Znów za rok matura



















Dziś trochę wspomnień.

Mamy maj, a maj to miesiąc głównie kojarzący się z maturami. Co do mojej matury mam wrażanie, jakby to było wczoraj, tymczasem mogę powiedzieć, że moja matura właśnie osiągnęła pełnoletność. Co więcej byłam ostatnim rocznikiem zdającym w starym trybie, czyli tym, którego ominęła między innymi obowiązkowa matematyka, no i wiele nowości. Za moich czasów na maturze dostawało się oceny, a nie procentowe określenia wiedzy.

Byłam także ostatnim rocznikiem, którego ominęło gimnazjum, do liceum chodziło się cztery lata, a nie trzy, jak to było przez długi czas i jeszcze do niedawna, ale to tak na marginesie.

Nie ulega wątpliwości, że matura to pierwszy tak poważny i istotny egzamin, może nie na darmo nazwano go egzaminem dojrzałości, a także zwieńczenie poczynać w szkole średniej. Jak zwał tak zwał, jednak matura to nie lada wyzwanie i duży stres, oczywiście są Ci i byli również wtedy, którzy mówili, że to pikuś, co będzie to będzie. Ja niestety, a może „stety”, do tego na luzie nie potrafiłam podejść, mogę się przyznać, że ostro zakuwałam, determinacja, była ogromna, a nawet zaryzykowałabym powiedzieć, że bałam się tak bardzo, jakby od tego miało zależeć moje życie. Stres w granicach normy jest uzasadniony, bo jak wiadomo napędza do działania i świadczy o tym, że na czymś nam zależy, dopuszczalnych dawkach nawet pomaga.

Jak w wielu przypadkach i w tym również mogę powiedzieć, że strach ma wielkie oczy, bo wszystko zakończyło się szczęśliwie. Zdałam całkiem dobrze, a mając jeszcze kilka dni, myślę że ustną maturę mogłabym zakończyć w wynikami bardzo dobrymi. Byłam z siebie zadowolona i to liczyło się najbardziej, był to kres nauki i upragniony odpoczynek, którego potrzebowałam bardziej niż kiedykolwiek i nie przypominam sobie, żebym także kiedykolwiek wcześniej była tak zmęczona.

Możecie mi wierzyć lub nie, ale na maturze nie miałam ani jednej ściągi, Ci którzy o tym wiedzieli pewnie uznali mnie za desperatkę, ale zawsze wolałam liczyć na siebie, swoją wiedzę, nie liczyłam na łatwiznę i łut szczęścia.

Dokładnie 11 maja 2004 roku, pisałam język polski, szczerze mówiąc nie pamiętam już tematu, ale wiem, że po otwarciu koper – odetchnęłam. Drugi dzień – przedmiot dodatkowy, ja wybrałam biologię, tu również mogę powiedzieć, że temat przypadł mi do gustu. Mój rocznik był tak liczny, że zdający, maturę pisali, nie tylko na sali gimnastycznej, co było zawsze w tradycji, ale także w dwóch klasach, mi przypadła w udziale klasa z numerem 13, całe szczęście, że nigdy nie należałam do przesądnych osób. Po pisemnym wyzwaniu nastąpił tydzień przerwy, a dzień po ogłoszeniu wyników, egzamin ustny z języka rosyjskiego, kolejno polski i biologia. Tu już stres był mniejszy, choć nie mogę powiedzieć, że byłam całkowicie od niego wolna. W chwili zapoznania się z pytaniami czułam euforię, ogromną ulgę, więc w sumie odpowiedzi poszły sprawnie.

Mój efekt końcowy, to czwórki z pisemnych, czwórki z ustnych, oprócz języka rosyjskiego, z którego dostałam piąteczkę. Mój wysiłek nie poszedł na marne, a radość z wyników była rekompensatą za cały ten trud.

Gdy wszystko dobiegło końca nie wierzyłam, że jest za mną. Można by zadać pytanie i po co ten stres? Pomimo intensywnych przygotowań, jednak gdzieś z tyłu głowy jest to, że przecież na skutek stresu można doznać zaćmienia umysłu, nie bardzo okiełznać temat, po prostu w niego nie trafić lub nie do końca potraktować go tak, jak należy, stad tyle wątpliwości. Nie wiem czy w ogóle wiara w siebie lub jej bark są kluczowe, bo przecież wiarą w siebie, przy minimalnej wiedzy też niczego nie wskóramy.

Dziś z perspektywy czasu wspominam to wszystko bardzo pozytywne i mam same dobre wspomnienia z tym związane.

Co chciałabym powiedzieć tym, którzy zdawali w tym roku lub będą zdawać w latach kolejnych? Na pewno tylko tyle i aż tyle, że bez względu na to czy dostaną maksymalną liczbę punktów, czy ledwo to wszystko „zaliczą”, to nie stanowi, to o ich wartości. Jakie ma dziś dla mnie znaczenie to, że dostałam dobre oceny, dziś żadnego.

Oczywiście niezdanie matury nie jest fajne, każdy chce zdać i mieć to za sobą, myśleć o tym, co dalej, planować jak ułożyć życie, niepomyślny egzamin, to trochę tak jakby cały trud szedł na marne, ale czy warto popadać w całkowitą beznadzieję? Znam tych, którzy będąc orłami, nie dali rady i takich, którzy lawirując cztery lata, nie wiedząc jakim cudem, zdali maturę, jest tyle składowych odpowiadających za tego typu kwestie, że głowa mała. Matura nie definiuje nas całościowo.

Widocznie każdy zrobił tyle ile mógł, tyle ile chciał i bez względu na wszystko świat nie kończy się, a wszystko płynie, z porażek trzeba wyciągnąć lekcje, próbować dalej, bądź ułożyć życie w inny sposób.

Od lat w necie, w okresie matur pojawiają się artykuły mówiące o gwiazdach i znanych osobach, które nie przystąpiły do egzaminu dojrzałości, tak jak autorzy chcieliby powiedzieć - nie ważny papier, żeby być kimś, a matura czasem wcale nie jest potrzebna, by osiągnąć, to o czym się marzy. Wśród wymienianych osób są: Kayah, Edyta Górniak, Zbigniew Hołdys, Rober Kubica, Popek, Maciej Maleńczuk, Robert Gawliński, Andrzej Wajda, Lech Wałęsa. Nie ma reguł, jak zresztą na wiele rzeczy w życiu: możesz mieć maturę i nie mieć nic, możesz nie mieć matury i dokonać czegoś super. Jednak prawda jest taka, że w niczym Ci ona nie przeszkodzi, nigdy nie wiesz do czego Ci posłuży, jeśli marzysz o studiach i dalszym kształceniu, to jest wręcz niezbędna.

W związku z powyższym, życzę tegorocznym maturzystom mobilizacji, wytrwałości, spokojnego oczekiwania na wyniki, co się stało to się nieodstanie, teraz zróbcie coś dla siebie, bo należy Wam się po tym trudzie, coś o tym wiem. W tym roku wyjątkowo krótkie egzaminy, bez ustnych, więc trochę się Wam poszczęściło. Tak czy inaczej trzymam kciuki i pamiętajcie rezultaty nie świadczą o waszej wartości, nie oglądajcie się za siebie i powodzenia. Rodzicom z kolei radzę, aby nie wzbudzali w swoich dzieciach presji, nie mieli nadmiernych oczekiwać, tak jakby one stanowiły o mądrości ich dziecka, co nie znaczy, że nie mają wierzyć w nie, trzeba wspierać i mobilizować do dalszego rozwoju. Bo to właśnie wiara w siebie jest kluczowa przy podejmowaniu kolejnych wyzwań. A przecież matura to tylko rozgrzewka przed egzaminami, które przyniesie życie, od których nie będzie ucieczki, ściąg, chodzenia na łatwiznę, szczęśliwego trafu i pomyślnego zbiegu okoliczności. Przecież całe życie jest dla nas swego rodzaju egzaminem z wytrwałości, cierpliwości, wyciągania wniosków, szukania dobrych rozwiązań, godzenia się ze stratami, podejmowania decyzji, refleksji, bilansu zysków i start, wyznaczania celów, szukania argumentów za i przeciw, sztuki kompromisów, stawiania na siebie, niespełnionych nadziei i oczekiwań, czasem stawiania wszystkiego na jedna kartę i zaczynaniem od nowa, wzlotów i upadków. Życia nie podstawisz pod żaden wzór i podany schemat. Tu nie skorzystasz z gotowej wiedzy, zostajesz niekiedy rzucony bez przygotowania i uprzedzenia na głęboką wodę.

Matura to tylko rozgrzewka.

P. S. Ten aniołek ze zdjęcia towarzyszył mi na maturze. 


 

Komentarze

  1. To ja byłam jednym z ostatnich roczników, które chodziły do gimnazjum, do 3-letniego liceum i pisały maturę jeszcze na podstawie starej podstawy programowej, w pandemii, więc bez ustnych :D Tak jak napisałaś: Strach ma wielkie oczy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam wpis na Twoim blogu - "Matura to bzdura", masz rację, że matura nie określa faktycznego stanu naszej wiedzy i nie definiuje nas jako bardziej lub mniej wartościowych, ale prawda jest taka, że matura od zawsze w ludziach wzbudzała strach. Z jednej strony, przy niepowodzeniu żyje się dalej z drugiej każdy pragnie zdać. Wszystko jest kwestią podejścia osobistych cech charakteru. Dzięki za kom.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty