Jeszcze - nie - pisarka, już - nie - duch
Drodzy
czytelnicy, dziś postanowiłam opublikować na blogu opowiadanie
autorstwa mojej siostrzenicy Kasi, tej samej, która pomogła mi w
założeniu tego bloga.
Kasia
- to laureatka Powiatowego Konkursu Literackiego „HENRYKI. PRZEZ
SŁOWA DO SERCA”, i zdobywczyni drugiego miejsca w kategorii
Szkoły
Podstawowej, Epika.
Mam
nadzieję, że to opowiadanie fantasy również Wam przypadnie do
gustu. Życzmy tej młodej autorce dalszych sukcesów, lekkości
pióra i nieustającej weny twórczej. Udanej lektury.
Mały
pokój w niewielkiej kawalerce w podwarszawskiej miejscowości
wypełniała głucha cisza przerywana jedynie tykaniem zegara.
Poszarzałe firanki kołysały się lekko w rytm wiejącego za oknem
wiatru. Na biurku stał kubek mocnej kawy i stos brudnych talerzy, a
obok walały się puste butelki po wodzie. Nic nie wskazywało na to,
że ktokolwiek przebywa w tym miejscu. Jednak pewna osoba tam była i
właśnie zagłębiała się w świat swoich fantazji w półmroku
tworzonym przez zachodzące słońce.
Tą
osobą była Anna, młoda początkująca pisarka - amatorka z
wielkimi planami
i niewielkimi ilościami tekstu.
i niewielkimi ilościami tekstu.
Jej
rodzice sprzeciwiali się wizji przyszłości swojej córki. Ich
zdaniem pisarstwo było zawodem bez przyszłości i powodzenia.
Bardzo długo zniechęcali dziewczynę, a ona w końcu przyznała im
rację i rozpoczęła studia, które miały w przyszłości otworzyć
jej drogę do przejęcia kancelarii rodziców. W sumie i tak
lubiła prawo. Nie byłby to jej pierwszy wybór, ale nie było to
też coś, czego nienawidziła najbardziej na świecie.
W
tym momencie, trzy lata później, świeżo po postawieniu się
wymaganiom rodziców
i odejściu z prawa, zastanawiała się, czy jej decyzja okazała się słuszna. Na uniwersytecie się dusiła. Czuła, jakby usychała jak podcięta roślinka przytłoczona ogromem ilości ustaw, paragrafów, zawiłości i kruczków prawnych. Sztywne ramy nie były czymś dla niej, zdecydowanie wolała coś kreatywnego.
i odejściu z prawa, zastanawiała się, czy jej decyzja okazała się słuszna. Na uniwersytecie się dusiła. Czuła, jakby usychała jak podcięta roślinka przytłoczona ogromem ilości ustaw, paragrafów, zawiłości i kruczków prawnych. Sztywne ramy nie były czymś dla niej, zdecydowanie wolała coś kreatywnego.
Dziewczyna
zamoczyła usta w zimnej już kawie i spojrzała na monitor
komputera. Od dwóch dni bezskutecznie próbowała odpowiednio
sformułować przygody Adrianny - dziewczyny widzącej duchy. Wciąż
wydawało jej się, że główna bohaterka jest nudna i płytka,
praktycznie niemożliwa do polubienia. Za każdym razem, kiedy
udawało się jej coś napisać, kasowała wszystko. W rezultacie
skończyła z wypraną z pomysłów głową i kilkoma stronami
zapisanymi nudnym, nielogicznym tekstem, opowiadającym o
nieciekawej, sztucznej postaci z kompletnie przerysowanym życiorysem.
Było to szczególnie frustrujące zwłaszcza, że Anna miała
tendencje do wzorowania swoich postaci na sobie. Chyba naprawę
musiała zacząć robić coś nowego. Może fitness byłby dobrym
rozwiązaniem, ale nie miała ochoty wydawać ciężko zarobionych w
kawiarni pieniędzy na ćwiczenia. Może, ale tylko może, mogłaby
zacząć ćwiczyć w domu. Postanowiła to przemyśleć i dodać do
listy „rzeczy, które zacznę robić przed dwudziestymi piątymi
urodzinami” zaraz obok pozycji takich, jak „pomalować
mieszkanie” i „napisać książkę”. To ostatnie nie szło jej
najlepiej, ale miała jeszcze dużo czasu, więc była nadzieja.
Do
pokoju wdarło się zimne, jesienne powietrze. Anna wstała z fotela,
potykając się
o kłębek kabli leżący na podłodze, zrzucając przy tym leżącą na biurku książkę Thurgooda Marshalla, z której wypadła fioletowo - żółta ulotka. Podniosła je z podłogi, poświęcając chwilę na przejrzenie ulotki. Rozmowy z duchami. Zdecydowanie nie dla niej, ale może jakiś miły duszek pomógłby jej napisać książkę? Zaśmiała się cicho na wizję ducha jakiegoś starego pisarza krążącego po jej domu w kapciach i dyktującego tekst lub krzyczącego, że znowu napisała coś nielogicznego. To był zupełnie niemożliwy pomysł. Panele, pod bosymi stopami, były nieprzyjemnie zimne, gdy przechodziła na drugą stronę salonu, by z trudem zamknąć zacinające się okno. Odsunęła firankę i wyjrzała na ulice, które mimo późnej pory nie były puste, tak jak to miało zazwyczaj miejsce. Nie powinna być zaskoczona, w końcu były Zaduszki. Wszędzie spacerowali ludzie, powoli wracający z cmentarza do swoich ciepłych domów, aby spędzić zimny, jesienny wieczór z rodziną lub przygotować się na nadejście następnego dnia. Młoda blondynka przebiegła przez jezdnię, nie zważając na trąbiące samochody, rzuciła się w ramiona dawno niewidzianego chłopaka. Nieco dalej dwójka starszych ludzi siedziała na ławce, najwyraźniej wspominając dawne, szczęśliwe chwile.
o kłębek kabli leżący na podłodze, zrzucając przy tym leżącą na biurku książkę Thurgooda Marshalla, z której wypadła fioletowo - żółta ulotka. Podniosła je z podłogi, poświęcając chwilę na przejrzenie ulotki. Rozmowy z duchami. Zdecydowanie nie dla niej, ale może jakiś miły duszek pomógłby jej napisać książkę? Zaśmiała się cicho na wizję ducha jakiegoś starego pisarza krążącego po jej domu w kapciach i dyktującego tekst lub krzyczącego, że znowu napisała coś nielogicznego. To był zupełnie niemożliwy pomysł. Panele, pod bosymi stopami, były nieprzyjemnie zimne, gdy przechodziła na drugą stronę salonu, by z trudem zamknąć zacinające się okno. Odsunęła firankę i wyjrzała na ulice, które mimo późnej pory nie były puste, tak jak to miało zazwyczaj miejsce. Nie powinna być zaskoczona, w końcu były Zaduszki. Wszędzie spacerowali ludzie, powoli wracający z cmentarza do swoich ciepłych domów, aby spędzić zimny, jesienny wieczór z rodziną lub przygotować się na nadejście następnego dnia. Młoda blondynka przebiegła przez jezdnię, nie zważając na trąbiące samochody, rzuciła się w ramiona dawno niewidzianego chłopaka. Nieco dalej dwójka starszych ludzi siedziała na ławce, najwyraźniej wspominając dawne, szczęśliwe chwile.
Obserwując
ulice, Anna poczuła nieuzasadnioną chęć pójścia na cmentarz.
Sama nie potrafiła wyjaśnić, co ją do tego pchało. Po prostu
musiała. Od tak. Bez powodu. Usprawiedliwiała się tym, że właśnie
tego dnia wypadało Święto Zmarłych. Nigdy go nie obchodziła,
jednak tego dnia czuła, że nie może się powstrzymać przed
odwiedzeniem starego cmentarza, położonego na obrzeżach jej
miasta.
Usiadła
z powrotem do biurka i próbowała napisać choć jeden mały akapit,
przynajmniej jedno małe zdanie, które pchnie ją naprzód, ale za
nic nie mogła się skupić. Jej myśli nadal krążyły wokół
cmentarza, jak księżyce wokół tajemniczej planety. Zastanawiała
się, czy w głuchą, jesienną noc, podczas której gwiazdy lśnią
na niebie jak latarnie, można tam spotkać dusze poszukujące
powrotu do świata żywych, włóczące się bez nadziei, nie mogąc
zaznać spoczynku i pocieszenia. Mogłoby się wydawać, że biorąc
pod uwagę temat jej powieści, będzie to pomocne, jednak Annę
doprowadzało to do istnego szału i nie dawało spokoju. Chciała
przekonać się, czy zjawiska nadprzyrodzone istnieją, czy jednak są
jedynie wymysłem ludzkich umysłów
W
końcu zatrzasnęła swój wysłużony laptop i z cichym
westchnięciem poczłapała w stronę przedpokoju.
***
Udało
się mu. Udało się. Udało... tyle czasu czekał... tyle lat, a
teraz w końcu mu się udało... jeszcze tylko chwila, parę minut...
to nie wiele w porównaniu z wiecznością, może jeszcze trochę
poczekać... jeszcze tylko trochę, a potem... będzie wolny. Wolny,
nareszcie wolny. Teraz tylko iść za dziewczyną, tak, a wkrótce
wróci do domu...
***
Na
niebie świecił nieprzysłonięty żadną chmurką księżyc, jednak
ta pora roku nie sprzyjała samotnym spacerom po zmroku. Anna
szczelniej otuliła się swoim lekkim płaszczykiem
i zanotowała w pamięci, aby zacząć chodzić w cieplejszych ubraniach. Mimo, że kilka ostatnich dni października było niespotykanie ciepłych, to jakby pogoda postanowiła zupełnie się zmienić wraz
z nadejściem listopada. W całym swoim pośpiechu zapomniała spojrzeć na termometr i teraz bardzo tego żałowała.
i zanotowała w pamięci, aby zacząć chodzić w cieplejszych ubraniach. Mimo, że kilka ostatnich dni października było niespotykanie ciepłych, to jakby pogoda postanowiła zupełnie się zmienić wraz
z nadejściem listopada. W całym swoim pośpiechu zapomniała spojrzeć na termometr i teraz bardzo tego żałowała.
Brunetka
gwałtownie podskoczyła na nagły trzask. "Spokojnie, przecież
to tylko wiatr bawi się gałązkami tych drzew, prawda?" -
pomyślała. Jednak wcale jej to nie uspokoiło. Zastanawiała się,
co sprawiło, że w ogóle zdecydowała się tu przyjść. Groby
przecudnie ustrojone ogromem zniczy i wiązanek wcale nie wydawały
jej się piękne. O tej porze w Annie wzbudzały pewien irracjonalny
lęk. Nie potrafiła wyjaśnić, czemu tak się czuje i zupełnie nie
miała pojęcia, co to powodowało. Szybko zrzuciła to na
przemęczenie i zbyt wiele czasu spędzonego na próbie napisania
choć kawałka tekstu o Adriannie. Nie zastanawiając się nad tym,
ruszyła dalej przed siebie.
Wiatr
dął coraz mocniej i Anna zaczęła drżeć. Szarych chmur było
więcej i więcej, aż
w końcu przysłoniły księżyc. Latarnie zamigotały i po chwili zgasły z dziwnym sykiem jak polany wodą ogień. Anna rozejrzała się nerwowo i przyspieszyła kroku. W dalszej części cmentarza zamajaczyła jej stara kaplica zbudowana w stylu romańskim. Zdawała się zupełnie nie na miejscu, pomiędzy grobami z połyskującego, szarego kamienia obstawionych zniczami, stojąc lekko na uboczu w całkowitej ciemności. Z nieba gdzieniegdzie powoli spadały duże, ciężkie krople, a już po chwili niewinny deszczyk zaczął przeistaczać się w prawdziwą jesienną burzę. W powietrzu unosił się zapach mokrej ziemi i czegoś, co trudno było rozpoznać, ale Anna miała wrażenie, że zapach jest znajomy. Coś słodkiego, coś, co przywodzi na myśl miłe wspomnienie, a jednocześnie niesie ze sobą niewypowiedzianą groźbę. Dziewczyna zaczęła biec. Zimno szczypało jej policzki,
a krople odbijały się od szkieł okularów zerówek. Nie potrzebowała ich, ale przynajmniej ładnie
w nich wyglądała.
w końcu przysłoniły księżyc. Latarnie zamigotały i po chwili zgasły z dziwnym sykiem jak polany wodą ogień. Anna rozejrzała się nerwowo i przyspieszyła kroku. W dalszej części cmentarza zamajaczyła jej stara kaplica zbudowana w stylu romańskim. Zdawała się zupełnie nie na miejscu, pomiędzy grobami z połyskującego, szarego kamienia obstawionych zniczami, stojąc lekko na uboczu w całkowitej ciemności. Z nieba gdzieniegdzie powoli spadały duże, ciężkie krople, a już po chwili niewinny deszczyk zaczął przeistaczać się w prawdziwą jesienną burzę. W powietrzu unosił się zapach mokrej ziemi i czegoś, co trudno było rozpoznać, ale Anna miała wrażenie, że zapach jest znajomy. Coś słodkiego, coś, co przywodzi na myśl miłe wspomnienie, a jednocześnie niesie ze sobą niewypowiedzianą groźbę. Dziewczyna zaczęła biec. Zimno szczypało jej policzki,
a krople odbijały się od szkieł okularów zerówek. Nie potrzebowała ich, ale przynajmniej ładnie
w nich wyglądała.
Zziajana
dobiegła do kaplicy i szarpnęła klamkę drewnianych drzwi
pokrytych płaskorzeźbami, których nie miała czasu obejrzeć. Po
chwili wysiłku stary metal ustąpił z brzękiem pordzewiałych
łańcuchów i Anna mogła wejść do środka. Cała mokra
przeczesała splątane włosy palcami i otrzepała płaszcz. Usiadła
na zimnym krześle i przez chwilę próbowała wyrównać oddech. Nie
wiedziała, po co ktoś zostawił całkiem wygodne krzesło w takim
miejscu, ale nie miała zamiaru narzekać. Chociaż kiedy lepiej
przyjrzała się kaplicy, zauważyła, że całe wnętrze jest
nietypowe. Pod sufitem świeciła mała, prawdopodobnie oliwna
lampka, dając ciepłe, żółte światło. Zdawało się, że ktoś,
kto tu był przed Anną, zapomniał zgasić światła. Przy ścianie
stała jedna jedyna trumna zrobiona z czarnego, popękanego drewna.
Po drugiej stronie ktoś zbudował kominek z paleniskiem, a pod oknem
stał stół zawalony starymi książkami i pożółkłymi
dokumentami. Powietrze było przesiąknięte zapachem starej
biblioteki, lawendy i słodkim zapachem z cmentarza, lekko
przypominającym miód. To wszystko sprawiało wrażenie jakby...
ktoś mógł tam mieszkać. Choć było do ironiczne i irracjonalne
dziewczyna miała wrażenie pewnego ciepła parującego
z zimnych, kamiennych ścian. Anna wstała ze swojego miejsca i podeszła do biurka. Nie zamierzała nic dotykać, tylko przyjrzeć się papierom leżącym na wierzchu i przeczekać ulewę. Po chwili skończyła, czytając opasły rękopis pozostawiony na stole. Nagle do kaplicy wdarł się wiatr, kurz zaczął wirować w powietrzu, tworząc postać.
z zimnych, kamiennych ścian. Anna wstała ze swojego miejsca i podeszła do biurka. Nie zamierzała nic dotykać, tylko przyjrzeć się papierom leżącym na wierzchu i przeczekać ulewę. Po chwili skończyła, czytając opasły rękopis pozostawiony na stole. Nagle do kaplicy wdarł się wiatr, kurz zaczął wirować w powietrzu, tworząc postać.
-
Jak podoba ci się moja poezja?
***
Nareszcie.
Teraz w końcu jest wolny. Nikt go już nie trzyma w tym nieszczęsnym
miejscu, nikt nie może mu nic zakazać, może robić, co chce... co
tylko chce... Jest wolny... po tylu latach wreszcie jest wolny... Ona
to zrobiła. To ona go uwolniła.
***
Świt
zastał nietypową sytuację w kaplicy. Młoda dziewczyna siedziała
na krześle z książką w dłoni, a białowłosy chłopak,
przywiązany do nogi od stołu, tkwił nieruchomo na podłodze. Oboje
wpatrywali się w siebie, ale nikt nic nie mówił i nie ruszał się.
W końcu chłopak opuścił głowę.
-
Dobrze, przyznaję, znaleźliśmy się w niekorzystnej sytuacji. Nie
chciałem cię przestraszyć, naprawdę. Nie przemyślałem tego,
przepraszam. Czy mogłabyś mnie rozwiązać?
-
Nie.
Znowu
nastała cisza przerywana jedynie szumem drzew za oknem i krakaniem
wron. Anna westchnęła, pocierając o siebie zmarznięte dłonie.
Było wcześnie, słońce dopiero co wzeszło,
a ostatnia noc nie należała do ciepłych, więc w kaplicy panował chłód. Po chwili brunetka poprawiła okulary, wstała i podeszła do swojej torebki leżącej przy drugim krześle. Wyjęła małe zawiniątko i ukucnęła obok chłopaka.
a ostatnia noc nie należała do ciepłych, więc w kaplicy panował chłód. Po chwili brunetka poprawiła okulary, wstała i podeszła do swojej torebki leżącej przy drugim krześle. Wyjęła małe zawiniątko i ukucnęła obok chłopaka.
-
Co robisz?
-
Opatruję cię. Krwawisz.
Spojrzał
na nią z wyrzutem w brązowych oczach.
-
Gdybyś nie uderzyła mnie tą przeklętą książką, to bym nie
krwawił.
-
Gdybyś mnie nie przestraszył, to bym cię nie uderzyła i nie
byłoby problemu. - Na to nie miał już odpowiedzi. Anna sprawdziła
rozcięcie na jego czole. Na szczęście nie było zbyt głębokie,
więc wystarczył tylko plaster.
-
Jak się tu dostałeś?
Białowłosy
spojrzał na nią przez chwilę, jakby upewniając się, czy może
jej zaufać.
-
Nie uwierzysz mi.
-
Widziałam, jak pojawiasz się zupełnie znikąd. Uwierzę.
-
Zostałem posądzony o wampiryzm i zamknięty w tej kaplicy. Mój
duch błąkał się po świecie od tamtej pory i czekał na
uwolnienie, aby zemścić się na moich oprawcach oraz ich dzieciach
po wsze czasy.
-
Kłamiesz.
-
Wiem. Mówiłem, że mi nie uwierzysz. Serio, nie chcę teraz o tym
mówić. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Masz coś do
jedzenia? Po paruset latach jako duch też byłabyś głodna.
-
Okej, mam dość.
***
-
Nadal nie wiem dlaczego mnie tu przyprowadziłaś.
Anna
wzruszyła ramionami. Szczerze mówiąc, ona też nie wiedziała,
dlaczego zabrała nieznajomego człowieka do swojego domu, nie znając
nawet jego imienia. Podejrzewała, że to brak snu ograniczył niemal
do zera jej zdolność racjonalnego myślenia. Nie mogła zaprzeczyć,
że miała wrażenie jakby znała białowłosego od dawna, ale nie
mogła sobie przypomnieć skąd, jakby związany z nim kawałek życia
został wydarty i zapomniany. Wzięła głęboki wdech i przewróciła
omlet na drugą stronę. Niby wiedziała, że po długim czasie
niejedzenia nie należy jeść od razu bardzo kalorycznych rzeczy,
ale jej gość nie wyglądał na wychudzonego, więc to, co robiła
powinno być w porządku. Poza tym to była jedna z nielicznych
potraw, które naprawdę jej wychodziły. Nie należała do
najlepszych kucharek. Gdyby chodziło o ciasta, to co innego, ale
tak...
-
Naprawdę nie wiem, czemu mi zaufałaś i wpuściłaś do swojego
domu. To było bardzo nieodpowiedzialne. Skąd wiesz, że nie jestem
mordercą? Ja bym przemyślał taką możliwość na twoim miejscu.
-
Chcesz mnie przekonać, żebym wyrzuciła cię za drzwi lub
zadzwoniła na policję?
-
Nie, po prostu...
-
To przestań mówić i zacznij jeść. – Postawiła przed nim
talerz z parującym omletem. Leciutko się przypalił, ale to to
tylko i wyłącznie jego wina. To on ją zagadał. - Uważaj, dodałam
czosnku.
-
Bardzo śmieszne. Dziękuję.
-
Nie ma za co.
Brązowooki
przez chwilę nieufnie przyglądał się kuchennemu arcydziełu Anny,
jakby oceniał, czy może je zjeść bez poważnego uszczerbku na
zdrowiu. Anna westchnęła kolejny raz. Skoro nie chce jeść to jego
sprawa. Brunetka wstała od stołu i ruszyła w stronę salonu, żeby
urządzić nieznajomemu posłanie na kanapie. Wyglądał na
zmęczonego. Całe szczęście, że do pracy musiała iść dopiero
na popołudnie, inaczej zasnęłaby gdzieś pomiędzy stolikami.
-
Franek.
-
Słucham?
-
Mam na imię Franek.
-
Ładne imię. Jestem Anna.
-
Wiem. Masz swoje imię na zawieszce do kluczy. Widziałem, kiedy
otwierałaś mieszkanie. Nadal twierdzę, że nie powinnaś wpuszczać
nieznajomych do domu.
Dobrze,
może i jej nowy znajomy nie był taki zły jak na początku myślała,
ale zdecydowanie był jedną z najbardziej irytujących osób jakie
znała.
***
-
Anka.
Dziewczyna
przewróciła się na drugi bok. Niech on da jej spokój, ona tu śpi.
Snu się nie przerywa, to niezapisane prawo tego domu. Jeśli Franek
dalej chce tu mieszkać, niech lepiej zajmie się czymś innym i jej
nie budzi.
-
Anka, to ważne.
Czy
on naprawdę nie może sobie iść? Niecałe dwa tygodnie temu
obiecywał, że nie obudzi jej, chyba że będzie od tego zależeć
sprawa życia i śmierci. Niech sobie po prostu idzie i da jej spać.
Przewróciła się na drugi bok, próbując ponownie przywołać swój
sen.
-
Anka!
Zerwana
kołdra sprawiła, że brunetkę natychmiast otoczyło zimne
powietrze, skutecznie odganiając resztki snu. Usiadła na łóżku,
przecierając oczy. Była trochę zła, bo śniło jej się coś, co
mogła wykorzystać w swojej książce, a poza tym położyła się
spać dopiero o trzeciej nad ranem. Odkąd w jej domu (tymczasowo)
zamieszkał były duch, pisało jej się nieporównywalnie lepiej niż
wcześniej. Franek też bardzo jej pomógł, podsuwając wiele
świetnych wątków, więc postanowiła odłożyć złość na
później i dowiedzieć się, o co mu chodziło. Miała nadzieję, że
nie przestraszył się tostera tak jak ostatnio.
-
Co jest tak ważne, że przerwałeś mi sen? – spytała lekko
schrypniętym głosem. – Skoro już mnie obudziłeś, to
przynajmniej zrób mi kawę.
Chłopak
nic jej nie odpowiedział, a jedynie podał fioletowo - żółtą
ulotkę. To była ta sama, która wypadła z książki Thurgooda
Marshalla w wieczór jej pierwszego spotkania z białowłosym.
Rozmowy z duchami. Tylko po co chciał z nimi rozmawiać? Czy miał
jakieś nierozwiązane sprawy, czy chciał tylko porozmawiać ze
starymi przyjaciółmi? To raczej nie było to, sam przecież mówił,
że nie zawarł zbyt wiele znajomości z istotami nadprzyrodzonymi.
-
Proszę, chodźmy tam. Muszę z nią porozmawiać. Setki lat jej nie
widziałem, muszę ją zobaczyć.
-
Franek, o kim...
-
Nie pytaj, po prostu idźmy.
Anna
widziała, że naprawdę mu zależało. Był niesamowicie poważny,
nie uśmiechał się tym swoim zwykłym, małym uśmiechem, z którym
wyglądał jakby chciał rozweselić cały świat. Był też dziwnie
blady. Jednym słowem wyglądał wyjątkowo ponuro.
-
Dobra, daj mi piętnaście minut i idziemy.
Wdzięczność
widoczna na jego twarzy, gdy wychodził z pokoju, sprawiła, że Anna
była gotowa znaleźć wróżkę z ulotki bez względu na wszystko.
***
Pokój
był obskurny, okna zasłaniały ciężkie, czarne zasłony ozdobione
złotymi wzorami. Mrok pokoju rozświetlały świeczki, tworząc
przyjemną aurę tajemniczości. Zapach lawendy i bzu wypełniał
całe przesycone dymem kadzideł powietrze. Na stole leżała tablica
do porozumiewania się z duchami. Anna nie wierzyła w takie bzdury,
dopóki nie zamieszkała z prawdziwym byłym – duchem. Na wszelki
wypadek odsunęła się najdalej jak tylko mogła. Siedzący obok
niej Franek był zdenerwowany, odruchowo wystukiwał rytm na oparciu
kanapy, a ona wcale mu się nie dziwiła. Wprawdzie nie wiedziała,
co chce zrobić, ale to musiało być dla niego naprawdę ważne,
więc nic nie powiedziała.
Do
pokoju weszła wróżka ubrana w długą, pstrokatą sukienkę i
obwieszona wieloma dużymi koralami, które wyglądały na ciężkie.
Anna wstała z kanapy, kierując się w stronę drzwi. Nie chciała
przeszkadzać białowłosemu w rozmowie z kimś z przeszłości.
Chłopak wyglądał na wdzięcznego. Przez chwilę stała w progu,
ale nie próbował jej zatrzymać, więc wyszła na korytarz. W
porównaniu do pokoju był dość chłodny, ale przynajmniej trochę
jaśniejszy. Dziewczyna usiadła na twardym, niewygodnym krześle.
Wyjęła z torebki telefon i słuchawki, włączyła swoją ulubioną
playlistę dla zabicia czasu. Jeśli Franek nie chce, żeby tam była
to jego sprawa. Nawet jej to nie obchodzi.
Właśnie
słuchała „The Ghost of You” MCR, kiedy Franek wyszedł z
pokoju, a za nim wróżka. Chłopak uśmiechał się szeroko, a jego
oczy błyszczały radością.
-
Rozmawiałem ze swoją narzeczoną. Powiedziała, że chce, żebym do
niej wrócił.
-
Nie mówiłeś, że masz narzeczoną.
Białowłosy
wzruszył ramionami, nie przejmując się chłodnym tonem brunetki.
Albo go nie zauważył, albo był zbyt szczęśliwy, żeby zwrócić
na to uwagę.
-
Nie było kiedy, poza tym nie wiedziałem, czy dalej jest moją
narzeczoną. Wiesz, minęło naprawdę dużo czasu odkąd ją
widziałem. Kiedy byłem duchem, pałętałem się po ziemi, nie
mogłem iść nigdzie indziej.
-
A teraz możesz?
-
Tak.
Przez
chwilę nikt się nie odzywał. Wróżka przypatrywała się dwójce
młodych ludzi
z zaciekawieniem. Zastanawiała się, jakie łączą ich relacje, kim jest dziewczyna, która w jakiś sposób poznała ducha i jak się spotkali. Wydawali się ze sobą związani, ale nie wiedziała jak. Anna westchnęła.
z zaciekawieniem. Zastanawiała się, jakie łączą ich relacje, kim jest dziewczyna, która w jakiś sposób poznała ducha i jak się spotkali. Wydawali się ze sobą związani, ale nie wiedziała jak. Anna westchnęła.
-
Więc idziesz?
-
Tak. Muszę tylko to wypić – wskazał w ogólnym kierunku wróżki.
Dopiero teraz Anna zauważyła, że ta trzyma w dłoniach niebieską
filiżankę. – Nie spotkamy się już więcej, Anno.
-
Wiem. Powiedz mi tylko... Kiedy cię zobaczyłam, miałam wrażenie,
że jesteś znajomy, jak stary przyjaciel, o którym zapomniałam.
Czemu?
-
Bo mnie znałaś. – Franek zaśmiał się krótko. Anna spojrzała
na niego z niezrozumieniem. – A przynajmniej ja znałem ciebie. To
ja podpowiadałem ci przy pisaniu książki. Ja kazałem ci wyjść z
domu w noc, kiedy się poznaliśmy i ja zaprowadziłem cię do
kaplicy. Teraz już naprawdę muszę iść. Julia na mnie czeka.
Przytulił
ją, a ona odwzajemniła uścisk. Odsunął się od Anny i wziął
filiżankę od wróżki. Wypił wszystko w kilku łykach, a chwilę
później rozpłynął się w powietrzu z przepraszającym uśmiechem
i szczęściem w oczach. Wracał do Julii.
Komentarze
Prześlij komentarz