Empatia - a co to takiego?

Empatia
– zdolność współodczuwania stanów psychicznych innych osób
(empatia emocjonalna), umiejętność przyjęcia ich sposobu
myślenia, spojrzenia z ich perspektywy na rzeczywistość ( empatia
poznawcza).
Osoba
nieposiadające tej umiejętności nie potrafi ocenić ani dostrzec
stanów emocjonalnych innych osób. Silna empatia objawia się między
innymi uczuciem bólu wtedy, gdy przygląda się cierpieniu innej
osoby, zdolnością współodczuwania i wczuwania się w perspektywę
widzenia świata innych osobników.
Empatia
obok asertywności jest jedną z dwóch podstawowych umiejętności
wchodzących w skład tzw. inteligencji emocjonalnej. Osoby
pozbawione zdolności emocjonalnej są bardzo agresywne o silnej
osobowości, narzucające swoją wolę i wizję świata, nieznoszące
sprzeciwu, nieuznające argumentów innych stron, niedopuszczające
do swojej świadomości możliwości własnej pomyłki lub błędu,
wysoce konfliktowe, bezkompromisowe. Osoby empatyczne dzięki wczuciu
się w sytuacje i psychikę innych stron mają zdolności
rozwiązywania konfliktów w związku z czym często pełnią rolę
mediatorów.
To
jedna z definicji empatii i teoria w czystej postaci, jednak jak to
działa w praktyce postaram się przedstawić w tym artykule.
Oczywiście jest mnóstwo sytuacji, gdzie można mówić o braku
ludzkiej empatii i znieczulicy jak dziś panuje, nie sposób opisać
wszystkiego. Natomiast Ja chciałabym opisać sytuacje, gdzie empatia
na starcie przegrywa z ludzką ciekawością i brakiem wyczucia.
Ciekawością, która bierze górę nad ludzkimi uczuciami, wysuwa
się na pierwszy plan, ustępując tym samym miejsca odruchom, które
powinny być naturalne i oczywiste, a jak okazuje się, że nie są.
Wyobraźmy
sobie wypadek: tłum ludzi, zmiażdżone auta i tylko jedna osoba
gotowa nieść pomoc przystąpić do resuscytacji, może inna
dzwoniąca po karetkę. Może i ta jedna pomoże i więcej ich nie
trzeba. Jednak tłum gapiów, nie pomaga, a jedyne co potrafi czynić, to patrzeć na ludzkie nieszczęście. Zawsze mnie to dziwi, gdzie w
tym momencie ludzkie odruchy i uczucia, na co Ci ludzie patrzą, co
chcą zobaczyć, dlaczego to ich nie przeraża, a jakoś napędza.
Tak jakby chcieli pożywić się cierpieniem, nieszczęściem
drugiego człowieka. Może po prostu chcą mieć powód do rozmów,
przekazywania często bardziej ubarwionego obrazu? Bo działa to w
ten sposób trochę dołożę, potem drugi doda no i mamy zwykle
zdarzenie odbiegające od faktycznego stanu jaki miał miejsce. Nie
raz słyszymy, że pomoc przyszła za późno, bo ludzie stali i
patrzyli. Sytuacje nad wodą z tych wakacji, dziecko ratujące
tonącego, bo nikt z dorosłych nie zdobył się, na zwykły ludzki
gest, nie nazywając już tego odwagą, bo cóż to za odwaga ruszyć
na pomoc, gdy się umie pływać? Znieczulica w czystej postaci, co
się wysilać przecież jest tylu ludzi dlaczego ja mam reagować?
Każdy tak myśli chcąc jak zwykle zrzucić odpowiedzialność na
innych. I tak się właśnie okazuje, że ochotników brak. Tylko
pytanie, czy ten bierny człowiek chciałby, aby inni tak reagowali
na jego krzywdę, czy chciałby, aby ludzie wykazali się taką samą
obojętnością, jaką on sam wykazuje?
Nagłe
sytuacje i wypadki najlepiej pokazują prawdę o ludziach. Przecież
człowieka najlepiej poznaje się w sytuacjach ekstremalnych,
zaskakujących i nieprzewidywalnych. Wtedy człowiek pokazuje swoją
prawdziwą twarz, zdejmuję maskę, jest całkowicie obnażony i taki
jaki jest faktycznie, bez jakiegokolwiek retuszu własnego
charakteru. Po prostu nie zdąży wybrać maski, która teraz mu
pasuje, nie ma na to czasu, więc albo reaguje, albo pozostaje bierny
i tym samym zawsze w takiej sytuacji staje się sobą, najprawdziwszą
wersją siebie samego.
Idąc
tropem ludzkiej ciekawości, gdzie już jakakolwiek aktywność i
pomoc nie są potrzebne, przychodzą mi na myśl się niektóre
pogrzeby. Charakterystyczne skupiska ludzi podczas nabożeństw lub,
gdzieś w pobliżu, by sobie popatrzeć. Znajome prawda? W
szczególności dla małych miast i miejscowości. Oczywiście
największym zainteresowaniem cieszą się pogrzeby tych „bardziej
znanych”, może w jakiś sposób zasłużonych, te na których
prawdopodobnie „będzie się działo”. Ludzie Ci nie czynią nic
by się ukryć ze swoim wścibstwem, nawet nie udają, że przechodzą
przypadkowo, czekają na przemarsz jak na darmowy spektakl teatralny,
„a nóż coś się wydarzy”, ciekawe ilu ludzi będzie”, „
kto będzie płakał bardziej, a kto tylko trochę”. Chyba tylko
tym się sugerują chcąc coś zobaczyć, bo niby po co tam stoją?
Do kościoła nie pójdą, „bo aż go tak nie znałem”, ale
popatrzeć na zdruzgotaną rodzinę, to już co innego. Zawsze mając
świadomość takich zachowań, a wiele ich, chciałam zapytać
takich gapiów, co chcą zobaczyć, czego oczekują, na co liczą, co
sprawia, że aż tak zależy im na zobaczeniu takich „atrakcji”.
Może sami nie wiedzą. Może daje im to poczucie, że dobrze, że
nie oni są na miejscu tych rodzin, może po prostu chcą sobie
powiedzieć „ludzie, to mają zmartwienia, nie ma co narzekać”.
Tak jakby nieszczęście innych dawało nam poczucie własnego
spokoju. W gruncie rzeczy chodzi o zaspokojenie zwykłej ludzkiej
ciekawości, a głupota ludzka, jak wiadomo, nie zna granic.
Podobnie
rzeczy się mają, gdy chodzi o rodziny z chorym lub niepełnosprawnym
dzieckiem. Wcale nie chodzi o to, by biegać oferować pomoc
wspomagać materialnie, choć i to jest ważne. Jednak chciałabym
zwrócić uwagę na pewną rzecz, która nie dość, że nie pomaga
takim rodzinom to jeszcze ich przytłacza. I temu właśnie winni są
ludzie, którzy bladego pojęcia nie mają co np. oznacza mieć
niepełnosprawne dziecko, bez względu, czy jest to niepełnosprawność
umysłowa, czy taka, która ogranicza dziecko ruchowo. Czynią
rzeczy, które na starcie te rodziny czynią wyróżniającymi się
lub wytykanymi palcami. Może i wszystko idzie do przodu, ale jeśli
chodzi o te rzeczy to stoimy w miejscu. Wystarczy tylko trochę
poobserwować zachowania ludzkie, poczytać artykułów, czy obejrzeć
jakiś program, by wiedzieć, że zachowanie osób niewtajemniczonych
jest dalekie od ideału. Śledzę różne blogi i wpisy i jednego
czego ludzie z chorym dzieckiem potrzebują to normalności. Na pewno
nie litość i nie współczucia. Oni wiedzą, że ich sytuacja jest
trudna i że się nie zmieni się, że dziecko będzie ich
potrzebować do końca życia. Nie trzeba ich upewniać dalej w tym
przekonaniu, bo oni doskonale o tym wiedzą. Często takie rodziny
martwią się, co stanie się z takim dzieckiem, gdy już rodziców
zabraknie, kto się nim zajmie i to jest największy ich problem i
wielka niewiadoma.
Kolejnej rzeczy jakiej nie
potrzebują i która im nie pomoże to stwierdzenia typu „ale Ty to
masz siłę”. Pytam, a co ma zrobić taka osoba, usiąść i
płakać? Komu pomoże taką postawą, bo nie pomoże ani sobie, ani
temu dziecku. To nie jest tak, że te rzeczy spotykają tylko
silnych, bo słabi nie daliby rady. Człowiek staję się silny, gdy
sytuacja tego wymaga, często sam jeszcze nie wie ile jest w stanie
wytrzymać, ile jeszcze może znieść. Im bardziej wie, że może
liczyć tylko na siebie, bo nikt za niego nie udźwignie niektórych
rzeczy, tym bardziej jest się w stanie zmobilizować. No i daje
radę, a wszyscy nie mogą wyjść z podziwu jak on to robi. Miłość
jest w stanie czynić cuda i to nie takie, które uzdrawiają, bo
człowiek nie ma tej mocy, ale takie, które pozwalają zapomnieć o
własnych potrzebach, by tylko komuś ulżyć. Miłość czasami, może
nie tyle co pomoże, ale pozwoli odejść dla dobra tej drugiej
osoby. Jesteś w stanie chcieć odebrać sobie coś lub kogoś tylko, by komuś już było tylko lepiej, jesteś w stanie przez to przejść,
a nawet poczuć ulgę. Ale to chyba wymaga jednak pracy nad sobą i dużej dojrzałości. Trudne do pojęcia, ale prawdziwe. Dla
niektórych science fiction. Czasami rodzicom przychodzi właśnie
zmierzyć się z czymś o wiele gorszym, śmiertelną chorobą i w
konsekwencji śmiercią dziecka, ale to już odrębny temat. Temat
bliski memu sercu, ale to nie czas i miejsce. Może jeszcze kiedyś
przyjdzie i na to czas, choć rozdział nie pomieściłby
wszystkiego, trzeba byłoby napisać książkę, a temat miałby
pewnie największe grono odbiorców. Myślę, że nie byłaby to
forma taką, której by wszyscy się spodziewali. Bo co innego
jesteśmy wstanie sobie wyobrazić, a co innego osoby dotknięte
tragediami czynią i nawet postępują w sposób niezrozumiały dla
tych, którzy tego nie doświadczyli. W takich sytuacjach nie ma
dziwnych zachowań są tylko prawdziwe. Zresztą nie zaspokoję w ten
sposób ciekawości innych, bo nade wszystko cenię sobie prywatność,
nie chcę też tym podnosić sobie statystyk, nie za wszelka cenę.
Wracając do tematu, chciałabym dodać, że wokół nas spotykamy
wielu ludzi dotkniętych przez los, każdy jest inny, każdy
potrzebuje czegoś innego. Wyobraźmy sobie dzieci np. z zespołem
Downa, ich inność rzuca się w oczy, zwykły przechodzień po
prostu patrzy, myślicie, że ich rodziny i oni sami tego nie czują.
Oni by chcieli po prostu funkcjonować normalnie i nie czuć się w
żaden sposób wyróżnionymi, a na pewno nie z powodu choroby. Wtedy
nie pytamy dlaczego to ich spotkało, jakie to niesprawiedliwe. Pytamy tylko wtedy gdy takie rzeczy nas dotykają. Pytanie
retoryczne, tak jak ktoś by mógł znać odpowiedź. Takie rzeczy
nigdy nie są sprawiedliwe, ale ludzie uczą się z tym żyć i nawet
cieszyć, ze dziecko robi postępy, jeśli nie chodziło cieszą się
z każdego kroku, jeśli nie mówiło cieszą się z każdego słowa.
Akceptują je takim jakim ono jest, nigdy nie zamieniliby go ta
kogoś innego. Bo, czy zdrowe, czy chore, ale Twoje. Pewnie, że
daliby wiele, aby było inaczej, ale skoro nie mogą, to doceniają,
to co mają. Najlepiej zdają sobie sprawę z wartości jaką jest
zdrowie i życie.
W
pewien sposób dzieci dotknięte przez los nie pasują do
wyidealizowanego świata jaki oferują media. Idealna rodzina:
rodzice i dwójka dzieci najlepiej parka, chłopiec i dziewczyna,
gdzie tu miejsce na dziecko np. na wózku.
Tak
nam brak empatii tylko stać nas na to, aby się pogapić i wydukać
„jak wy to robicie”? Nie rzadko też brakuje spostrzeżeń typu
„ja to bym tak nie potrafił”. Pytam, a co byś zrobił „porzucił
własne dziecko”. Tak najprościej i najłatwiej, to nie wymaga
żadnego wysiłku. Tylko nieliczni tak czynią, bo reszta jakoś daje
radę i nie wyobraża sobie, że mogłaby inaczej. Niektórzy mówią
często ”nie wyobrażam sobie tego”. Widzisz Ty nawet nie możesz
sobie tego wyobrazić, a inni przeżywają to na co dzień. Często
padają słowa „jak Ja Cię podziwiam”. Podziwiać to Ty możesz
obraz w galerii, krajobraz, górski widok, a nie człowieka, która
chce sprostać swoim zadaniom i wypełnić misję, która została mu
powierzona. Jak masz mówić takie głupoty nie mów nic czasami
milczenie jest na wagę złota, a filozofów dość wśród nas. Co
masz robić? Jeśli nie pomożesz, to przynajmniej nie komentuj i nie
dopatruj się tego czego nie ma. No i doceń to co masz, bo nic nie
jest dan raz na zawsze.
Wszystkie
sytuacje, które opisałam mogą dotknąć Ciebie Twojej rodziny,
nikomu tego nie życzę, ale takie jest życie. Czasami masz
poczucie, ze tragedie dzieją się gdzieś tam z dala od nas, u
kogoś. Nie myślisz, że Ty możesz być następnym. Zastanów się, czy chciałbyś, aby inni zachowywali się w stosunku do Ciebie jak
Ty zachowujesz się w stosunku do nich, zamieniając zwykłą empatię
na zaspokojenie swoich potrzeb, aby pożywić się sensacją.
Częściej
skupiamy się na przyczynach tragedii i na tym, ze można było jej
uniknąć, niż na emocjach, jakie w danej chwili towarzyszą
rodzinom ofiar różnorakich wypadków. Spójrzcie słyszymy o tym,
ze dziecko wypada z okna. Pierwszy odruch, zadajemy pytanie jak do
tego doszło, gdzie byli opiekunowie, jak można było do tego
dopuścić. A tak naprawdę ktoś, gdzieś przeżywa koszmar. Pewnie,
że takie rzeczy dzieją się przez nieuwagę, ale jakie to ma
znaczenie dla tych rodzin, dla nich stało się coś najgorszego, nie
dość, że stracili dziecko, to jeszcze będą musieli żyć z
wyrzutami sumienia. Dla nich to największa kara. Ciągle słyszymy o
wypadkach samochodowych. To prawda, że gdyby nie brawura, nadmierna
prędkość i alkohol do większości z nich by nie doszło. Tylko
jakie to znów ma znaczenie dla rodzin ofiar, nie zmienia to faktu,
że kogoś już nie ma nawet jeśli stało się to na jego życzenie.
Oceniamy pomijając z czym przyszło żyć tym, którzy zostali.
Sytuacja sprzed kilku dni – tragedia w górach. A ludzie piszą po
co oni tam szli, mimo ostrzeżeń. Wiadomo nie powinni, ale znów
gdzie ta empatia, jakie to pocieszenie dla ich rodzin wiedząc, że
gdyby rozwaga to ich bliscy by zostali? Żadne ich już nie ma i nie
będzie, bez względu na to, czy wiedzieli, czy nie byli świadomi
zagrożenia, to ich już nie ma. Dla bliskich liczy się tylko
strata.
Zastanów
się, czy chciałbyś, gdyby śmierć Twoich bliskich była tak
komentowana? Pewnie nie to dlaczego tak robisz? Dziś Ty jesteś
obserwatorem takich zdarzeń, jutro to inni mogą komentować podobne
zdarzenia z Twoim udziałem, bądź z udziałem osób z Twojej
rodziny.
Mam
nadzieję, że artykuł da wam wiele do myślenia i przeanalizowania
ludzkich zachowań. Myślę że trudno się z tym nie zgodzić i
zaprzeczać, bo to co opisałam to samo życie, sytuacje znane i
zapewne nie obce każdemu z nas. Jak zwykle artykuł szczery do bólu,
ale moim celem nie jest słodzenie i poklepywanie każdego po
ramieniu, gdybym tak chciała założyłabym bloga o tym jak być
dobrą mamą. Jak to dziś jesteśmy umęczone, jak się poświęcamy,
jak nie dosypiamy i nie mamy czasu dla siebie (sama czytam takie
blogi), bo tak jest, to prawda. Tylko zobacz jak to wszystko się ma
do tych rzeczy, które opisałam? Nijak, nawet takie umęczenie
przegrywa z ludzką tragedią, ze śmiercią i nie da się tu nic
wylicytować. A to co pozostaje to cieszyć się z takiego
„umęczenia”, bo mimo wszystko masz to szczęście.
Na
wielu innych blogach znajdziesz to co chcesz przeczytać, usłyszeć,
odnajdziesz część siebie i takie są między innymi blogi o
macierzyństwie, podają Ci na tacy co w danym momencie jest Ci
potrzebne. Bo tak wielu ma, bo wszyscy Cię rozumieją, nie jesteś
sam i taki tam pitu, pitu. W ten sposób szybko zaskarbiają sobie
sympatie czytelników. Na moim blogu tego nie znajdziesz i tym
właśnie mój blog różni się od innych. Tak jak już pisałam
najważniejsza jest prawda i szczerość czasem do bólu, a nie
zjednywanie sobie czytelników na siłę. Stawiam sobie za cel
pisanie o rzeczach ważnych i najważniejszych, a nie o tym np. czy
dziecku na śniadanie podać płatki z mlekiem, czy może lepiej
kanapkę.
Piszę
od siebie, tak jak czuję, nie musicie wcale podzielać mojego
zdania, nie twierdzę, że we wszystkim mam rację. Jestem
człowiekiem i mogę się mylić.
Zawsze
punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mam nadzieję, że
czytając ten artykuł, nie nudziliście się. Następny myślę, że
w piątek, tak na zakończenie wakacji. Specjalny dla wszystkich
uczniów, ale bardziej dla rodziców. Będzie tym razem krótko, zwięźle i jak zwykle szczerze.
Komentarze
Prześlij komentarz