Wiem, że nic nie wiem
















        „Wiem, że nic nie wiem” - to słynne zdanie wypowiedziane niegdyś przez Sokratesa, stało się dla mnie myślą przewodnią w obecnie panującej sytuacji.
Przez ten cały koronawirusowy czas przeszłam chyba przez wszystkie etapy radzenia sobie z z nową sytuacją, opisywane przez psychologów, na różnych forach. Od etapu wyparcia, przez strach, aż do akceptacji. Aktualnie znajduję się na etapie nieopisanym i niezdefiniowanym jeszcze przez nikogo, a mianowicie etap ten dotyczy całkowitej obojętności do całej sytuacji, co więcej rodzących się każdego dnia wątpliwości, zadawanych pytań bez odpowiedzi, absurdów, które obserwuję, nieufności do podawanych informacji.
            Dziś cały ten koronawirus i zamęt wokół niego wywołany obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg, którego w dodatku nie było, a cała sytuacja budzi we mnie takie emocje jakich można doznać podczas grzybobrania, czyli kompletnie żadnych emocji, a już na pewno nie takich jakich chce się w nas wywołać, czyli strachu, beznadziei, przerażenia, paniki.
Nowa rzeczywistość, która nastała z nadejściem wiosny nie zmieniła mojego życia w najmniejszy sposób, no oprócz tego, że więcej czasu spędzam na odrabianiu lekcji z córką, niż przedtem, bo jak wiadomo cała edukacja przeniosła się do domu, no i o tej porze roku, przy tak pięknej pogodzie chadzalibyśmy na spacerki tu i ówdzie, a tak jedynie mogę odbyć spacerek z dziećmi po balkonie. Dobre i to i dobrze, że chociaż tu można pozostać bez maseczki i odetchnąć pełną piersią. I to są te sytuacje, gdzie można docenić małe rzeczy, chociażby takie jak właśnie balkon, który od teraz w obecnych czasach ma bezcenne zastosowanie.
Im dłużej to wszystko obserwuje mam coraz więcej wątpliwości i nurtujących mnie pytań, na które od nikogo i tak nie dostanę odpowiedzi, podobnie jak nie dowiedziałam się dlaczego na początku epidemii większość rzuciła się na papier toaletowy.
             Dziś chciałabym zapytać o cel maseczek, po co one? Po co to wszystko, skoro do tej pory próbowano się nam wmówić, o czym pisały „internety”, że maseczka chroni człowieka przed zarażeniem wirusem, tak jak stringi d..... przed zimnem. Dziś maseczka staje się produktem obowiązkowym niepodważalnie ratującym życie ludzkie, a jej brak ma skutkować w mandat nawet w wysokości pięciuset złotych. Oczywiście nie zamierzam się buntować i posłusznie zakupiłam takie maseczki dla siebie i rodzinki. Jedyne co mogłam zrobić, żeby było milej to poszukać maseczki w swoim ulubionym kolorze, co zresztą uczyniłam. Dziś jest mus nosić maseczkę, a jak mus, to mus – jak powiedział by bohater kultowej komedii „Kogel – mogel”, mojej ulubionej zresztą. Obecnie maseczka głównie ma minimalizować ryzyko zakażenia i być kolejnym etapem wdrażania kolejnych nakazów, ale zapewne za chwilę stanie się modną częścią garderoby, czy sposobem na wyrażenie siebie. Im dłużej osłony ust i nosa będą obowiązywały tym bardziej w ludzkich głowach będą się pojawiały barwniejsze pomysły jak to wszystko urozmaicić, żeby nie było nudno i jak nadać pozytywny wyraz temu co zaistniało. I to jest plus, jedyny niestety dotyczący osłon twarzy.
Załóżmy nawet, że posiadanie takiej osłony ma fundamentalne znaczenie w walce z zarażeniami, to nasuwa mi się pytanie i pewnie nie tylko mnie, dlaczego dopiero teraz, dlaczego nie wtedy, gdy wszystko się rozpędzało, może dzięki nim, zakładając, że są niezbędnie, udałoby się uniknąć dziesiątek zachorowań. Jak wiemy, aby się zarazić muszę mieć jakikolwiek kontakt z chorym człowiekiem, dotknąć czegoś na czym jest bakteria i tak dalej, po co więc mi maseczka w drodze do sklepu, w drodze gdziekolwiek, przecież mijając nawet zarażoną osobę nic mi nie grozi. Czy ktoś chce znów na tym zrobić interes życia? Takich absurdów jest więcej, do tej pory obowiązywały jedynie uzasadnione wyjścia z domu, do pracy, po zakupy, w celu załatwienia niezbędnych spraw, nie mogących czekać na realizacje, dziś, gdy zachorowań jest coraz więcej, a szczyt przewiduje się na 27 kwietnia, otwiera się parki, skwerki, lasy, place zabaw w sklepie i kościele będzie mogła przebywać większa liczba osób – znów sensu i logiki w tym nie widzę wszystko na odwrót. Ja za takie poluzowania w obostrzeniach dziękuje, spacer w masce w ciepły dzień nie stanowi dla mnie najmniejszej przyjemności i nie widzę w tym sensu.
           Bez względu na poglądy polityczne, myślę że w większości budzi się pewnego rodzaju niewiara i podejrzenia, o co w tym wszystkim chodzi. Kto mówi prawdę, kto kłamie?
Myślę że My nigdy się tego nie wiemy, a na pewno musi upłynąć wiele wody, by niektóre sprawy wyszły na światło dzienne i zdemaskować tych, którzy mijają się z prawdą.
Zestawia się różnego rodzaju statystyki, informuje, że wirus nie jest bardziej niebezpieczny niż zwykła grypa i że nie jest bardziej śmiercionośny, z drugiej strony słyszymy o pandemii, która zabiera ludzkie istnienia, nawet młodych zdrowych do tej pory ludzi. Słyszymy dziennie w Polsce wykonuje się tysiące testów, za chwile ktoś pisze, że został pozostawiony bez pomocy, a w Polsce ukrywa się statystyki i tylko dzięki temu jesteśmy krajem, który tak świetnie poradził sobie z pandemią. Słyszymy – izolacja jest niezbędna, wszystko to ma nam zagwarantować szczęście i zdrowie, za moment ktoś spieszy wyjaśnić, ze ma to na celu przejąć nad nami kontrolę, doprowadzić do utraty odporności, depresji. Piszą inne choroby przestały istnieć, wszyscy umierają tylko z powodu koronawirusa inne zgony z innych przyczyn są podpinane pod COVID 19, by wywołać zamierzony lęk i panikę. Teraz wmawia się, że ta maseczka jest najlepszym antidotum na całe to fatum, gdzie przez lata wmawiało się człowiekowi, że pod żadnym pozorem nie można zasłaniać ust i nosa. Komu wierzyć, komu ufać? Może prawda jest gdzieś pośrodku, tylko czy jest chociaż cień nadziei by ją odkryć - myślę, że nie. Może w końcu celem tak jak już wielu twierdziło jest zmiana dotychczasowego świata, gdzie wirus nie istnieje, a priorytetem stało się wynalezienie szczepionki nie na COVID 19, ale ludzką bezradność i strach przed potencjalnym zachorowaniem i tym samym zapewnić zyski upadającym koncernom farmaceutycznym. Fakt jest taki, że coraz rzadziej szczepi się dzieci, ludzie mniej chętnie przyjmują antybiotyki i zwariowali na punkcie zdrowego odżywiania. Dziurę jakoś trzeba zapełnić.
            Ja sama nie wiem i zaczynam nie mieć zdania w tym temacie, co rzadko mi się zdarza, jedno jest pewne, telewizja, internet, radio i prasa zrobiły nam wodę z mózgu i pewnie nie tylko Ja mam taki mętlik w głowie odnośnie tych koronawirusowych mądrości. Ktoś napisał, że człowiek mądry nie łyka i nie bierze do siebie wszystkiego co mu podają, ale obserwuje, szuka, samodzielnie wyciąga wnioski i na tym buduje swoje zdanie, opierając się na wnikliwej analizie. Tylko jak tu budować swoje zdanie w całym temacie skoro jesteśmy prze bodźcowani taką ilością nowinek.
         Wiem też, że konsekwencje zamknięcia w domu dla wielu będą miały nieodwracalne skutki, o których od dawna się mówi i to nie tylko o te przewidywane rozwody, czy rychłe narodziny dzieci, ale chodzi o inne mniej optymistyczne następstwa całej tej kwarantanny. Ponoć tylko introwertycy czuja się teraz jak ryba w wodzie, spędzają czas jak lubią w domowym zaciszu, sami ze sobą i swoimi myślami. Nie można tego powiedzieć o ekstrawertykach, gdzie zamknięcie w domu i pozostawanie w nim bez uzasadnionego wyjścia na zewnątrz jest nie lada wyczynem, wyzwaniem może i jednym z największych z jakim przyszło im się zmierzyć. W końcu zwraca się też uwagę na rosnące uzależnienie od internetu i alkoholu, bo przecież izolacja bardzo temu sprzyja, mówi się o o ofiarach przemoc domowej zamkniętych ze swoim oprawca w czterech ścianach. Jak widać wielu przyjdzie się zmierzyć nie tylko z problemami zdrowotnymi, ekonomicznymi, czy gospodarczymi, ale także tymi o których mniej się mówi. Dla tych powyższych osób poproszenia o pomoc dziś staje się niemożliwym, a na pewno bardzo ograniczonym. Nie wspominam tu już o zwykłej samotności, gdzie być może jedyną rozrywką dla osoby starszej, nie mającej nikogo bliskiego był spacer po parku, czy rozmowa z sąsiadem, dziś nie ma tego już w zasięgu ręki, z dnia na dzień została odebrana wolność. Taka osoba zostaje sama, ze swoimi lękami i telewizorem, który nie napawa optymizmem, związany stres jak wiemy doskonale obniża odporność i kondycję psychiczną, konsekwencją są zdrowotne wiadome następstwa i koło się zamyka.
           Co możemy zrobić dziś, czekać tylko na co? Nie wiadomo ile to potrwa, bo przecież rewelacje, że długo tez już słyszeliśmy, może po tym jak wygaśnie epidemia, przyjdzie kolejna fala zachorować. Dla wielu jest ciężko zdaje sobie sprawę, że wszystko to wywróciło życie do góry nogami, zburzyło cały porządek i sprawiło, że trzeba zacząć od nowa, ale na niektóre rzeczy naprawdę nie mamy wpływu.
         Będzie dobrze powtarzamy do znudzenia, ale tak właśnie być musi, kiedyś jeszcze będzie normalnie, nic przecież nie trwa wiecznie, nawet taki megawirus jak ten (zakładając, że z takim właśnie wirusem mamy do czynienia). Będzie dobrze, a jeśli nie jest dobrze, to znaczy, że to nie koniec – taka piękną sekwencję ostatnio przeczytałam i niech to będzie puentą dzisiejszego wpisu.

Komentarze

Popularne posty