Przebudzenie - recenzja książki

 

Dziś obiecana recenzja książki „Przebudzenie” - Anthonego de Mello.

Anthony de Mello to hinduski jezuita, filozof, psychoterapeuta, przewodnik duchowy. „Przebudzenie”, zostało wydane po śmierci autora, jest to zbiór rozważań na temat świadomego życia, dzięki, któremu możemy osiągnąć prawdziwe szczęście i wyjść z iluzji, czyli snu, w którym wszyscy jesteśmy pogrążeni i to zresztą zdaniem autora, jest powodem ludzkich tragedii i cierpienia, które sami tworzymy w swoich umysłach.

Przebudzenie”, nie jest pierwszą książką, o tematyce duchowej, jaką przeczytałam. Podobnie, jak „Potęga teraźniejszości” - Eckharda Tolle, do recenzji, której trudno mi się zebrać, posiada podobny wydźwięk i może zaskoczyć szczególnie osoby, które z rozwojem duchowym niewiele miały wspólnego. Gdybym na podobne rozważania natknęła się kilka lat temu, prawdopodobnie powiedziałabym, że to jakaś magia, a autorzy to ludzie odklejeni od rzeczywistości. Podobne treści i publikacje napotkałam w Internecie, zainteresowały mnie, stąd tematyka książek, po które sięgnęłam. Oczywiście podejście, do życia, które proponuje chociażby ten autor, czasem może wydawać się nierealne dla nas zwykłych ludzi, jednak trudno nie zgodzić się z mądrością, która wypływa tych rozważań.

Czasami kłócenie się z tą prawdą i odwracanie od niej uwagi jest efektem tego, że łatwiej jest żyć po staremu niż się „przebudzić”, w razie tej drugiej opcji, musielibyśmy wziąć odpowiedzialność za to, od czego do tej pory uciekaliśmy, co zresztą mogłoby zburzyć porządek świata, w który do tej pory wierzyliśmy. Mówi się przecież, że ludzie nie chcą prawdy, szukają tylko kogoś, kto upewni ich we własnej wyznawanej prawdzie, wpojonej i zakotwiczonej w umyśle i choć ta prawda jest iluzją, to jednak jawi się, jako coś bezpiecznego. Spojrzenie, jakie proponuje ten przewodnik duchowy jest swego rodzaju zachęta do wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, emocje i uczucia, to całkowite odejście od szukania winnych własnych niepowodzeń, akceptacja siebie, innych, zaistniałych okoliczności, bez potrzeby upiększania i zmieniania czegokolwiek. Podejście, które proponuje autor, to nic innego jak powrót do prawdziwego „JA”, prawdziwej natury, bo przecież największa zmiana, to stać się sobą.

Książkę, o której dziś piszę, zakupiłam w Internetowej księgarni, ponad 250 stron rozważań, podzielonych na rozdziały, napisana w bardzo przystępny sposób, nie operuje trudnym, niezrozumiałym dla człowieka językiem. Autor, aby bardziej wyjaśnić swoje myśli, przekonać czytelnika, co do trafności jego rozważać wspiera je przykładami, zadaje pytania, tak, że czytelnik nie ma wątpliwości, co do trafności jego wywodów. Do książki tej wrócę na pewno, tym razem jednak, już bez robienia notatek, które powstawały na potrzeby tego wpisu i w pewnym stopniu uniemożliwiły zatracenie się w niej bez reszty. Istotą tego duchowego dzieła jest jednak nie zrozumieć a poczuć i tym właśnie jest rozwój duchowy, czymś poza wszelkim rozumieniem i analizą, bowiem prawda nie pochodzi z umysłu, a z duszy.

Dla kogo jest ta książka? Myślę, że dla każdego, choć wiem, że nie wszyscy są gotowi, na takie postrzeganie życia, co nie oznacza, że tak już pozostanie. Jednak, jak sam stwierdzisz po jej lekturze, ciężko zaprzeczyć temu, co się przeczytało, tym bardziej, że potwierdzenie znajdziesz, analizując swoje życie.

Postaram się najlepiej jak potrafię „opowiedzieć” Wam, o tym, o czym przeczytałam. Swój wpis postanowiłam podzielić na nagłówki, bo tak będzie łatwiej przybliżyć najważniejsze zagadnienia tej lektury, tytuły nagłówków zostały nadane przeze mnie, przykłady, którymi wsparłam poniższe rozważania, pochodzą z książki, ale także z innych publikacji, wszystko jednak zostało napisane po mojemu, bez kopiowania gotowych treści i fragmentów książki.

Przebudzenie – jako wyjście z iluzji

Przebudzenie (oświecenie) to nic innego, jak dostrzeganie ludzi i rzeczy, takimi, jakimi są, a nie takimi, jakimi je widzimy. Przebudzenie to stan świadomości, ale czy innym jest wiedzieć, a czym innym naprawdę doświadczyć. Największą ludzką tragedią jest nieświadomość. Przebudzenie, to rozpoznawanie intencji, obserwowanie swoich myśli i emocji, ale nie nieutożsamianie się z nimi, bo świadomość to coś więcej. Przebudzenie to także śmierć wiary w niesprawiedliwość i tragedie. Duchowość to oduczanie się tego, co wpaja się nam od dzieciństwa, to dotarcie do prawdziwej naszej natury.

Szczęście – jako wewnętrzny stan

Najprościej mówiąc szczęście, to stan odchodzenia z iluzji, czyli odchodzenia od tego wszystkiego, co po ludzku nazwano szczęściem, a co nim nigdy nie było. Ludzi można porównać do muzyków, ci, którzy znaleźli odpowiednią nutę mogą grać ją na okrągło, nie muszą szukać już idealnej melodii, ci, którzy zmieniają muzykę, poszukując idealnego utworu, są jak pogrążeni w iluzji szczęścia, szukają czegoś, co szczęściem nie jest i nigdy nie będzie.

Prawdziwe szczęście nie zna przyczyny, nie jest uwarunkowane nikim i niczym, nie potrzebuje powodów, a jedynym powodem jest samo istnienie i doświadczanie. Jak twierdzi autor, gdybyśmy choć raz byli szczęśliwi tak naprawdę, już nigdy nie zaznalibyśmy cierpienia. My ludzie nauczyliśmy się myśleć w kategoriach – gdy będę miał to, to i to, będę szczęśliwy, jednak jak da się zauważyć nawet ludzie, którzy osiągnęli, z ludzkiego punktu widzenia wszystko: założyli rodzinę, mają wymarzoną pracę, pieniądze, prestiż, sławę, nie zaznają szczęścia, wciąż szukają ukojenia w zdobywaniu kolejnych rzeczy. Nie posiadając szczęścia w sobie, nikt i nic ci go nie zagwarantuje, może jedynie przez chwilę, ale gdy opadną emocję, znów będziesz szukał, bo tej pustki wypełnić się nie da. Osoby i rzeczy mogą dać ci szczęścia i możesz cieszyć się nimi, ale warunkiem jest osiągnąć wewnętrzny stan szczęścia.

Uznanie, aprobata, szacunek, to narkotyki, które powodują napięcie, dlatego uważamy, że inni mają moc uszczęśliwiania i unieszczęśliwiania nas, ciągle zależymy od innych, a tak naprawdę, prawdziwa wartość nie jest zależna od ocen i opinii innych. Nieustannie szukamy kogoś, kto będzie dostarczał nam te narkotyki, które niszczą, a nie mają nic wspólnego z prawdą o nas. Narkotyki te będą pod płaszczykiem uznania, pochwał, komplementów, ale to tylko iluzja, dlatego uzależnienie od opinii innych balansujemy między radością i smutkiem. Życie w szczęściu nie oznacza, jak można by przypuszczać, życia bez problemów, a umiejętności bycia szczęśliwym z nimi. Jak mówi de Mello - „kiedyś byłem przygnębiony, teraz jestem przygnębiony, ale się z tym nie identyfikuję”, bo wie, że emocje nie trwają wiecznie i podobnie, jak myśli są ulotne, przemijają jak chmury. Mają nad nami władzę wtedy, gdy nadajemy im znaczenie i w nie wierzymy, a przecież nie jesteśmy swoimi myślami i emocjami, są tylko częścią nas, a nie nami. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że możemy stać się obserwatorami własnych myśli. Tak jak ty nie jesteś swoją ręką, a ręka nie jest tobą, tak myśli i emocję też tobą nie są, a jedynie częścią ciebie. Przeszkodą do bycia szczęśliwym jest również koncentracja na braku tego, co nie jest aktualnie w zasięgu naszej ręki, brak zasila brak i stwarza go jeszcze więcej. Prawdziwa obfitość, nie ma nic wspólnego z posiadanymi rzeczami i dlatego ludzie, którzy wydawać by się mogło mają niewiele, nie doświadczają biedy, żyją w obfitości i niczego im nie brakuje, a ci zdawać by się mogło nasyceni, pozostają wiecznie głodni.

Cierpienie – nie istnieje

Jak mówi ten przewodnik duchowy, jeśli cierpisz, to znaczy, że spisz.

Co może brzmieć dosyć kontrowersyjnie, ale cierpienie człowieka nie ma nic wspólnego z okolicznościami zewnętrznymi, jest po prostu pragnieniem znajdowania się w innym miejscu niż się jest, obcowania z ludźmi, którymi nie ma obok, doświadczenia tego, co poza naszym zasięgiem. Buntowanie się przeciw porzadkowi świata, na który nie nie ma wpływu, kłócenie się z zaistniałą sytuacją, to nic innego, jak stawiania oporu życiu, a co za tym idzie potęgowanie cierpienia. Nie ocenianie tego, ale wchodzenie w rolę obserwatora, uśmierza ból, co nie oznacza, że będziemy radowali się, z powodu odchodzenia bliskiej osoby, ale obecność z emocjami daje ukojenia. Opieranie się na faktach, a nie na osądach i oczekiwaniach, umożliwia dojście do prawdy. Jeżeli mąż odchodzi od żony, to faktem jest to, że ją opuszcza, a wszystkie snute wtedy przez nią opowieści, np. że była niewystarczająca, że inna jest lepsza, że nic nie ma sensu i będzie ciężko, to także iluzja i w podobny sposób człowiek sam stwarza cierpienie. Akceptacja faktów, to klucz do zrzucenia z siebie brzemienia cierpienia. Cierpienie mija, gdy człowiek ma go naprawdę dosyć, tak jak proces zdrowienia następuje, gdy zaakceptuje się fakt bycia chorym, ale nie na zasadzie kontroli – akceptuję - to wyzdrowieje, ale prawdziwej akceptacji siebie z chorobą i pokochaniem siebie z chorobą. Oceny, oczekiwania względem innych, myślenie w kategoriach, co ktoś powinien zrobić, oddala nas od spokoju, prowokując wewnętrzne wojny z innymi.

Zło – nie istnieje

Człowiek wolny, daleki od pragnienia nie czyni zła, zło jest podszyte strachem, agresja bierze się z lęku, a lęk z nieświadomości. Gdyby ludzie byli świadomi nie byłoby zła na świecie. Jeśli masz, co do tego wątpliwości, to przez chwilę pomyśl, co jest pokazywane we wszystkich informacyjnych programach telewizyjnych: wojny, kataklizmy, morderstwa, przemoc, gwałty, wypadki, wandalizm, choroby, oczywiście nie da się temu zaprzeczyć, faktem jest, że takie rzeczy się dzieją, działy i dziać będą. Wszystko ma jedną przyczynę nieświadomość zachowań. Ludzie patrzący na to wszystko boją się, są karmieni lękiem, który jest źródłem agresji. Przecież pies szczeka, gdy się boi, musi się bronić, często nie ma przed czym, ot tak mała dygresja ode mnie (tego fragmentu, nie było w książce)

Człowiek daleki od etykiet

Snucie historii - kto kim i jaki jest, to również iluzji. Jesteś czymś więcej niż cechami swojego charakteru, zawodem, przypisanymi ci rolami. Jesteś taki, jaki jesteś, po prostu jesteś. Zmiana zawodu nie zmieni Cię, jako człowieka, zmiana męża lub żony też nie. To, tak jak ubiór miałby zmienić twoje ciało, a zmiana długopisu na pióro, charakter twojego pisma. Utożsamianie z etykietami, wyrządza ci więcej złego niż dobrego. Dlaczego? Jeśli utożsamiłeś się z określeniem „człowiek sukcesu”, to będzie pojawiał się w tobie lęk, że to stracisz, natomiast, jeśli powiedziano ci, że jesteś „nieudacznikiem”, a ty w to uwierzyłeś, to nim się staniesz, bez względu na prawdę, jaka jest o tobie. Człowiek jest taki, jaki jest, jeśli jakiś chłopak jest fajny według jednej dziewczyny, a według innej nie, to, jaka jest prawda o nim? Tak naprawdę i tak jest taki, jaki jest, a prawda jest gdzieś głęboko, poza wszystkimi wierzeniami na jego temat, poza tym, w co uwierzył na swój temat, w co na jego temat wierzą inni. Samo zachowanie nie zmienia człowieka. Człowiek leniwy, nie stanie się pracowity tylko przez to, że będzie na siłę wdrażany w obowiązki, a nawet, gdy sam na siebie będzie brał coraz więcej, będzie tylko bardziej sfrustrowany, jego natura będzie niezmienna, zmiana zachowania nic nie da, to on musiałby się zmienić. Utożsamianie się z własnymi uczuciami i bieżącymi emocjami oddala nas od naszej prawdziwej natura. I tak często mówimy: jestem smutny, zły, bezsilny, po prostu czujesz złość, smutek i bezsilność, nie jesteś nimi, one przeminą, ustępując miejsca innym emocjom, które też nie będą tobą ani ty nie będziesz nimi.

Chcesz zmienić świat? Zacznij od siebie

I zapewne niejednokrotnie słyszeliście, to dość popularne stwierdzenie. Nie można zmienić ludzi, ale Twoja zmiana wpływa na innych. Jesteśmy mistrzami obwiniania innych za nasze słabe samopoczucie. Myślimy, jak się zmieni mąż, dzieci, szef w pracy to będzie idealnie. Muszę Cię rozczarować – nie będzie, przyczyna leży w tobie i twoim podejściu, gdy ty się zmieniasz, zmieniają się inni, gdy inni się zmienią, a ty pozostaniesz taki sam i tak nie zaznasz spokoju, bo przyczyna tkwi w tobie, w twoim myśleniu o nich. Żeby bardziej to przybliżyć autor użył genialnego moim zdaniem przykładu. Gdy jesteś chory i coś Cię boli idziesz do lekarza, lekarz nie zapisuję leku dla twojego sąsiada, ale dla ciebie, bo przyczyna bólu jest w tobie, przyjęcie leku przez kogoś innego, nie spowoduje u ciebie procesu zdrowienia. Jeśli ludzie Cię nie szanują, można by powiedzieć, wina jest po ich stronie, to oni się źle zachowują względem ciebie, jednak do tego jest potrzebna twoja zmiana, chociażby zauważenie tego, że to ty sam siebie nie szanujesz, w innym wypadku nie pozwoliłbyś na takie zachowanie, po prostu opuściłbyś taką relację. Nie możemy oczekiwać, zmian zachować u innych, nawet jeśli w obiektywnej ocenie są naganne, najpierw dbasz o siebie i tak właśnie pokazujesz innym, jak mają Ciebie traktować.

Nauczyliśmy się myśleć, że inni są autorami naszego samopoczucia, że ktoś nas zdenerwował. Ludzie tylko pokazują ci, co jest w Tobie, jak to się mówi sytuacje są neutralne, ktoś inny na Twoim miejscu zareagowałby zupełnie inaczej. Ludzie mówią dużo o sobie swoim zachowaniem i swoimi osądami na Twój temat, jednak twoja reakcja na to wszystko, jest zawsze o Tobie.

Można być wolnym nawet w więzieniu

Ponieważ prawdziwa wolność jest tylko w naszej głowie, można być wolnym w więzieniu i zniewolonym na wolności. Zniewolenie, to nic innego jak poddania się pułapkom umysłu, wiara w nasze myśli i emocje, nie mająca nic wspólnego z realną sytuacja. Wolność w głowie to nieliczna z rzeczy, której nie może nam odebrać nikt i nic. Nikt i nic nie ma nad nami władzy, nad naszą wyobraźnią. Nie na próżno się mówi, że wiedza jest ograniczona, a wyobraźnia – nie. (Więcej o tym znajdziesz w recenzji książki - „Człowiek w poszukiwaniu sensu”).

Czy kochasz tak naprawdę?

Autor wskazuje na miłość, jako na iluzję, bowiem według niego kochamy nasze wyobrażenia o człowieku, a nie jego samego, często chcemy zmieniać partnerów, wywierać na nich wpływ, przekonywać do swoich racji, chcemy, żeby pasowali do naszego wyobrażenia o nich samych, a to jest dowód na „nie miłość”. Ufamy również własnemu osądowi, na temat drugiego człowieka. On mnie nie kocha – mówi żona”, a tak naprawdę to ona czuje się niekochana.

Autor prosi czytelnika, aby ten wyobraził sobie osobę, z która jest się w relacji, po czym stawia czytelnikowi pytanie i poleca wykonanie wyboru – wolałbyś być szczęśliwy, czy pozostać z osobą, którą kochasz? Automatycznie w czytelniku zazwyczaj, pojawia się obawa, przed wyborem „bycia szczęśliwym”, bo przecież to w naszym mniemaniu egoizm, wcale tak nie musi być, jak się okazuje. Będąc nieszczęśliwym z samym sobą, unieszczęśliwiasz tę druga osobę, czasami kochać, to znaczy odejść lub pozwolić odejść, bo skoro kochasz naprawdę, to chcesz dla tej drugiej osoby jak najlepiej. Któż z nas potrafi, jednak życzyć wszystkiego najlepszego tej drugiej osobie, gdy ta postanawia nas opuścić i iść w innym kierunku często z innym partnerem?

Wszyscy jesteśmy egoistami

Według autora (muszę wam wyznać, że kiedyś sama doszłam do podobnych rozważań), wszystko co czynimy dla drugiemu, w pewnym stopniu robimy z uwagi na siebie. Gdy pomagasz komuś, często masz z tego tytułu profity. Jakie? Na przykład poczucie satysfakcji, cieszysz się, że mogłeś pomóc i nic nie ma w tym złego, że masz odruch niesienia pomocy drugiemu człowiekowi w potrzebie, często wtedy mówimy o empatii czy współczuciu. Jednak jak zauważa autor masz wtedy dobre samopoczucie, myślisz więc o własnej przyjemności. Drugim powodem pomocy innym jest chęć zwrócenia na siebie uwagi, czego już bezinteresownością nazwać nie można, pomagasz, ale chcesz za to uznania, jest jeszcze trzeci powód pomocy, według de Melo najgorszy – czynienie dobra z poczucia winy, czyli pomagania tylko dlatego, aby nie mieć wyrzutów sumienie w przypadku zaniechania dobrego uczynku, co w konsekwencji jest robieniem dobrego dla siebie samego. Wnioski wydają się oczywiste, najlepszymi okolicznościami do czynienia dobrych uczynków jest pomaganie wtedy, gdy wiąże się ono z całkowitą bezinteresownością, czyli brakiem, jakiejkolwiek chęci zwrócenia na siebie uwagi, brakiem chęci poczucia się lepszym przed samym sobą, brakiem obaw przed poczuciem winy, gdybyśmy jednak nie zdecydowali się pomóc. Reasumując, najlepsze niesienie pomocy innym jest wtedy, gdy dzieje się tak po prostu, gdy nasze potrzeby czynienia dobra w ogóle nie istnieją. De Melo przytacza tu popularny fragment Biblii „...niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa”.

Nie oceniać, a zrozumieć

Gdy z kimś rozmawiasz, w swojej głowie kotłuje się milion myśli, zastanawiasz się, co zaraz odpowiesz i tak naprawdę nie obchodzi cię, co mówi do ciebie twój rozmówca i to jest przyczyną niezrozumienia, nie starasz się i nie chcesz zrozumieć. Oceniasz ludzi i ich zachowania, które często są iluzją o nich i twoją iluzją na ich temat. Jedyne na czym ci zależy, to udowadnianie swojej racji. Czym jednak jest twoja prawda, to tylko program twojego umysłu. Udowadniając rację drugiemu, to tak, jakby próbować opisać niewidomemu, czym jest kolor zielony. Supienie na rozmówcy i jednocześnie obserwacja własnych emocji podczas konwersacji do droga do zrozumienie drugiej osoby i zarazem samego siebie.

Kochać siebie – to najlepsze, co możesz podarować światu

I już nie będę się rozpisywać, o tym, że żeby pokochać drugiego musisz pokochać najpierw siebie, co jest też niezbędne i jest warunkiem, aby inni mogli pokochać cię prawdziwie. Temat może do którego kiedyś wrócę i już niejednokrotnie, o tym pisałam.

Coraz rzadziej powyższe podejście jest nazywane egoizmem i mam nadzieję, że jest już dla wszystkich oczywiste, że miłość własna to podstawa wszystkiego i nie ma nic wspólnego z narcyzmem, ale z wiedzą, że Ty jesteś ok i Ja jestem ok, bo im więcej akceptacji i miłości własnej, tym więcej zrozumienia dla drugiego.

Największym egoizmem tego świata, na co wskazuje słowa autora jest narzucanie innym, jak maja żyć, co w dłuższej perspektywie, ma nam przynieść korzyść i zgadzać się z wyznawaną przez nas wersją świata.

Świat nie jest ani dobry, ani zły, po prostu jest taki, jaki jest

Ostatnio gdzieś usłyszałam, że nawet, gdyby gatunek ludzki przestał istnieć, to natura by sobie z tym poradziła, dla natury nic nie jest problemem. Nie ma problemów, to człowiek je czyni w swojej głowie, a wszystko zaczyna się od myśli, które mają moc stwórczą. Dla świata twoje problemy nie są problemami, co by się nie działo, jakakolwiek tragedia i katastrofa nie wydarzyła, jutro znów wstanie słońce, by potem znów mógł nastąpić zachód. Natura ma to gdzieś, mówiąc kolokwialnie. Problemy, nie istnieją, ty jesteś problemem i twoje rozkminy o nim. (Odsyłam cię tu do poprzedniego wpisu na ten temat, fragmentu pochodzącego z tej książki).

Bóg poza wszelkimi religiami

Pomimo, że autor jest jezuitą i teologiem, nie mówi w żaden sposób o istnieniu Boga w religijnym pojmowaniu, nie wskazuje na żadną religię. Jak twierdzi nie można określić czegoś lub kogoś będącego poza naszym pojmowaniem. Używanie słowa Bóg jest tylko czymś umownym, ale nie znaleziono bardziej stosownego określenie dla siły wyższej. Według de Mello łatwiej jest określić kim lub czym Bóg nie jest, aniżeli przypisywać mu jakiekolwiek cechy i przymioty, podobnie jest z pojmowaniem miłości, ona po prostu jest, nie istnieją słowa, które mogą określić coś, czego właściwie określić i zdefiniować się nie da. Jest to poza wszelkim pojmowaniem, po prostu jest.

Pomimo, że myśliciel odwołuje się wielokrotnie do Biblii, nie traktuje i nie przedstawia Jezusa, jako zbawiciele świata, w wymiarze, o którym mówi chociażby wiara katolicka. Wskazuje na Jezusa, jako na postać mistyka, żyjącego w oświeceniu, czyli jedynej istniejącej prawdzie, o której mowa w tej książce. Ludzie żyjący w iluzji, czyli poza takim postrzeganiem, mogą jedynie czynić, jak Jezus, ale nigdy nim nie będą. Stąd między innymi różne pobudki pomagania, my jako ludzie z częścią Ego robimy to po coś, Jezus czynił to po prostu. Natomiast być świadomym, oświeconym, to stać się Jezusem i na taką różnicę wskazuje autor. To nie ty jest autorem przemiany, ale zmiana zachodzi w tobie, prze ciebie.

Autor daje dużo przykładów zawartych w Biblii, jednak interpretacja ich odbiega od tradycyjnej, np. o nadstawianiu drugiego policzka, nie w dosłownym tłumaczeniu, ale właśnie w sensie, nie stawianiu oporu sytuacjom, o których była mowa wyżej, podobnie, jak w przypadku znanego nam wszystkim fragmentu Słowa: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” - odnoszą się do nieświadomości ludzkich zachowań, które są w kwestii naszej nieprawdziwej naturze.

Wiedzieć, a doświadczać – oto jest różnica

Osoba paląca, wie, że może zachorować na nowotwór płuc, nic jej to z reguły nie mówi, jednak, gdy od lekarza usłyszy diagnozę, że na płucach są widoczne plamki, jest świadoma tego, co się dzieje i że może umrzeć., przez doświadczenie w sobie staje się świadoma powagi sytuacji. Dlatego nie da się wytłumaczyć słowami czym jest stan oświecenia, czy jak kto woli przebudzenia, jeśli jest, to po prostu jest. Nie masz potrzeby przekonywania innych do swoich racji, bo przecież akceptacja innych, to część przebudzenia.

Podsumowanie

Jeśli dotarłeś do tego momentu, ale tak sumiennie nie przeskakując kolejnych linijek tekstu, to być może jesteś gotowy, na podaną tu prawdę, jeśli nie, to nic złego, to tylko znaczy, że musisz, jeszcze doświadczać, byś sam mógł potwierdzić wszystko, co zostało napisane.

Być może mój długi wpis jest efektem, tego, że nie można do końca ubrać w słowa, czegoś, czego nie da się opisać. Przecież są rzeczy, których się opowiedzieć nie da, tym bardziej, jeśli samemu nie jest się w stanie oświecenia, a jedynie próby zrozumienia.

Pomimo mojego długiego pisania, nie da się oddać istoty książki, trzeba ją po prostu przeczytać. Czy to był dobry wpis czy nie, to kwestia oceny poszczególnych osób, a i tak nie zmienia faktu, że jest on taki, jaki jest.

Jeśli przeczytałeś go w całości, to dowód na to, że Cię nie znudził, był dla ciebie, wiec było warto, zatem twój cenny czas nie został zmarnowany. Jeśli, nie dobrnąłeś (to w zasadzie tego nie czytasz) znaczy, że ten wpis nie był dla ciebie, wiec czasu na niego także nie zmarnowałeś. Jeśli potraktowałeś mój wpis wybiórczo i czytasz teraz jego końcówkę, wiec, że nic ci nie dał ani nie ma większego znaczenia dla ciebie.



Komentarze

Popularne posty