I cóż, że ze Szwecji

„Szedł
Sasza suchą szosą”, „Król Karol kupił królowej Karolinie
korale koloru koralowego”, „Stół z powyłamywanymi nogami”,
„W czasie suszy szosa sucha”, „Tata czyta cytaty Tacyta”.
Któż z Was nie „łamał” sobie języka, próbując bezbłędnie
wypowiedzieć powyższe zdania, a ile przy tym było śmiechu, to już
się nie mówi.
Oj
trudny ten nasz polski język. Nie dziwi, więc, dlaczego jest taki
ciężki do przyswojenia przez obcokrajowców, skoro dla nas Polaków
stanowi nie lada wyzwanie.
Przygotowałam
dla Was krótki tekst na podobnych zasadach, a jednocześnie rządzący
się swoimi prawami. Dziś dla odmiany postanowiłam pobawić się
naszym ojczystym językiem, wszak nie samymi artykułami i
felietonami bloger żyje.
Oto
i on:
Pewien
ślusarz z Przasnysza z ulicy Pszczelnej, wydał córkę za mąż za
Saszę. Jak mogłoby sugerować imię, szczery Sasza nie był
Rosjaninem, a rodzimym Czechem. Krnąbrna córka ślusarza – Jola
lojalna, cieszyła się czesząc i upinając kolorowe kokardy we
włosy, w dniu swojego ślubu. Wymęczony Sasza, w towarzystwie
brzęczącego komara i bzyczącej pszczoły oraz trzepoczącego
skrzydłami cietrzewia, spieszył do niej grząską dróżką, ze
zgrzewką wody w oetykietowanych butelkach. Dzięki zdolnościom
Szweckiego szewca – Brzęczyszczykiewicza, Polaka z pochodzenia,
jego buty nie ucierpiały w tym incydencie. Na domiar złego Sasza
był zmuszony czmychnąć w czeluściach rzęsistego deszczu,
pokaźnych źdźbeł traw, zszarzałego szczawiu i uciekać przed goniącym go
rozwścieczonym psem. W drodze, przyszły pan młody, podśpiewując, wizualizował sobie spotkanie z ukochaną.
Spóźnialski
Saszka stał się powodem wybuchu złości Joli, już nielojalnej,
która to, trzęsąc się ze strachu, w obawie przed jego
spóźnieniem, w tak ważnym dniu, trzasnęła drzwiami przed jego
oczami, po czym pospiesznie udała się zmyć czarny tusz ze swoich
rzęs. Przybyły na uroczystość zaślubin wujek z Czech, ciszył
się szczerząc zęby i szczodrze ściskając garść srebrnych
monet, które trzymał na szczęście, w wiadomym celu. Ślusarz
spojrzał na niego niemalże chytrze - czyżby Czech był niemile
widzianym gościem w przasnyskich progach?
Raczyli
również wpaść goście z Tczewa i Pokaniewa. Wstrząśnięci, ale
nie zmieszani Czesi, Szwedzi i Polacy oraz rodzina Gotardów lubująca
się w gokartach. W aurze trzaskających piorunów, trzeszczących
drzew i szumiących wierzb, wszyscy podążali na ślub polsko – czeskiej pary.
Wbrew
pozorom nie był to czeski film w skorumpowano – skomercjalizowanej
telewizji, ani wyimaginowana rzeczywistość, ale czysta i
przejrzysta jak łza – prawda.
I
jak Wam poszło? Chyba nie było aż tak ciężko? A może Wy znacie
jakieś trudne do wypowiedzenia polskie zdania? Chętnie potrenuję.
Z pozdrowieniami M. W.
Komentarze
Prześlij komentarz