Sukces niejedno ma imię
Marzenia się nie spełniają,
marzenia się spełnia.
I nikt nie zrobi tego na Ciebie”
Ostatni wpis poświęcony szkole, opublikowany w czerwcu, rozpoczęłam słowami: „To były najkrótsze dwa lata w moim życiu”. I tak właśnie było. Wczoraj wieczorem odbyło się uroczyste zakończenie, co dla mnie było wręcz przeżyciem mistycznym, o ile można tu użyć tak górnolotnego, może nazbyt nadmuchanego, jak na tę okoliczność, słowa.
Czuję się tak, jakbym wczoraj zastanawiała się nad wznowieniem mojej edukacji, czuję się, jakbym wczoraj podjęła decyzję odnośnie pójścia do szkoły, czuję się tak, jakbym wczoraj przekroczyła próg szkoły w celu złożenie potrzebnych dokumentów, czuję się, jakbym wczoraj była na pierwszym zjeździe..., dziś dwa lata za mną. Jeśli, myślisz nad podjęciem, jakiejś aktywności, ale przeraża Cię czas, jaki trzeba jej poświęcić, to wiedz, że czas i tak upłynie. Jeśli na czymś Ci zależy naprawdę, zrobisz to, z lekkością i ciekawością, bo przecież „ten, kto nie chce znajdzie powód, ten, kto chce znajdzie sposób”. I właśnie ja należałam do tej części osób, które znalazły sposób, bo chciałam z czystą intencją i bez zbędnej presji zrobić coś, co zawsze chciałam i właśnie na tamten moment zaistniały do tego dobre warunki i okoliczności. Nie interesował mnie cel sam w sobie, a droga, która do niego prowadzi, nie byłam skupiona na zdobyciu zawodu i dyplomy, a na doświadczaniu i zdobywaniu tego, co skłoniło mnie do rozpoczęcia szkolnej przygody. Nie móc się doczekać mety na starcie to chyba jednak nie wróży najlepiej i nie o to w tym wszystkim chodzi.
Droga ta zresztą była inspirująca i niezwykle przyjemna, a już tak mam, że lubię, jak się dzieję, przyjemność sprawiają mi rzeczy, gdzie mogę wykorzystać swoją kreatywność, a szkoła właśnie dała mi taką możliwość. Moje życie, a szczególnie weekendy odmieniły się o 180 stopni, wyszłam z roli perfekcyjnej pani domu, spędzającej czas na ogarnianiu domowej codzienności, do roli „studentki” mającej kolejny cel do osiągnięcia. Za drzwiami mojego mieszkania zostawiałam rzeczywistość, a sama wsiadając do samochodu pokonywałam drogę, aby kolejny etap mojego życia mógł się realizować.
Miałam tę przyjemność poznać wiele interesujących osób wśród kolegów, jak i wykładowców, a atmosfera sprzyjała temu, żeby chcieć tam być. Taka odmiana stała się odskocznią od dobrze znanej, bezpiecznej, przewidywalnej rzeczywistości, dała początek czemuś nowemu.
Czy miałam w ogóle jakieś wątpliwości? Oczywiście. Choć, czasem, myślę że najpierw podjęłam decyzję o szkole, a potem zaczęła zastanawiać się, jak to poukładać. Jak się okazało już na samym początku, moje obawy były bezpodstawne, ale jak wiadomo nasz umysł działa tak, żeby nas zatrzymać w bezpiecznej strefie komfortu, jednak, jak było w tym przypadku, zdobyłam nad nim przewagę. Dziś z perspektywy czasu, wiem, że niczego nie straciłam, a zyskałam więcej niż mogłam sobie wyobrazić i tak naprawdę nie było się nad czym zastanawiać.
„Tylko jedno może unicestwić Twoje marzenie – strach przed porażką”.
Tylko dlaczego na tą porażkę miałam się nastawiać, skoro mamy to, w co wierzymy, bo przecież jak mówią, każdy ma to, na co się odważy. Być może mój finał sobie po prostu zwizualizowałam. Dlaczego miałam wierzyć bardziej w porażkę, a nie w siebie?
Dziś dzięki mojemu nastawieniu i wierze, że skoro inni mogą ta ja też, mam to co mam. A mianowicie DYPLOM TERAPEUTY ZAJĘCIOWEGO oraz STATUETKĘ SZKOŁY za 100 % zdany egzamin.
Dziś mogę powiedzieć jestem z siebie dumna i nie ma w tym odrobiny pychy, a pychą, moim zdaniem, byłoby udawanie fałszywej skromności i pisanie rzeczy w stylu „udało mi się, to zrobić” albo „to nie było takie trudne”. Ja tych sformułowań nie użyję, nie powiem, że mi się udało, bo nie spadło z nieba. Na ten wynik zapracowałam, mogłabym w sumie napisać, że aż tak trudne dla mnie to nie było, ale tylko dlatego, że poświęciłam swój czas, skupiłam się na nauce, sumiennie uczestniczyłam w coweekendowych zjazdach i na palcach mogę policzyć, ile razy w szkole mnie zabrakło, przed egzaminami starałam się zaglądać do notatek, materiałów i Internetu, by dobrze się przygotować. Już tak mam, że jeśli w coś wchodzę, to z pełnym zaangażowaniem.
Choć to wszystko było dalekie od zakuwania i stresu jaki mi towarzyszył chociażby w szkole średniej. Czy są w ogóle rzeczy łatwe i trudne, po prostu są takie, które ogarniamy i umiemy i takie, które są nie do przejścia, jak na przykład niegdyś dla mnie matematyka. Do tego wszystkiego trzeba jeszcze dodać chęci i dobrze byłoby, gdyby temu wszystkiemu towarzyszyło poczucie sensu.
Dziś znając zakończenie, tego na co się zdecydowałam dwa lata temu, mogę powiedzieć, że to była dobra decyzja, najlepsza jaką mogłam podjąć w tamtym czasie i dziś jestem dzięki temu w innym miejscu niż byłam dwa lata temu, wzrosło poczucie mojej sprawczości i kolejny raz przekonuję się, że lęk jest tylko w naszej głowie, nie mający nic wspólnego z istniejącymi okolicznościami. Najlepszym przykładem, o czym już Wam wspominałam jest fakt, że dzięki mojej szkole rozwinęłam swoje umiejętności, jako kierowca, co też jest dla mnie osiągnięciem, więc jak widzicie przy okazji spełniania swojego marzenia, podszlifowałam inne rzeczy. Mogę powiedzieć, że upiekłam dwie pieczenie na jednym ruszcie.
Wczoraj zakończyłam pewien etap swojego życia i tak już jest, że coś się kończy, coś zaczyna, jedne drzwi się zamykają, by mogły otworzyć się kolejne. Jedna decyzja pociąga za sobą kolejne, ale tego, co się zobaczyło nie da się już „odzobaczyć” i „oddoświadczyć”, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Każda podjęta decyzja to kolejne doświadczenia, a czy nie o doświadczanie właśnie chodzi w życiu?
Być może moje dzisiejsze pisanie można by określić mianem nadmierne rozdmuchanego i takiego, któremu nadałam przesadne znaczenie. Jednak należy pamiętać, że wszystko ma takie znaczenie, jakie mu nadamy.
Celebrowanie ważnych momentów, to moim zdaniem nic innego, jak zapraszanie kolejnych do naszego życia.
Nauczyliśmy się nadawać szczególne znaczenie wydarzeniom, które ogólnie uznano za „sukces”. Zdobywanie kolejnego tytułu naukowego, objęcie wyższego stanowiska, awans w pracy. Czy jednak ktoś może decydować za nas, czy coś jest naszym sukcesem, czy nie.
Gdy dla jednego sukcesem będzie wejście na Mont Everest, dla drugiego takim samym sukcesem może być postawienie pierwszego kroku po latach rehabilitacji i długiego unieruchomienia.
Gdy dla jednej kobiety sukcesem będzie objęcie ważnych funkcji w pracy, dla drugiej takim samym przełomem będzie postawienie granic drugiemu człowiekowi, powiedzenie „nie” i staniecie za sobą, bo przecież od czegoś trzeba zacząć.
Zwykliśmy także nadawać większa wagę rzeczom, które idą ciężką i po ciężkiej tułaczce następuje koniec, sukces to też robienie rzeczy z lekkością i bez większego wysiłku. I tak było w przypadku mojej edukacji, tam nie było poświęcenia, przekraczania siebie, w sumie w ogóle nie czułam się, jakbym była w szkole. Przecież wiadomym jest, że w sprzyjających warunkach, bez stresu i presji człowiek uczy się i zapamiętuje więcej.
Życzę Wam, abyście dostrzegali małe i malutkie sukcesy w swoim życiu, nie umniejszali sobie, mówili o nich, nie na zasadzie chwalenie, a dzielenia się z innymi i inspirowania drugiego człowieka, dawania dobrego przykładu. Życzę Wam działania pomimo lęku, zgodnie z zasada „bój się i rób”.
„Na szczyt nie docierasz pokonując innych.
Na szczyt docierasz pokonując samego siebie”
Komentarze
Prześlij komentarz