Jaś i Małgosia - bez cenzury

 

Skoro moja interpretacja bajki o kopciuszku, tak bardzo przypadła do gustu czytelnikom tego bloga, postanowiłam wziąć dziś pod lupę, a nawet powiedziałabym pod mikroskop, popularną i przez wszystkich znaną bajkę pt. „Jaś i Małgosia”.

Z niej również można wyczytać wiele prawda życiowych, a zachowanie bohaterów przełożyć na życie współczesnego człowieka.

Od zawsze bajki były sposobem na spędzanie wolnego czasu rodziców z dziećmi, niestety wiele z nich jest niepedagogicznych i negatywnie może wpłynąć na postrzeganie świata oraz rozwój naszych pociech. Dlatego dobrą metodą jest rozmowa o nich i pytanie malca, co myśli sobie o świecie i postaciach zaprezentowanych w najsłynniejszych opowieściach.

Każdy z nas słyszał o akcjach - „Cała Polska czyta dzieciom”, od lat powtarza się o pozytywnym wpływie czytania dzieciom, przynajmniej dwadzieścia minut dziennie, codziennie. Korzyści płynące są nieocenione, bo oprócz wspólnego spędzania czasu z rodzicem, dziecko rozwija swoją wyobraźnię, wyciąga wnioski, dyskutuje, przenosi się w inny świat. Grunt, aby wybierane bajki miały edukacyjny przekaz, uczyły wartościowych zachowań, nie wzbudzały lęku i powielania zachowań niegodnych powtarzania, dawały możliwość wyciągania samodzielnych wniosków, oczywiście adekwatnych do wieku.

Jaś i Małgosia”, to bajka, która, mówiąc w dużym skrócie, prezentuje dwoje biednych dzieci pozostawionych sobie na pastwę losu, bez opieki, bez przygotowana, od tak „zafundowano” im szkołę przetrwania, w największym tego słowa znaczeniu. O ile motywem nie była chęć hartownie ich przez rodziców, a bieda, to i tak w żaden sposób nie usprawiedliwia to okrutnego potraktowania dzieci przez dorosłych, w tym przypadku przez najbliższe osoby. Bo choć dzieci były półsierotami, jak dobrze pamiętamy ich mama zmarła, to miały ojca, który powinien stać się największym oparciem w tym momencie. Nie dość, że Małgosia z Jasiem nie mogli liczyć na miłość ojca, to jeszcze borykali się z niewłaściwym traktowaniem ich przez przybraną matkę, o ile można nazwać kogoś tak złego, jak kobietę, która nakłaniała męża do porzucenia dzieci w drastyczny sposób. Zła macocha, to właściwe określenie tej postaci. Jednak, czy tylko ona ponosi odpowiedzialność za tułaczkę i narażenie na niebezpieczeństwo rodzeństwa? Zwykle oceniana jest tylko postać tej kobiety, a co z ojcem dzieci? Jeśli on sam nie był w stanie reagować na takie zachowania we własnym domu, to co wymagać od obcej kobiety? Podobnie jak w „Kopciuszku”, tu ojciec, od którego powinno wymagać się bycia głową rodziny, po raz kolejny okazuje się, mówiąc dzisiejszym językiem – pantoflarzem, ciepłymi kluchami, a nawet mówiąc dosadniej - facetem bez jaj. Drwal, zdaje się być tym, który nie potrafi przeciwstawić się złym zamiarom żony, nie potrafi powiedzieć nie, w tak oczywistych kwestiach, robi wszystko pod dyktando, tak jakby zła kobieta, była dla niego ważniejsza niż własne dzieci, małe, bezbronne i niczemu nie winne.

Dlatego, myślę że sam początek tej bajki, niesie niezbyt dobry przekaz i może wzbudzić lęk w małym czytelniku. Przecież bieda nie jest argumentem, by od tak pozbywać się dzieci, co więcej to rodzice powinni szukać rozwiązań, aby zapewnić bezpieczną przystań i stworzyć bezpieczny dom dla ludzi, których powołali do życia. Przecież nic nie powinno być powodem takich drastycznych działań, bez względu na to, czy niełatwą sytuację powoduje bieda, czy coś innego. Nikt normalnie nie pozbywa się dzieci, nie wyrzuca z domu, nie mówi idźcie i radźcie sobie sami. W pewien sposób, bajka chce usprawiedliwić takie postępowanie, jakby było oczywiste, że ubóstwo i bark perspektyw może skłonić ludzi do podejmowania takich decyzji. O ile oczywistym jest, że macocha to postać negatywna, o tyle nikt nie śmie oceniać pasywności i obojętności ojca, od którego w pierwszej kolejności powinno się wymagać stanięcia na wysokości zadania, sprzeciwienia się macosze i zaopiekowania dziećmi. Postać ojca jest zaprezentowana w sposób wzbudzający litość i współczucie. Przecież nikt nie mógł liczyć na to, że poza domem dzieci odnajdą lepszy świat, bo i gdzie. Czy zachowanie ojca było wynikiem aż takiego lęku przez silną osobowością żony? Czy drugi człowiek aż tak może zdominować słabszą osobowość? Czy, to wszystko było wynikiem wygodnictwa i brakiem pomysłu na przyszłość? A może była to bezsilność, beznadzieja na granicy depresji i totalnego załamania, tylko czy nawet takie uczucia i trudy życia usprawiedliwiają rodziców? A może ojciec liczył na to, że dzieci poradzą sobie albo wymyśliłby jakiś plan? A może miał nadzieję, że macocha się opamięta? Tak, czy inaczej zachowanie ojca jest wynikiem braku odpowiedzialności i przeczy bezgranicznej miłości rodzica do dziecka. Zaprzecza wpajanej przez wieki tezie, że wszyscy rodzice kochają swoje dzieci. Bajka bajką przecież w dzisiejszym świecie znamy przypadki bezdusznego porzucania dzieci, wyrzucania ich na śmietniki, czy handlu dziećmi. Rodzice zachowujący się w ten sposób, podobnie jak ojciec z bajki, też mieliby jakieś wytłumaczenie np. niegotowość zajęcia się dzieckiem, czy brak odpowiednich warunków. Tylko, czy takie przyczyny usprawiedliwiają niegodziwe zachowania? Dziś przecież alternatywą dla bezdusznego porzucania dzieci na śmietnikach lub ich zabijania, stają się domy dziecka, rodziny zastępcze i adopcyjne, okna życia.

Zostawmy już analizę postaci ojca i przejdźmy do tytułowych bohaterów. Jedno trzeba przyznać, Jaś i Małgosia, to kochające rodzeństwo, wspierające i pocieszające się w trudnych momentach. Czy takie sytuacje, jak w bajce nie przypominają relacji w rodzinach dysfunkcyjnych, o których się dziś tyle mówi. Nie chodzi mi tu o porzucenia, ale o sytuacje kryzysowe, w których to dziecko przejmuje rolę dorosłego, a nawet staje się jego opiekunem, co wyklucza na starcie, zaspakajanie jego podstawowych potrzeb przez rodziców, przekreśla dzieciństwo, ustępując miejsca walce o przetrwanie. W dużej mierze dzieje się to z podstawowej i najważniejszej potrzeby, jaką jest poczucie posiadania kochającego, opiekuńczego rodzica. Dziecko za wszelką cenę stara się dać z siebie wszystko, by było choć trochę normalnie i tak, jak chciałoby, by było. Jednak konsekwencje, jakie poniesie na przyszłość są nieuniknione i skutkują dużymi deficytami. Dziecko - siłacz, pozbawione normalności i poczucie bezpieczeństwa, będzie borykało się z problemami natury psychologicznej, a skutki są nieuniknione. Problem nie dotyczy tylko i wyłącznie rodzin przemocowych, czy z problemem alkoholowych, ale takich, w których zabrakło normalnych funkcji przypisywanych rodzinie, stąd nazwa - rodziny dysfunkcyjne.

Jaś i Małgosia od początku wykazali się bystrością i przewidywalnością. Jak pamiętamy Jaś zaznaczał drogę do domu kamykami, by móc wrócić, później zostawiał okruchy chleba. Pomimo zła i niesprawiedliwości, dzieci chciały wrócić do domu, w którym nie zaznały miłości. I to jest dowód na to, że mimo wszystko, priorytetem stało się zachowanie obrazu idealnych rodziców. Czy nie jest to wystarczający dowód na to, że pragnienie bycia kochanym bezwarunkowo i tak po prostu jest najważniejszą potrzebą człowieka? Czy nie jest to również dowód na to, jak niezbędne jest poczucie, że dobrze jest mieć obok siebie wsparcie drugiej osoby, na którą zawsze można liczyć? Rodzeństwo z bajki od początku do końca było nierozłączne. Dzielnie trwali przy sobie podczas leśnej wędrówki i później, gdy uwięzieni byli w chacie Baby Jagi. Momentem przełomowym staje się chwila, gdy Małgosia wpycha czarownicę do pieca i uwalnia Jasia, wspólny plan i wsparcie potrafią zdziałać cuda. Rodzeństwo jest znów wolne i jedyne o czy marzy, to powrócić do domu. No właśnie, powrócić pomimo wszystko, z tym poczuciem porzucenia i ze świadomością, że ojciec nie martwiąc się o nie pozostawił je w lesie, nie interesując się, co będzie z nimi dalej. Rozmowy dzieci wielokrotnie wskazują na to, że nie winią ojca i nie mają do niego jakiegokolwiek żalu, po prostu marzą, aby znów być razem i to jest ich główny cel. To chyba kolejny dowód, jak bardzo dzieci kochają rodziców i jak wiele są w stanie im wybaczyć. Czy nie przypomina to sytuacji z dzisiejszych czasów, gdy porzucone i pozostawione dzieci z domów dziecka, pragną poznać biologicznych rodziców i poznać motywy ich decyzji? Chcą zrozumieć i w pewien sposób usprawiedliwić ich wybory. Być może dzięki temu, mają poczucie, że świat nie jest taki zły, a wszystko można w jakiś sposób wytłumaczyć, a niekiedy naprawić i zacząć od nowa. Pytanie, czy wszystko można naprawić zapomnieć, wytłumaczyć?

W bajkach bohaterowie, jak pamiętamy zawsze żyją długo i szczęśliwie. Czy Jaś i Małgosia mogli żyć szczęśliwie, po takiej lekcji życia, jaką dostali? Czy trauma w ich przypadku, nie umożliwiłaby ich prawidłowego rozwoju? No i podstawowe pytanie, czy tak nadwyrężone zaufanie można odbudować na nowo? Czy nie jest przypadkiem tak, że dzieci dostały wyraźny sygnał, że zawsze będą zdane na siebie i zawsze będą musiały być silne, samowystarczalne, i że za chwilę znów może wydarzyć się coś nieprzewidywalnego? Być może lekcja, jaką dostały dzieci wzmocniła ich na tyle, że stały się silniejszymi osobami z poczuciem, iż z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, bo skoro dały radę w tak beznadziejnej sytuacji, można by powiedzieć z góry skazanej na katastrofę, to nic już nie będzie tak straszne i niewykonalne. Wydaje mi się, że jest to dowód na to, że człowiek w podbramkowej sytuacji jest w stanie zmobilizować się na maksa, niemożliwe uczynić możliwym, by przeżyć i zadbać o innych. Bo przecież bycie silnym to nie nabyta cecha, a brak innej możliwej opcji. Być może dzięki tej sytuacji tytułowi bohaterowie umocnili się w przekonaniu, jak silna jest miłość rodzeństwa i obopólne wsparcie oraz współpraca, a także tego, że z każdej sytuacji jest wyjście, tylko trzeba szukać właściwych i przemyślanych rozwiązań. Tego właśnie mógłby nauczyć się od nich ich własny ojciec, by umieć rozwiązywać problemy, a nie przed nimi uciekać. W tym przypadku dzieci okazały się być bardziej zaradne niż dorosły mężczyzna i głowa rodziny. Być może, to dało ich ojcu nauczkę na przyszłość, by nigdy, przenigdy się nie poddawać i zbyt wcześnie nie składać broni.

Z czym jeszcze kojarzy się znana bajka? Jedną z charakterystycznych rzeczy jest piernikowa chata, która właśnie przyciągnęła uwagę dzieci. Morał z tego może być tylko jeden, a mianowicie nie ocenia się książki po okładce, a ludzi po pozorach. A zwykle, to co wartościowe jest niewidoczne dla oczu. Z pozoru piękna chatka, którą dzieci kojarzyły z dobrobytem, szczególnie, gdy doskwierało im ubóstwo, stała się początkiem kłopotów i realnym zagrożeniem, które mogło doprowadzić rodzeństwo nawet do śmierci.

My sami często koncentrujemy się na rzeczach pozornie pięknych i niezwykle estetycznych, niestety prawda czasem okazuje się bezlitosna. Dziś w pięknych domach mieszkają obcy i samotni ludzie. Ludzie, na pierwszy rzut oka, wydający się być naszymi sprzymierzeńcami – zawodzą, kreują się na osoby, którymi nigdy nie były. Pieniądze i dobrobyt nie gwarantują szczęścia i spokoju, a dobra opłacalna praca nie zastąpi tego, co w życiu najważniejsze.

Dzieci, które zachłysnęły się chwilowo tym bogactwem, nie zapomniały o rodzinie, nie myślały tylko o sobie i wiedziały, że największe klejnoty nie zrekompensują im rodziny, dlatego nie namyślając się długo postanowiły wracać do domu, co prawda ze skrzynią drogocennych drobiazgów, ale nadrzędnym celem była pomoc ojcu i wyrwanie go ze szpon bezlitosnej żony. Tak, jakby wiedziały, że bogactwo ma tylko wtedy sens, gdy mamy się z kim dzielić i zmieniać czyjąś rzeczywistość na lepszą.

Finałowy morał może być tylko jeden, mówiąc najprościej, w życiu musi być czasem źle, aby mogło być lepiej. I to, że, jak czasem jest za dobrze, to nie jest dobrze. Myślę, że po głębszej refleksji się ze mną zgodzicie. A szukanie szczęści, to jedyna droga, by je docenić. Perypetie dwójki rodzeństwa, trudy i przyszłość pozostawiona pod znakiem zapytania, dały początek czemuś nowemu i stały się jedyną szansą na lepsze jutro. Gdyby ich ojciec, nie pozostawił ich w lesie, co nie oznacza, że postąpił właściwie, dzieci nie miałyby szansy na świetlaną przyszłość. Musiały przejść trudną drogę, aby ich życie wkroczyło na odpowiednie tory, nie wiemy, co stałoby się z nimi, gdyby pozostały z macochą i ojcem. Może drwalowa, posunęłaby się do okrutniejszych czynów? Wydaje mi się, że przygoda, którą dane było im przeżyć nie była najłatwiejsza, ale nauczyła dzieci wielu ważnych rzeczy. Udowodniła, jak bardzo się kochają, jak wiele są w stanie dla siebie zrobić, dzięki czemu bardziej docenią, to wszystko, co z trudem zdobyły. Być może nasza Małgosia i Jaś, to dowód, że niemożliwe nie istnieje, a dzięki wytrwałości, walce do końca i niepoddawaniu się jesteśmy wstanie dokonać niemożliwego. Ile jest w nas, z tych dzieci, to niech każdy odpowie sobie sam.

Jak wam się podobała moja kolejna nadinterpretacja znanej bajki, którą starałam się rozłożyć na czynniki pierwsze? Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. Do kolejnego, z pozdrowieniami M. W.


Komentarze

  1. Nigdy nie wpadłam na to by wziąć pod lupę bajki, może wynika to z tego, że od dawno nie czytała ich i wypadły mi z pamięci. Prawdą jest, że wiele lektur czy "zwykłych" książek czytanych dzieciom jest bardzo krzywdząca i nie na "czasie" gdzie wiemy, że takie zachowania są szkodliwe. Szkoda, że w takim razie nie są one brane i omawianie w starszych klasach i krytykowane ich tylko czytane na odczepkę młodszym rocznikom. Pozdrawiam serdecznie<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, czytamy dzieciom bajki czasami bez zastanowienia, a większość nie wnosi nic dobrego do życia. Dopiero od niedawna mówi się o zlyw wpływie niektórych treści.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty