Także tak

 

Mój Pierścionek zaręczynowy, który pojawił się na moim palcu - 16 lipca 2006, dokładnie w rocznicę naszej pierwszej randki - 16 lipca 2005, a już 21 lipca 2007 obok pierścionka spoczęła obrączka.

Ten post nie będzie o niczym konkretnym, będzie o tym i o tamtym, w końcu i takie teksty, szeroko nieokreślone są potrzebne. Jednak chciałabym się dziś skupić na naszym życiu, które, nie oszukujmy się, w dużej mierze przenosi się do internetu. W mniejszym lub większym każdy z nas kreuje swoją osobę w wirtualnym świcie, a będąc użytkownikiem portalu społecznościowych, jest wręcz niemożliwym, by tego uniknąć.

Oczywiście każdy z nas decyduje, ile, jak często i co pokazuje gronu znajomych. Możesz przecież publikować zdjęcia i treści pięć razy na dzień, możesz co miesiąc albo i wcale, przecież na swoim profilu rządzisz Ty sam.

I o ile masz wpływ na swoje publikacje i częstotliwość ich zamieszczania, tak na reakcje odbiorców już niekoniecznie. Tym bardziej, jeśli jesteś aktywnym komentującym i nie przechodzisz obojętnie obok postów, które Cię zaintrygują bądź wręcz przeciwnie, zirytują. Musisz być przygotowany, że wyrażając swoje zdanie, wystawiasz się na widok publiczny. A gdy jesteś w mniejszości, tym bardziej bądź przygotowany na hejt bez granic. To, że dziś tak chętnie przypisujemy sobie tolerancje, wcale nie musi oznaczać stosowania jej w praktyce. Plujemy jadem na myślących przeciwnie, gotuje się nam w środku, gdy ktoś ma inne zdanie, dostajemy ataku paniki, w momencie, gdy ktoś śmie się odezwać, skoro większość zajmuje wiadome stanowiska w niektórych sprawach.

Wyobrażasz sobie, co byłoby, gdyby wszyscy patrzyli na życie tak, jak Ty? Gdyby wszystkim dziewczynom podobał się ten sam chłopak, a chłopakom, ta sama dziewczyna? Co byłoby, gdyby naraz wszyscy chcieli wykonywać ten sam zawód, jeździć na wakacje w to samo miejsce? Co byłoby, gdyby każdej z nas podobały się takie same ciuchy? Wojna, oj wtedy to dopiero byłaby wojna. Jeśli słuchasz Bacha, czy Beethovena, co Ci przeszkadza, że sąsiad z naprzeciwka słucha Zenka, czy Modern Talking? Patrząc na to, co dzieje się dziś w necie, można wywnioskować, że oczekuje się od każdego komentującego, by podzielił nasze zdanie, kliknął lajka i wtedy to nasze samopoczucie ulega poprawie, a ego jest połechtane na maksa.

Sama padłam ostatnio, nie chce powiedzieć „ofiarą” hejtu, bo to za duże słowo, jak na to, co chcę opisać, ale ktoś chciał sprowadzić mnie na ziemię, posuwając się do granic przyzwoitości, a mówiąc dokładniej zionęło chamstwem, bo było to, coś więcej, niż brak zrozumienia. Pominę mój komentarz, bo to nie istotne dla tego, co chcę napisać (nie chodziło o żadną z głośniejszych spraw w Polsce). Pewien komentujący pan chciał zagłębić się nad moją psychiką, (widocznie go zafascynowała) w momencie, gdy napisała, iż moja psychika musi pozostać dla niego zagadką, odpisał, że według niego, ja jej nie posiadam, a jego komentarz brzmiał następująco: „Też mi dwumian Newtona. Obrączka około przełykowa i dwa sznury to żadna psychika”. Być może ten osobnik miał niskie poczucie własnej wartości, to by wyjaśniało dlaczego moja odpowiedź jawiła mu się jako zagrożenie dla jego poglądów. No i dzięki „wyżyciu” się na mnie, chciał polepszyć swoje samopoczucie, a dzięki takiemu komentarzowi próbował wynieść siebie na piedestał ponad wszystkich komentujących. Przecież nie bez powodu mówi się, że najlepszą obroną jest atak. Człowiek ten nadmienił również, że jest byłym terapeutą. Jeśli swoich pacjentów traktował z równie daleko idącym szacunkiem, to już można się domyślić dlaczego nie wykonuje tego zawodu. I to jest właśnie ta ciemniejsza strona internetu, a podejmując jakiekolwiek działania musisz liczyć się nawet ze społecznym linczem, a wręcz można się czasem poczuć, jak by człowieka chciano ukamienować.

Hejt, to jedno, jeśli chodzi o nasze jestestwo w internecie, drugim bardzo powszechnym zjawiskiem, stała się kpina z gwiazd i celebrytów. Tu najczęstszymi komentarzami są takie treści: „A co to mnie obchodzi”, „tysiące ludzi tak ma i nikt o nich nie pisze”, „dokąd będą o nich pisać”. Oczywiście wynoszenie gwiazd do rangi nad ludzi jest przesadą. W sieci co prawda pojawia się lans wokół jednych i tych samych osób, ale taka jest robota portali, mogą pisać o tym, co chcą, tak samo jak my, decydujemy o tym, co chcemy pokazać. Jedynym lekarstwem na unikanie, tego czego nie chcemy widzieć jest odlajkowanie stron, które nas drażnią – nic prostszego. Jeśli chodzi o prywatne profile gwiazd, czy osobiście zamieszczane przez nich posty, sprawa wygląda podobnie, jeśli mnie ktoś nie interesuję, to go nie obserwuje, po co ten komentarz typu: „co to mnie obchodzi”. Jak mnie nie obchodzi, to nie czytam, nie oglądam i tym bardziej nie komentuje. Gdy gwiazda dzieli się np. zaręczynami, czy pojawieniem się dziecka, czym wtedy różni się od zwykłych, nieznanych użytkowników portali. Przecież Ci „zwykli” użytkownicy, postępują w podobny sposób, a nawet na swoje wydarzenia z życia reagują natychmiastowo. Np. jeszcze dobrze nie uwidocznią się dwie kreski na teście ciążowym, już spieszą oznajmić wszem i wobec, że rodzina się powiększy. I o ile jest to dla mnie dziwne, taki trochę falstart, to nikomu nie napiszę: „Ej Ty, po co to robisz”. A niech sobie publikuje w końcu to jego sprawa, skoro sprawia mu to przyjemność, niech się chwali. Czy jest to sprawa chwalenia, czy raczej podzielenia się swoją radością z wszystkimi, to bym podyskutowała. Są takie momenty w życiu człowieka, że chciałby wykrzyczeć światu, jak bardzo się cieszy. Stąd mamy te wszystkie zaręczynowe pierścionki na profilach, zdjęcia nowo narodzonych dzieci itp. Czy jest to chwalenie się? Chyba nie. Skąd zresztą ta pewność, że publikując coś, Ci, po drugiej stronie będą Ci zazdrościć, może wręcz przeciwnie będą sobie drwić. 

Myślę, że gdyby facebook istniał w czasach, gdy to Ja na swój palec włożyłam pierścionek zaręczynowy, (zabrzmiało to jak byłabym bardzo stara, ale w 2006 jeszcze fejsa nie było) to też poinformowałabym, o tym wirtualny świat. Tak po prostu, nie z chęci chwalenia się, a bardziej z chęci dzielenia się, tym co dla mnie ważne, nie oczekując nawet gratulacji. Jak ostatnio często słyszę, małżeństwo w dzisiejszych czasach do żaden prestiż, dziś prestiżem jest po prostu bycie szczęśliwym i udana egzystencja. Tak na marginesie, kiedyś małżeństwo stanowił o wartości człowieka: „bo jak ktoś Cię chcę, to znaczy, że jesteś warty uwagi”, więc czy zdjęcia o podobnym temacie, to chwalenie się, raczej nie. Wracając do tematu, nie wszystko musi Ci się podobać, nie wszystkich musisz lubić, ale też nie wszystko musisz oglądać – masz wybór. Przypuśćmy kogoś denerwuje mój blog, bo nie podobają mu się tematy, jakie poruszam, bo w wielu kwestiach się ze mną nie zgadza, ok. ma prawo myśleć inaczej, ale czy ma prawo np. mnie obrażać - już nie. W sieci blogów zatrzęsienie i każdy zapewne może spokojnie znaleźć coś dla siebie. Ten blog jest mój, tu ja jestem szefem, kierownikiem i menagerem, czy komuś się podoba, czy nie. Mogę nawet pisać, że według mnie ziemia jest płaska albo, że Kopernik był kobietą, oczywiście naraziłabym się na śmieszność, ale prawda jest taka, że mogę pisać, o czym tylko zapragnę, a ktoś może to czytać lub dać sobie spokój, bo i po co się denerwować i psuć dzień.

Świat internetu zmienił nas całkowicie, zmienia nasze postrzeganie innych, zaskoczył. Jednak, co by nie mówić, fascynuje nas życie innych, celebrytów, blogerów, znajomych i nieznajomych. Taka już natura człowieka, ciekawią nas sukcesy innych, a porażki drugiego polepszają obraz nas samych we własnych oczach i potrafią przyćmić własne niepowodzenia.

Co by nie mówić, a już kończąc te rozważania, kiedyś mieliśmy tyle wiedzy na temat drugiego, ile sami zauważyliśmy, dziś „z pomocą” przychodzi internet, mamy wiele rzeczy jak na tacy, trochę dołożymy sami i gotowe. Zamiast spinać się i denerwować, lepiej po prostu oglądać i czytać to, co wnosi coś wartościowego i pozytywnego do życie, coś co sprawia nam radość, a nie irytuje. A i dzień bez smartfona, też nikomu jeszcze krzywdy nie zrobił. Do następnego M. W.

Komentarze

Popularne posty