Jeszcze - nie - pisarka, już - nie - duch










Drodzy czytelnicy, dziś postanowiłam opublikować na blogu opowiadanie autorstwa mojej siostrzenicy Kasi, tej samej, która pomogła mi w założeniu tego bloga.

Kasia - to laureatka Powiatowego Konkursu Literackiego „HENRYKI. PRZEZ SŁOWA DO SERCA”, i zdobywczyni drugiego miejsca w kategorii
Szkoły Podstawowej, Epika.
Mam nadzieję, że to opowiadanie fantasy również Wam przypadnie do gustu. Życzmy tej młodej autorce dalszych sukcesów, lekkości pióra i nieustającej weny twórczej. Udanej lektury.


Mały pokój w niewielkiej kawalerce w podwarszawskiej miejscowości wypełniała głucha cisza przerywana jedynie tykaniem zegara. Poszarzałe firanki kołysały się lekko w rytm wiejącego za oknem wiatru. Na biurku stał kubek mocnej kawy i stos brudnych talerzy, a obok walały się puste butelki po wodzie. Nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek przebywa w tym miejscu. Jednak pewna osoba tam była i właśnie zagłębiała się w świat swoich fantazji w półmroku tworzonym przez zachodzące słońce.
Tą osobą była Anna, młoda początkująca pisarka - amatorka z wielkimi planami
i niewielkimi ilościami tekstu. 
Jej rodzice sprzeciwiali się wizji przyszłości swojej córki. Ich zdaniem pisarstwo było zawodem bez przyszłości i powodzenia. Bardzo długo zniechęcali dziewczynę, a ona w końcu przyznała im rację i rozpoczęła studia, które miały w przyszłości otworzyć jej drogę do przejęcia   kancelarii rodziców. W sumie i tak lubiła prawo. Nie byłby to jej pierwszy wybór, ale nie było to też coś, czego nienawidziła najbardziej na świecie. 
W tym momencie, trzy lata później, świeżo po postawieniu się wymaganiom rodziców
i odejściu z prawa, zastanawiała się, czy jej decyzja okazała się słuszna. Na uniwersytecie się dusiła. Czuła, jakby usychała jak podcięta roślinka przytłoczona ogromem ilości ustaw, paragrafów, zawiłości i kruczków prawnych. Sztywne ramy nie były czymś dla niej, zdecydowanie wolała coś kreatywnego. 
Dziewczyna zamoczyła usta w zimnej już kawie i spojrzała na monitor komputera. Od dwóch dni bezskutecznie próbowała odpowiednio sformułować przygody Adrianny - dziewczyny widzącej duchy. Wciąż wydawało jej się, że główna bohaterka jest nudna i płytka, praktycznie niemożliwa do polubienia. Za każdym razem, kiedy udawało się jej coś napisać, kasowała wszystko. W rezultacie skończyła z wypraną z pomysłów głową i kilkoma stronami zapisanymi nudnym, nielogicznym tekstem, opowiadającym o nieciekawej, sztucznej postaci z kompletnie przerysowanym życiorysem. Było to szczególnie frustrujące zwłaszcza, że Anna miała tendencje  do wzorowania swoich postaci na sobie. Chyba naprawę musiała zacząć robić coś nowego. Może fitness byłby dobrym rozwiązaniem, ale nie miała ochoty wydawać ciężko zarobionych w kawiarni pieniędzy na ćwiczenia. Może, ale tylko może, mogłaby zacząć ćwiczyć w domu. Postanowiła to przemyśleć i dodać do listy „rzeczy, które zacznę robić przed dwudziestymi piątymi urodzinami” zaraz obok pozycji takich, jak „pomalować mieszkanie” i „napisać książkę”. To ostatnie nie szło jej najlepiej, ale miała jeszcze dużo czasu, więc była nadzieja.
Do pokoju wdarło się zimne, jesienne powietrze. Anna wstała z fotela, potykając się
o kłębek kabli leżący na podłodze, zrzucając przy tym leżącą na biurku książkę Thurgooda Marshalla, z której wypadła fioletowo - żółta ulotka. Podniosła je z podłogi, poświęcając chwilę na przejrzenie ulotki. Rozmowy z duchami. Zdecydowanie nie dla niej, ale może jakiś miły duszek pomógłby jej napisać książkę? Zaśmiała się cicho na wizję ducha jakiegoś starego pisarza krążącego po jej domu w kapciach i dyktującego tekst lub krzyczącego, że znowu napisała coś nielogicznego. To był zupełnie niemożliwy pomysł. Panele, pod bosymi stopami, były nieprzyjemnie zimne, gdy przechodziła na drugą stronę salonu, by z trudem zamknąć zacinające się okno. Odsunęła firankę i wyjrzała na ulice, które mimo późnej pory nie były puste, tak jak to miało zazwyczaj miejsce. Nie powinna być zaskoczona, w końcu były Zaduszki. Wszędzie spacerowali ludzie, powoli wracający z cmentarza do swoich ciepłych domów, aby spędzić zimny, jesienny wieczór z rodziną lub przygotować się na nadejście następnego dnia. Młoda blondynka przebiegła przez jezdnię, nie zważając na trąbiące samochody, rzuciła się w ramiona dawno niewidzianego chłopaka. Nieco dalej dwójka starszych ludzi siedziała na ławce, najwyraźniej wspominając dawne, szczęśliwe chwile.
Obserwując ulice, Anna poczuła nieuzasadnioną chęć pójścia na cmentarz. Sama nie potrafiła wyjaśnić, co ją do tego pchało. Po prostu musiała. Od tak. Bez powodu. Usprawiedliwiała się tym, że właśnie tego dnia wypadało Święto Zmarłych. Nigdy go nie obchodziła, jednak tego dnia czuła, że nie może się powstrzymać przed odwiedzeniem starego cmentarza, położonego na obrzeżach jej miasta.
Usiadła z powrotem do biurka i próbowała napisać choć jeden mały akapit, przynajmniej jedno małe zdanie, które pchnie ją naprzód, ale za nic nie mogła się skupić. Jej myśli nadal krążyły wokół cmentarza, jak księżyce wokół tajemniczej planety. Zastanawiała się, czy w głuchą, jesienną noc, podczas której gwiazdy lśnią na niebie jak latarnie, można tam spotkać dusze poszukujące powrotu do świata żywych, włóczące się bez nadziei, nie mogąc zaznać spoczynku i pocieszenia. Mogłoby się wydawać, że biorąc pod uwagę temat jej powieści, będzie to pomocne, jednak Annę doprowadzało to do istnego szału i nie dawało spokoju. Chciała przekonać się, czy zjawiska nadprzyrodzone istnieją, czy jednak są jedynie wymysłem ludzkich umysłów
W końcu zatrzasnęła swój wysłużony laptop i z cichym westchnięciem poczłapała w stronę przedpokoju.
***
Udało się mu. Udało się. Udało... tyle czasu czekał... tyle lat, a teraz w końcu mu się udało... jeszcze tylko chwila, parę minut... to nie wiele w porównaniu z wiecznością, może jeszcze trochę poczekać... jeszcze tylko trochę, a potem... będzie wolny. Wolny, nareszcie wolny. Teraz tylko iść za dziewczyną, tak, a wkrótce wróci do domu...
***
Na niebie świecił nieprzysłonięty żadną chmurką księżyc, jednak ta pora roku nie sprzyjała samotnym spacerom po zmroku. Anna szczelniej otuliła się swoim lekkim płaszczykiem
i zanotowała w pamięci, aby zacząć chodzić w cieplejszych ubraniach. Mimo, że kilka ostatnich dni października było niespotykanie ciepłych, to jakby pogoda postanowiła zupełnie się zmienić wraz
z nadejściem listopada. W całym swoim pośpiechu zapomniała spojrzeć na termometr i teraz bardzo tego żałowała.
Brunetka gwałtownie podskoczyła na nagły trzask. "Spokojnie, przecież to tylko wiatr bawi się gałązkami tych drzew, prawda?" - pomyślała. Jednak wcale jej to nie uspokoiło. Zastanawiała się, co sprawiło, że w ogóle zdecydowała się tu przyjść. Groby przecudnie ustrojone ogromem zniczy i wiązanek wcale nie wydawały jej się piękne. O tej porze w Annie wzbudzały pewien irracjonalny lęk. Nie potrafiła wyjaśnić, czemu tak się czuje i zupełnie nie miała pojęcia, co to powodowało. Szybko zrzuciła to na przemęczenie i zbyt wiele czasu spędzonego na próbie napisania choć kawałka tekstu o Adriannie. Nie zastanawiając się nad tym, ruszyła dalej przed siebie.
Wiatr dął coraz mocniej i Anna zaczęła drżeć. Szarych chmur było więcej i więcej, aż
w końcu przysłoniły księżyc. Latarnie zamigotały i po chwili zgasły z dziwnym sykiem jak polany wodą ogień. Anna rozejrzała się nerwowo i przyspieszyła kroku. W dalszej części cmentarza zamajaczyła jej stara kaplica zbudowana w stylu romańskim. Zdawała się zupełnie nie na miejscu, pomiędzy grobami z połyskującego, szarego kamienia obstawionych zniczami, stojąc lekko na uboczu w całkowitej ciemności. Z nieba gdzieniegdzie powoli spadały duże, ciężkie krople, a już po chwili niewinny deszczyk zaczął przeistaczać się w prawdziwą jesienną burzę. W powietrzu unosił się zapach mokrej ziemi i czegoś, co trudno było rozpoznać, ale Anna miała wrażenie, że zapach jest znajomy. Coś słodkiego, coś, co przywodzi na myśl miłe wspomnienie, a jednocześnie niesie ze sobą niewypowiedzianą groźbę. Dziewczyna zaczęła biec. Zimno szczypało jej policzki,
a krople odbijały się od szkieł okularów zerówek. Nie potrzebowała ich, ale przynajmniej ładnie
w nich wyglądała.
Zziajana dobiegła do kaplicy i szarpnęła klamkę drewnianych drzwi pokrytych płaskorzeźbami, których nie miała czasu obejrzeć. Po chwili wysiłku stary metal ustąpił z brzękiem pordzewiałych łańcuchów i Anna mogła wejść do środka. Cała mokra przeczesała splątane włosy palcami i otrzepała płaszcz. Usiadła na zimnym krześle i przez chwilę próbowała wyrównać oddech. Nie wiedziała, po co ktoś zostawił całkiem wygodne krzesło w takim miejscu, ale nie miała zamiaru narzekać. Chociaż kiedy lepiej przyjrzała się kaplicy, zauważyła, że całe wnętrze jest nietypowe. Pod sufitem świeciła mała, prawdopodobnie oliwna lampka, dając ciepłe, żółte światło. Zdawało się, że ktoś, kto tu był przed Anną, zapomniał zgasić światła. Przy ścianie stała jedna jedyna trumna zrobiona z czarnego, popękanego drewna. Po drugiej stronie ktoś zbudował kominek z paleniskiem, a pod oknem stał stół zawalony starymi książkami i pożółkłymi dokumentami. Powietrze było przesiąknięte zapachem starej biblioteki, lawendy i słodkim zapachem z cmentarza, lekko przypominającym miód. To wszystko sprawiało wrażenie jakby... ktoś mógł tam mieszkać. Choć było do ironiczne i irracjonalne dziewczyna miała wrażenie pewnego ciepła parującego
z zimnych, kamiennych ścian.  Anna wstała ze swojego miejsca i podeszła do biurka. Nie zamierzała nic dotykać, tylko przyjrzeć się papierom leżącym na wierzchu i przeczekać ulewę. Po chwili skończyła, czytając opasły rękopis pozostawiony na stole. Nagle do kaplicy wdarł się wiatr, kurz zaczął wirować w powietrzu, tworząc postać. 
- Jak podoba ci się moja poezja?
***
Nareszcie. Teraz w końcu jest wolny. Nikt go już nie trzyma w tym nieszczęsnym miejscu, nikt nie może mu nic zakazać, może robić, co chce... co tylko chce... Jest wolny... po tylu latach wreszcie jest wolny... Ona to zrobiła. To ona go uwolniła.
***
Świt zastał nietypową sytuację w kaplicy. Młoda dziewczyna siedziała na krześle z książką w dłoni, a białowłosy chłopak, przywiązany do nogi od stołu, tkwił nieruchomo na podłodze. Oboje wpatrywali się w siebie, ale nikt nic nie mówił i nie ruszał się. W końcu chłopak opuścił głowę.
- Dobrze, przyznaję, znaleźliśmy się w niekorzystnej sytuacji. Nie chciałem cię przestraszyć, naprawdę. Nie przemyślałem tego, przepraszam. Czy mogłabyś mnie rozwiązać?
- Nie.
Znowu nastała cisza przerywana jedynie szumem drzew za oknem i krakaniem wron. Anna westchnęła, pocierając o siebie zmarznięte dłonie. Było wcześnie, słońce dopiero co wzeszło,
a ostatnia noc nie należała do ciepłych, więc w kaplicy panował chłód. Po chwili brunetka poprawiła okulary, wstała i podeszła do swojej torebki leżącej przy drugim krześle. Wyjęła małe zawiniątko i ukucnęła obok chłopaka.
- Co robisz?
- Opatruję cię. Krwawisz.
Spojrzał na nią z wyrzutem w brązowych oczach.
- Gdybyś nie uderzyła mnie tą przeklętą książką, to bym nie krwawił.
- Gdybyś mnie nie przestraszył, to bym cię nie uderzyła i nie byłoby problemu. - Na to nie miał już odpowiedzi. Anna sprawdziła rozcięcie na jego czole. Na szczęście nie było zbyt głębokie, więc wystarczył tylko plaster.
- Jak się tu dostałeś?
Białowłosy spojrzał na nią przez chwilę, jakby upewniając się, czy może jej zaufać.
- Nie uwierzysz mi.
- Widziałam, jak pojawiasz się zupełnie znikąd. Uwierzę.
- Zostałem posądzony o wampiryzm i zamknięty w tej kaplicy. Mój duch błąkał się po świecie od tamtej pory i czekał na uwolnienie, aby zemścić się na moich oprawcach oraz ich dzieciach po wsze czasy.
- Kłamiesz.
- Wiem. Mówiłem, że mi nie uwierzysz. Serio, nie chcę teraz o tym mówić. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Masz coś do jedzenia? Po paruset latach jako duch też byłabyś głodna.
- Okej, mam dość.
***
- Nadal nie wiem dlaczego mnie tu przyprowadziłaś.
Anna wzruszyła ramionami. Szczerze mówiąc, ona też nie wiedziała, dlaczego zabrała nieznajomego człowieka do swojego domu, nie znając nawet jego imienia. Podejrzewała, że to brak snu ograniczył niemal do zera jej zdolność racjonalnego myślenia. Nie mogła zaprzeczyć, że miała wrażenie jakby znała białowłosego od dawna, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd, jakby związany z nim kawałek życia został wydarty i zapomniany. Wzięła głęboki wdech i przewróciła omlet na drugą stronę. Niby wiedziała, że po długim czasie niejedzenia nie należy jeść od razu bardzo kalorycznych rzeczy, ale jej gość nie wyglądał na wychudzonego, więc to, co robiła powinno być w porządku. Poza tym to była jedna z nielicznych potraw, które naprawdę jej wychodziły. Nie należała do najlepszych kucharek. Gdyby chodziło o ciasta, to co innego, ale tak...
- Naprawdę nie wiem, czemu mi zaufałaś i wpuściłaś do swojego domu. To było bardzo nieodpowiedzialne. Skąd wiesz, że nie jestem mordercą? Ja bym przemyślał taką możliwość na twoim miejscu.
- Chcesz mnie przekonać, żebym wyrzuciła cię za drzwi lub zadzwoniła na policję?
- Nie, po prostu...
- To przestań mówić i zacznij jeść. – Postawiła przed nim talerz z parującym omletem. Leciutko się przypalił, ale to to tylko i wyłącznie jego wina. To on ją zagadał. - Uważaj, dodałam czosnku.
- Bardzo śmieszne. Dziękuję.
- Nie ma za co.
Brązowooki przez chwilę nieufnie przyglądał się kuchennemu arcydziełu Anny, jakby oceniał, czy może je zjeść bez poważnego uszczerbku na zdrowiu. Anna westchnęła kolejny raz. Skoro nie chce jeść to jego sprawa. Brunetka wstała od stołu i ruszyła w stronę salonu, żeby urządzić nieznajomemu posłanie na kanapie. Wyglądał na zmęczonego. Całe szczęście, że do pracy musiała iść dopiero na popołudnie, inaczej zasnęłaby gdzieś pomiędzy stolikami.
- Franek.
- Słucham?
- Mam na imię Franek.
- Ładne imię. Jestem Anna.
- Wiem. Masz swoje imię na zawieszce do kluczy. Widziałem, kiedy otwierałaś mieszkanie. Nadal twierdzę, że nie powinnaś wpuszczać nieznajomych do domu.
Dobrze, może i jej nowy znajomy nie był taki zły jak na początku myślała, ale zdecydowanie był jedną z najbardziej irytujących osób jakie znała.
***
- Anka.
Dziewczyna przewróciła się na drugi bok. Niech on da jej spokój, ona tu śpi. Snu się nie przerywa, to niezapisane prawo tego domu. Jeśli Franek dalej chce tu mieszkać, niech lepiej zajmie się czymś innym i jej nie budzi.
- Anka, to ważne.
Czy on naprawdę nie może sobie iść? Niecałe dwa tygodnie temu obiecywał, że nie obudzi jej, chyba że będzie od tego zależeć sprawa życia i śmierci. Niech sobie po prostu idzie i da jej spać. Przewróciła się na drugi bok, próbując ponownie przywołać swój sen.
- Anka!
Zerwana kołdra sprawiła, że brunetkę natychmiast otoczyło zimne powietrze, skutecznie odganiając resztki snu. Usiadła na łóżku, przecierając oczy. Była trochę zła, bo śniło jej się coś, co mogła wykorzystać w swojej książce, a poza tym położyła się spać dopiero o trzeciej nad ranem. Odkąd w jej domu (tymczasowo) zamieszkał były duch, pisało jej się nieporównywalnie lepiej niż wcześniej. Franek też bardzo jej pomógł, podsuwając wiele świetnych wątków, więc postanowiła odłożyć złość na później i dowiedzieć się, o co mu chodziło. Miała nadzieję, że nie przestraszył się tostera tak jak ostatnio.
- Co jest tak ważne, że przerwałeś mi sen? – spytała lekko schrypniętym głosem. – Skoro już mnie obudziłeś, to przynajmniej zrób mi kawę.
Chłopak nic jej nie odpowiedział, a jedynie podał fioletowo - żółtą ulotkę. To była ta sama, która wypadła z książki Thurgooda Marshalla w wieczór jej pierwszego spotkania z białowłosym. Rozmowy z duchami. Tylko po co chciał z nimi rozmawiać? Czy miał jakieś nierozwiązane sprawy, czy chciał tylko porozmawiać ze starymi przyjaciółmi? To raczej nie było to, sam przecież mówił, że nie zawarł zbyt wiele znajomości z istotami nadprzyrodzonymi.
- Proszę, chodźmy tam. Muszę z nią porozmawiać. Setki lat jej nie widziałem, muszę ją zobaczyć.
- Franek, o kim...
- Nie pytaj, po prostu idźmy.
Anna widziała, że naprawdę mu zależało. Był niesamowicie poważny, nie uśmiechał się tym swoim zwykłym, małym uśmiechem, z którym wyglądał jakby chciał rozweselić cały świat. Był też dziwnie blady. Jednym słowem wyglądał wyjątkowo ponuro.
- Dobra, daj mi piętnaście minut i idziemy.
Wdzięczność widoczna na jego twarzy, gdy wychodził z pokoju, sprawiła, że Anna była gotowa znaleźć wróżkę z ulotki bez względu na wszystko.
***
Pokój był obskurny, okna zasłaniały ciężkie, czarne zasłony ozdobione złotymi wzorami. Mrok pokoju rozświetlały świeczki, tworząc przyjemną aurę tajemniczości. Zapach lawendy i bzu wypełniał całe przesycone dymem kadzideł powietrze. Na stole leżała tablica do porozumiewania się z duchami. Anna nie wierzyła w takie bzdury, dopóki nie zamieszkała z prawdziwym byłym – duchem. Na wszelki wypadek odsunęła się najdalej jak tylko mogła. Siedzący obok niej Franek był zdenerwowany, odruchowo wystukiwał rytm na oparciu kanapy, a ona wcale mu się nie dziwiła. Wprawdzie nie wiedziała, co chce zrobić, ale to musiało być dla niego naprawdę ważne, więc nic nie powiedziała.
Do pokoju weszła wróżka ubrana w długą, pstrokatą sukienkę i obwieszona wieloma dużymi koralami, które wyglądały na ciężkie. Anna wstała z kanapy, kierując się w stronę drzwi. Nie chciała przeszkadzać białowłosemu w rozmowie z kimś z przeszłości. Chłopak wyglądał na wdzięcznego. Przez chwilę stała w progu, ale nie próbował jej zatrzymać, więc wyszła na korytarz. W porównaniu do pokoju był dość chłodny, ale przynajmniej trochę jaśniejszy. Dziewczyna usiadła na twardym, niewygodnym krześle. Wyjęła z torebki telefon i słuchawki, włączyła swoją ulubioną playlistę dla zabicia czasu. Jeśli Franek nie chce, żeby tam była to jego sprawa. Nawet jej to nie obchodzi. 
Właśnie słuchała „The Ghost of You” MCR, kiedy Franek wyszedł z pokoju, a za nim wróżka. Chłopak uśmiechał się szeroko, a jego oczy błyszczały radością.
- Rozmawiałem ze swoją narzeczoną. Powiedziała, że chce, żebym do niej wrócił.
- Nie mówiłeś, że masz narzeczoną.
Białowłosy wzruszył ramionami, nie przejmując się chłodnym tonem brunetki. Albo go nie zauważył, albo był zbyt szczęśliwy, żeby zwrócić na to uwagę.
- Nie było kiedy, poza tym nie wiedziałem, czy dalej jest moją narzeczoną. Wiesz, minęło naprawdę dużo czasu odkąd ją widziałem. Kiedy byłem duchem, pałętałem się po ziemi, nie mogłem iść nigdzie indziej.
- A teraz możesz?
- Tak.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Wróżka przypatrywała się dwójce młodych ludzi
z zaciekawieniem. Zastanawiała się, jakie łączą ich relacje, kim jest dziewczyna, która w jakiś sposób poznała ducha i jak się spotkali. Wydawali się ze sobą związani, ale nie wiedziała jak. Anna westchnęła.
- Więc idziesz?
- Tak. Muszę tylko to wypić – wskazał w ogólnym kierunku wróżki. Dopiero teraz Anna zauważyła, że ta trzyma w dłoniach niebieską filiżankę. – Nie spotkamy się już więcej, Anno.
- Wiem. Powiedz mi tylko... Kiedy cię zobaczyłam, miałam wrażenie, że jesteś znajomy, jak stary przyjaciel, o którym zapomniałam. Czemu?
- Bo mnie znałaś. – Franek zaśmiał się krótko. Anna spojrzała na niego z niezrozumieniem. – A przynajmniej ja znałem ciebie. To ja podpowiadałem ci przy pisaniu książki. Ja kazałem ci wyjść z domu w noc, kiedy się poznaliśmy i ja zaprowadziłem cię do kaplicy. Teraz już naprawdę muszę iść. Julia na mnie czeka.
Przytulił ją, a ona odwzajemniła uścisk. Odsunął się od Anny i wziął filiżankę od wróżki. Wypił wszystko w kilku łykach, a chwilę później rozpłynął się w powietrzu z przepraszającym uśmiechem i szczęściem w oczach. Wracał do Julii.




Komentarze

Popularne posty