Rok koronawirusa w Polsce

 

To już rok, jak znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości. To już rok, jak zwykłe wyście na spacer było luksusem, a zdobycie makaronu w sklepie, dawało radość, jaką może dawać tylko spełnienie najskrytszych marzeń. To już rok, jak z obawami czekaliśmy na kolejne dane, dotyczące zakażeń w Polsce i drżeliśmy o zdrowie własne i naszych bliskich. To już rok, jak wszystko zaczęło przybierać inny wymiar, a My zaczęliśmy się do wszystkiego przystosowywać na nowo, z nadzieją, że lockdown da rezultaty i za chwilę wszystko wróci do normy: dzieci do szkół, studenci na uczelnie, pracujący zdalnie, do swoich biur, lekarze do przychodni.

Później naród został podzielony, na tych, co wierzą w każde słowo podawane przez media i tych, co wietrzą podstęp, dopatrując się teorii spiskowych, do końca nie wiedząc jakich. Dopatrywano się głębszego sensu, co pozwalało choć na moment znaleźć ukojenie od kolejnych mało optymistycznych wiadomości. O czym pisałam w pierwszym wpisie poświęconym tej tematyce pt. „Koronawirus”. Dziś mało kto do tego tak podchodzi, a Ja widzę, że to człowiek człowiekowi zgotował taki los i jego niefortunne poczynania.

To był również rok absurdów, a największymi okazały się – godziny dla seniorów, zamknięcie cmentarzy we Wszystkich Świętych, zamknięcie przychodni i brak dostępu do lekarzy, czekanie w kolejkach, aby zrobić test, ciągle zmieniane zasady dla osób przebywających na kwarantannie, czy ten głośny falstart szczepionkowy w wykonaniu artystów. To tylko niektóre z bardziej paradoksalnych posunięć.

Minął rok i nie widać końca tej eskapady, choć każdy stara się żyć normalnie, to ta nowa rzeczywistość nie ułatwia niczego. Wciąż jesteśmy ograniczani przez nowe obostrzenia i narzucane nam nowe reguły. Tylko, czy to wszystko ma sens? Bo jaki jest cel zakazów i ograniczeń, skoro nowych przypadków wciąż przybywa i sama się już gubię, która to już fala. Po cóż, to wszystko, skoro nic z wprowadzanych rzeczy, nie przynosi rezultatów i obraca się przeciwko obywatelom? Od dawna jesteśmy na etapie, że już się nie uchronimy, wirus jest wszędzie, a wiara w to, że uchroni nas maska, płyn do dezynfekcji i dystans społeczny jest tak bezsensowna, jak łapanie się za guzik, gdy w pobliżu przebywa kominiarz.

Myślę, że każdy z nas przyzwyczaił się do tego, co pojawiało się wśród nas i prawdopodobnie pozostanie na długo, a niewykluczone, że na zawsze. Chyba, to jest kolejny dowód, że człowiek szybko przywyka, do tego, co zostanie mu powierzone.

Pamiętam, jak na początku przerażały kolejne wykrywane przypadki korony w Polsce, pojedyncze zakażone osoby, dziś, gdy dziennie dane dochodzą do piętnastu tysięcy, a bywało i gorzej, nie chcemy tego zauważać i pragniemy żyć tak jak przedtem, tym bardziej, że sensu i logiki w stosowaniu się do reguł nie widać. Co i rusz coś zamykają, potem na moment otwierają i tak w kółko, nie wiem, czy tędy droga. Jesteśmy na etapie szczepionek i sama, nie rozumiem tej euforii wśród tych szczepiących się. Tak, jak szczepionka miałaby być panaceum na wszystko, a już od Covida, to zupełnie. Nic nie da gwarancji, że nie zachorujesz. No i jeszcze jedno, jak piszą niektórzy, z objawami poszczepiennymi, że i tak było warto i niczego nie żałują. Było warto? To ja dziś sobie myślę, że sam Covid potraktował mnie łaskawiej, niż ta „cudowna” szczepionka jej zwolenników.

Długo nie wierzyłam w pandemię, jeśli nadal ją można nazwać pandemią, bo przecież dotąd nie informowaną nas o zachorowaniach zwykłej, znanej grypy i ewentualnych powikłaniach, a przecież te zdarzały się co roku. Dziś wiem, że nowa grypa istnieje, bo nie ominęła i mnie, zrobiła mi psikusa na Nowy Rok i to właśnie z Covidem powitałam nowy 2021, zupełnie na początku o tym nie wiedząc. Jak korona wyglądała u mnie? Było niepozornie i tak bardzo niejednoznacznie. Zaczęło się z nocy od zwykłych dreszczy i bólu pleców, potem przerwa trzy dni, więc myślałam, że to coś szybko przeszło i było chwilową niedyspozycją, jednak trzeciego dnia pojawiło się coś nowego, czego wcześniej nie było przy zwykłej grypie, czy przeziębieniu, to charakterystyczna utrata smaku i węchu. Nie miałam kaszlu, kataru, duszności, ani temperatury, jednak samopoczucie było nieporównywalne, do niczego innego. Myślę sobie, że tak źle czułam się tylko na początku trzeciej ciąży, gdy na początku senność i zmęczenie były na porządku dziennym. O ile smak i węch odzyskałam już piątego dnia, po jego utracie, to gorsze samopoczucie utrzymywało się półtora tygodnia, towarzyszył temu również dużo mniejszy apetyt. Jedyną rzeczą, na jaką miałam ochotę było leżenie i spanie, ale jak wiadomo przy dzieciach takie sprawy są nieosiągalne, więc swoje powinności wykonywałam na raty. Robiłam obiad na raty, sprzątałam i ogarniałam na raty, tylko to, co niezbędne. Oczywiście grzecznie, tak jak przystało na odpowiedzialnego obywatela, siedziałam w domu, chociaż wtenczas nic nie wypchnęłoby mnie z domu, nie byłoby takiej siły, bo wtedy siły nie było we mnie. Przeżyłam, czuję się, jak wcześniej, nic się nie zmieniło i nie odczuwam, jakichkolwiek niepokojących skutków Covida 19. Nie mówię, że ktoś nie może przechorować bardziej, bo dziś wiem, że może i to są fakty. Czy Covid jest groźniejszy niż zwykła grypa? Dla niektórych pewnie tak, tak, jak dla innych okazał się łagodniejszy, bo znam osoby, u których jedynym objawem był utracony węch i smak lub przeszli go bezobjawowo. Wiecie, co może to zabrzmi dziwnie, ale nawet się ucieszyłam, że jestem w trakcie przechodzenia wirusa i nie będę musiała się już bać, czy stresować, że mnie dopadnie w najmniej oczekiwanym momencie. Choć od początku starałam się nie wpadać w panikę, to z tyłu głowy pojawiało się pytanie, czy Covid wybierze mnie i jak potraktuje? Teraz wiem, że nie taki Covid straszny, przynajmniej dla mnie. Wiem, że fakt, że go przeszłam, nie jest gwarancją na to, że już nie zachoruję, ale prawdopodobieństwo, iż przejdę go o wiele gorzej niż teraz, spadło.

Chciałbym wiedzieć do czego to wszystko zmierza i kiedy nastąpi upragniony koniec, bo skoro zachorować można ponownie, a szczepionka nie daje stuprocentowej pewności, to wirus od tak nie zniknie. Czyli, co nauka zdalna będzie już normą? Nasze dzieci będą edukowane w domowym zaciszu? Młode pary będą musiały organizować wesela w gronie najbliższych? Osoby z branż hotelarskich, prowadzących restauracje itp. będą musiały się przebranżowić? Maseczki już zawsze będą wzbogacały naszą garderobę, a kolejną będziemy wybierali, jak wybiera się nowy gustowny ciuszek. Jak się można spodziewać wszystko, co dookoła będzie podyktowane troską o zdrowie i dobro ogółu. Dokąd doprowadzi to świat, to sama chciałabym wiedzieć. Jedno wiem, że ludzie są zmęczeni tym tematem i chcieliby odpocząć, nie robią na nikim już wrażenia statystyki i co rusz dorzucane nowe objawy koronawirusa. Tak, czy inaczej albo już go miałeś, albo masz, albo mieć będziesz i trza to po prostu przejść, objawowo lub bez, ale nie uciekniesz przed nim. Tak jak przestępca zostanie wcześniej, czy później schwytany i dosięgnie go sprawiedliwość, tak ty będziesz musiał stawić mu czoła, bo choć nie wiem, jak będziesz się chronił on Cię znajdzie.

Wirus w koronie w moim życiu zmienił niewiele, a w zasadzie, chyba nic, mój tryb życie jest na razie taki sam jak przed globalną pandemią. Innym być może skomplikował życie, pozbawił pracy, czy rozbił rodzinę. Jeszcze kolejnym, dał szansę na rozpoczęcie czegoś nowego. Wszystko jest indywidualną i osobistą historią człowieka. Nie na wszystko mamy wpływ, jedyne co możemy, to korzystać z tego, co jeszcze nie zostało nam zabrane i wyciągać dla siebie pozytywy w tych niekomfortowych czasach.

Zachęcam do lektury moich tekstów, publikowanych dokładnie rok temu, gdy świat nakręcał się nowym, zagadkowym wirusem.


Komentarze

Popularne posty