się nie identyfikuje. To nie trwało, jak jeden dzień i myślę, że życie, choć jak to mówią jest krótkie, potrafi pomieścić wiele wydarzeń i doświadczeń bez względu na długość jego przeżycia, bo przecież długość naszego życia nie zawsze jest wprost proporcjonalna do liczby różnorodnych wydarzeń.
Czy dla mnie zacznie się ono po czterdziestce, będę miała okazję niedługo sprawdzić i myślę, że to symboliczne „zaczynanie”, nie oznacza, że teraz będzie tylko spektakularnie, ale my, jako dojrzali ludzie, którzy mieliśmy szansę i zaszczyt zobaczyć, doświadczyć wiele, zaczynamy patrzeć inaczej za wszystko. I myślę, że dlatego utarło się mówić, że życie zaczyna się po czterdziestce. Mając świadomość, że wkraczamy w drugą połowę naszej egzystencji, jeśli oczywiście będzie nam dane ją przeżyć, zaczynamy widzieć rzeczy inaczej, aniżeli postrzegaliśmy je do tej pory. Czy wyznacznikiem tego wszystkiego jest magiczna czterdziestka, czy po prostu suma naszych zdarzeń, których byliśmy uczestnikami - nie wiem. Wiem jedno, zmieniamy się jako ludzie, bo stała jest tylko zmiana. I we mnie również jest tylko ślad tamtej dziewczyny sprzed dwudziestu lat, na przekór temu, co śpiewa Maryla Rodowicz w piosence „To już było”, że choć w papierach lat przybyło, to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami. Myślę, że podejście, iż jesteśmy dziś tu, gdzie mieliśmy dziś się znaleźć daje wolność i akceptację do wszelkich wypadków losowych i najznakomitszych zdarzeń. Pisanie i mówienie rzeczy, co by było gdyby, mogłem (mogłam) inaczej, to iluzja. Bez względu na to czy wierzysz w przeznaczenie czy świadome kreowanie własnej rzeczywistości, tu, gdzie jesteś teraz miałeś się znaleźć.
Nie zamierzam dziś robić podsumowania mojego życia, bo musiałabym napisać książkę i nie dlatego, że moje życie było wyjątkowo barwne, ale dlatego, że każdy z nas mógłby opowiedzieć historię swojego życia w niezwykły sposób.
Nie napiszę też historii swojego życia na łamach tego bloga z innych powodów, a mianowicie takich, iż mój blog choć często nazywam go osobistym, z moim życiem prywatnym niewiele ma wspólnego i choć często daję przykłady, być może wiele mówiące o mnie, to tylko kropla w całym oceanie tego wszystkiego, o czym mogłabym napisać.
Blog to dla mnie wyjątkowe miejsce, jednak historia mojego życia, którą niezwykle szanuję, jeśli kiedykolwiek miałaby się pojawić to tylko na papierowych stronach książki, historia ta zasługuje na to, aby ujawnić się w miejscach i dla ludzi, którzy naprawdę chcieliby mnie poznać bliżej. Bo każda życiowa, osobista historia zasługuje, by ukazać się w najlepszych dla niej okolicznościach i warunkach. Czy byłaby historią czy tylko namiastką pewnych doświadczeń – nie wiem, jedno wiem, byłoby, to coś wyjątkowego, czego nie można przeczytać od tak scrollując telefon miedzy porannym piciem kawy, a wyjściem do pracy.
Jak śpiewa pewien artysta polskiej sceny muzycznej „każdy film o sobie gra i swoja rolę dobrze zna, czasem nie wiedząc, że zapełnia tylko drugi plan”, tak dokładnie jest z życiem każdego z nas, każde jest wyjątkowe, nawet, gdyby wydawało się najbardziej nudne i przewidywalne. Jesteśmy aktorami w teatrze życia, gdzie reżyserem raz jest sam los, a raz my podejmując takie, a nie inne decyzje. Nawet, jeśli droga została nam narzucona z góry, to ma wiele rozwidleń, które czekają na wybór. Każdy z filmie swojego życia, ma swoich widzów, z tą różnica, że role, zamiary, intencję i myśli aktorów w filmach są znane odbiorcy, jedna w życiu często nawet najbliższe osoby nie znają wszystkich dobrze naszych epizodów.
Dziś jedyne, co mogłabym napisać, to to, czego nauczyłam się przez te czterdzieści lat, zdaję sobie sprawę również z tego, ile jeszcze o życiu nie wiem, a czym dłużej żyję mam wrażanie, że jeszcze wiele może mnie zaskoczyć.
Wiecie to tak, jak z czytaniem książek, im ich więcej czytam, im bardziej poszerza się moja świadomość, tym bardziej wiem i czuję, ile jeszcze jest dla mnie nieodkryte, jeśli chodzi na przykład o samą naturę ludzką. Czasem mogłabym powiedzieć słynne zdanie Sokratesa „wiem, że nic nie wiem”.
Po tym długim wstępie, zapraszam Cię na zapowiadaną refleksję czego mnie nauczyło życie, czego się dowiedziałam, choć już teraz wiem, że wpis ten pozostawi we mnie uczucie niedosytu, bo życia nie da się opisać, nauczyć, opowiedzieć, ale można je tylko przeżyć. Czasami my żyjemy życie, czasem to życie żyje nas, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono, wolimy snuć iluzję o sobie i innych niż poznać prawdę, która leży dużo głębiej i wymaga cierpliwości oraz zaangażowania, by ją odkryć;
jeśli na czymś Ci zależy, a sukces zależy tylko od twojego zaangażowania – znajdziesz sposób;
jeśli coś lub ktoś ma być dla Ciebie – będzie, bez względu, jak bardzo wierzysz we własną moc kreowania czy przeznaczenie. Nie znaczy, że masz siedzieć z założonymi rękami, ale twoje będzie twoje;
jedynie ekstremalne życiowe sytuacje pokazują kim naprawdę jesteśmy, bez tych wszystkich masek i mechanizmów obronnych;
wiara w siebie to podstawa dosłownie wszystkiego, nawet tego czy poradzisz sobie, gdy tę wiarę stracisz;
człowiek nie jest silny od tak, często, to jedyna opcja, jak mu zostaje;
wszystkie wydarzenia są cenne ukształtowały nas jako ludzi, którymi dziś jesteśmy;
człowiek, który osiągnął wiele, różni się od tego, który osiągnął niewiele tym, iż pierwszy uwierzył, że może to osiągnąć;
jeśli poddasz się lękowi na starcie, - przegrałeś;
bój się i rób, z lękiem też można działać, w końcu odpuści;
marzenia naprawdę się spełniają, przy odrobinie Twojej interwencji, ty je spełniasz;
zrozum, że kiedyś i tak nic nie będzie miało znaczenia ani te dobre ani te złe rzeczy;
wszystko minie, jakkolwiek byłoby ciężko;
największe piekło, to piekło naszych myśli, bez względu na okoliczności, piekło gotujesz sobie we własnej głowie;
miłość do siebie to gwarant dobrego życia, z pustego nawet Salomon nie naleje;
żyj, jakby nie było jutra, najbardziej denny slogan, jaki można wymyśleć, tak naprawdę, wszyscy myślą, że są nieśmiertelni;
często masz to, w co wierzysz, a przekonania rządza twoim życiem, często dając efekt samospełniającej się przepowiedni;
myśli rządzą twoim życiem, od nich zaczyna się wszystko;
traktuj problemy, jak wyznania, a błędy, jak lekcje, nie ma łatwiej;
nic nie da Ci szczęścia, dopóki nie zrozumiesz, że to stan wewnętrzny nie zależny od niczego i nikogo;
nie możesz zmienić sytuacji, zmień podejście do niej, zmieni się wszystko;
skupienie się na faktach zamiast snucie własnych interpretacji, pozwala uniknąć spiny;
wszystko jest o Tobie, twoje reakcje przede wszystkim, jeden bodziec wywołuje różne reakcje u różnych osób;
nie istnieje jedna recepta na daną sferę życia, każdy ma swoją;
często odpuścić – znaczy wygrać, a nie się poddać, tkwić w czymś na siłę jest bez sensu;
wszystko ma taki sens, jaki Ty mu nadasz;
nie porównuj się z innymi i nie próbuj im dorównać, pokonuj samego siebie, każdy zaczyna w innym miejscu;
czasami największa kontrola nad życiem to brak kontroli;
zamiast czekać – działaj;
nie odkładaj na jutro, to powoduje tylko frustrację;
największy Twój manipulator to lęk, działaj pomimo niego;
zadawaj sobie pytanie - co byś zrobił, gdybyś się nie bał?
pytaj się o prawdziwe intencje, dlaczego ci na tym zależy, czasami walczymy nie o swoje;
nie zazdrość innym, często mają to, czego w ogóle nie potrzebujesz;
każdy jest godny i wystarczający, taki jaki jest, ty jesteś ok i on też;
przekonywanie innych do swojego światopoglądu, jest najbardziej straconym czasem w Twoim życiu;
chęć zasługiwania i zaimponowania innym, to dowody na istniejący brak w sobie, w który uwikłanych jest większość z nas;
wszyscy chcą tylko jednego spełnienia, które u każdego wygląda inaczej;
Twój świat wewnętrzy to projekcja tego, co masz w środku;
obfitość to stan umysłu, nie mająca nic wspólnego z faktycznym stanem posiadanych rzeczy;
ludzie zrzucają swoje złe samopoczucie na pogodę, brak słońca, złą sytuacje w kraju, tak naprawdę nie są szczęśliwi, ze sobą samymi, gdyby byli, nawet nie zauważyli, że pada deszcz;
nawet nie wiesz, ile jesteś w stanie wytrzymać;
największe szczęście dla człowieka to pragnąć tego, co się ma;
nie narzekaj, że ludzie cię źle traktują, traktują Cię tak, jak na to pozwalasz, ty im pokazujesz, jak można Ciebie traktować;
gdybyś wierzył, że zasługujesz na wszystko, miałbyś wszystko;
nie będziesz rozumieć innych, gdy nie zrozumiesz siebie;
chcieć pojąć, to wszystko to szaleństwo, chcieć opisać, to wszystko, to również szaleństwo, życie jest niewysłowione;
Mogłabym jeszcze tak długo, zresztą pewnie, jak każdy z nas, kto choć trochę czasem pochyla się nad życiem i je analizuje, i ma takie skłonności do refleksji jak ja. Te wszystkie powyższe punkty to mały wycinek moich myśli, a każda pewnie mogłabym rozwinąć lub zakwestionować.
Dziś myślę również o bardziej przyziemnych rzeczach, a mianowicie o nadchodzącej uroczystej dla mnie chwili, na którą nie ukrywam czekałam od dawna. To będzie weekend pod znakiem świętowania. Pomimo, że moje urodziny są w niedzielę, zamierzam świętować całe dwa dni, w sobotę urodziny, w niedzielę poprawiny. Nie będę ani w przyszłości, ani w przyszłości, jak radzą najwięksi myśliciele współczesnych czasów, zamierzam być w tu i teraz. A na myśl o nadchodzących dniach pojawiają się ciarki na każdym centymetrze mojego ciała. Wszystko zapięte na ostatni guzik, choć jeśli chodzi o całą organizację, to tym razem inni zrobią wszystko za mnie i dla mnie. Ja już oczyma wyobraźni zaczynam świętowanie, takie o jakim marzyłam i jakie zaplanowałam dawno temu. Nim z głośników zabrzmi „Dziś są twoje urodziny” Ryszarda Rynkowskiego, bo to jedna z piosenek, z 245 piosenek, jaką wybrałam na tę imprezę (oprawa muzyczna, to jedna rzecz z nielicznych rzeczy, o jaką musiała zadbać, na ten dzień).
Życzę sobie, aby każdy dzień był namiastką tych urodzin i posłużę się na koniec kolejnym tekstem - „Niech żyje bal! Bo to życie, to bal jest nad bale. Niech żyje bal! Drugi raz nie zaproszą nas wcale”.
Nasze życie to bal, wyjątkowy, wykwintny, niepowtarzalny. Jesteś jego organizatorem lub czekasz aż Cię zaproszą. Bal, na który możesz wejść tylko jeden raz, bal, w którym od Ciebie zależy, jak się będziesz bawić, czy będziesz jego uczestnikiem na sto procent, czy tylko obserwatorem skupiającym się na innych, a może będziesz wodzirejem, wychodzącym przed szereg. Może będziesz tańczyć solo, a być może stworzysz wyjątkowa zabawę ze wszystkimi. Może czasem ktoś nadepnie ci na odcisk, może ty nie umyślnie na kogoś wpadniesz w szalonym tańcu. Może będziesz chciał wtopić się w tłum chcąc być niezauważonym lub zaskoczyć swoim niezwykłym tańcem i strojem. Może będziesz czekać na odpowiednią piosenkę, by móc zatańczyć, a może poprosisz, by zagrali coś twojego. Może będziesz obecny tylko ciałem, pozwalając, by to wszystko toczyło się bez Ciebie, a może będziesz chłonąć wszystko i cieszyć się każdą przeżywaną tam chwilą. Może będziesz potulnie czekać aż poproszą cię do tańca, może nie będziesz potrzebować towarzystwa i staniesz się królem/królową balu na własnych zasadach. Może będziesz skupiać się na detalach, szukając dziury w całym albo docenisz każdy element przygotowanych tam atrakcji. Może będziesz żałować, że to już koniec i trzeba wyjść, a może poczujesz wdzięczność i choć będzie żal opuszczać to wszystko, to pomyślisz - było warto. Może, może, może... . Może będziesz gościem na balu życia, a może będziesz całym balem.
Komentarze
Prześlij komentarz